Polskie granatniki ppanc
Bogusław Perzyk
Polskie granatniki przeciwpancerne
z lat 1946-1955
(cz. II)
Z doświadczeń II wojny światowej wynikało, że siła uderzeniowa broni pancernej osłabła z uwagi na możliwość wyeliminowania z walki nawet najsilniej opancerzonych pojazdów przy pomocy coraz powszechniejszych ładunków kumulacyjnych, do których miotania nie musiała być używana artyleria, bowiem wystarczała choćby siła ludzkich mięśni. Ponadto pojawiły się działa i wyrzutnie bezodrzutowe, tanie i lekkie, które gęsto rozmieszczone w szeregach piechoty, z łatwych do zamaskowania stanowisk, mogły miotać z zaskoczenia do pojazdów wroga pociski kumulacyjne. Dlatego już w 1946 roku zaczęto w Polsce badania nad przeciwpancerną bronią bezodrzutową, a wojsko niebawem wszczęło starania, żeby przyjąć do uzbrojenia Wojska Polskiego nowoczesne granatniki własnej konstrukcji i produkcji. To z pozoru proste zadanie okazało się jednak niewykonalne dla krajowych placówek naukowobadawczych i przemysłu obronnego.
VI. Badania granatnika
Ustalono, że przygotowanie granatnika do boju i do marszu trwało około 1 min. w pozycji leżąc. Natomiast do boju w pozycji klęcząc i stojąc – też minutę, gdy obsługa przygotowała do tego granatnik w pozycji leżąc. W boju przechodzenie w różne pozycje było możliwe w czasie 1 min. tylko przed rozpoczęciem strzelania, a potem utrudnione przez rozgrzanie granatnika. Przy zmianie położenia nóżek w zaczep przedni lub z powrotem powstawały trudności przy zajmowaniu stanowiska w okopie i w terenie piaszczystym, z uwagi na nieuniknione zapiaszczenie gniazd mocujących. Przenoszenie broni w czasie marszu było wygodne przy użyciu rączek i pasów nośnych, lecz tylko wtedy, gdy robiło to 2 ludzi. Jeden człowiek niosący broń zawieszoną na plecach przy użyciu pasów miał problemy z ruchem w terenie i przy pokonywaniu przeszkód z powodu zbyt dużego ciężaru i długości granatnika. Przenoszenie amunicji w pojemnikach trzymanych za rączki przy jednoczesnym transporcie granatnika za uchwyty było niewygodne, gdyż wymagało angażowania obu rąk przy pokonywaniu przeszkód (parkany, okopy itp.).
W zakresie tego, co związane z przygotowaniem do otwarcia ognia, próby pokazały, że w terenie płaskim pionowy kąt ostrzału był możliwy w granicach +4° z postawy leżącej i z okopu, a do +10° z klęcząc i stojąc. Wzajemne położenie przyrządów celowniczych było dobre, lecz poważny mankament stanowił brak skali nastaw odległości i wyprzedzenia oraz brak skali korekcyjnej ze względu na temperaturę. Samo celowanie było utrudnione z powodu małego pola widzenia i niewygodne, gdy ruchomy cel przemieszczał się prostopadle do osi lufy. Załadowanie naboju do lufy wymagało użycia ładowacza, co obniżało szybkostrzelność i było uciążliwe, bowiem wskutek ścisłego pasowania występowało duże tarcie, a brak niezawodnego oporu właściwego położenia naboju w lufie wymagał specjalnej uwagi ładującego. Okazało się, że konstrukcja ładowacza była nieodpowiednia, ponieważ sprężyna mająca pochłaniać część energii dosyłania utrudniała ładowanie, zamiast je ułatwiać. Ładowniczy musiał mocować się jednocześnie ze sprężyną oraz tarciem naboju i głowicy dosyłacza o ścianki lufy, przez co wywoływał moment obrotowy, skierowany od osi trójnogu na rękę celowniczego trzymającą chwyt, która musiała przeciwdziałać obrotowi lufy ku dołowi. Na skutek używania dużej siły i ruchu lufy ładowniczy nie był w stanie precyzyjnie kontrolować przemieszczania się naboju w lufie i często przesuwał go do przodu za rowek oporowy, co powodowało, że pierścień kontaktowy stawał poza polem działania iglicy.
Poważną wadą granatnika okazał się brak izolacji termicznej na lufie; już po 3-5 strzałach nagrzewała się do tego stopnia, że nie można było do niej przyłożyć policzka, a to wykluczało wycelowanie broni. Gorąca lufa utrudniała przemieszczanie granatnika podczas boju i w ogóle jego transport. Strzelanie ujawniło jeszcze jedną poważną wadę broni: zawirowanie gazów i powietrza przed lufą powodowało, że wszelki materiał luźno tam leżący lub uwolniony podmuchem wystrzału (piasek, igliwie, strzępy trawy itp.) dostawał się do wnętrza lufy. Nie przewidziano tego i na podstawie pozorowanych działoczynów (od wyjęcia naboju z pojemnika do naciśnięcia spustu – 10 sek.) ustalono wysoką szybkostrzelność granatnika. W rzeczywistości po każdym strzale trzeba było sprawdzać stan lufy i ją czyścić, przez co w praktyce nie można było oddać więcej, niż 1 strz./min. Do czyszczenia zastosowano wycior na drążku, bowiem użycie wyciora etatowego powodowało, że czas przygotowania granatnika do kolejnego strzału wzrastał do 1,5 min. Jeśli dodać do tego kłopoty z ładowaniem i parzącą lufę – drastycznie niska szybkostrzelność dyskwalifikowała granatnik jako broń do zwalczania pojazdów pancernych, szczególnie ruchomych.
Wrogiem broni była woda, szkodliwa nie tylko dla nabojów, ponieważ próby strzelania po pozorowanym deszczu ujawniły, że dostawała się do spustu i mechanizmu iglicy (zwieracza), a także do lufy za pomocą ładowacza, wywołując zwarcie na masę i uniemożliwiała tym samym oddanie strzału. Wystarczyło kilka kropel wody na pierścieniu kontaktowym naboju, aby broń nie działała. Nawet powleczenie pierścienia powłoką izolacyjną nie rozwiązywało problemu, gdyż w przypadku obecności wody na całym pierścieniu zwarcie występowało w miejscu zetknięcia się iglicy z paskiem kontaktowym.
VII. Badanie wytrzymałości lufy
Według informacji z Huty Stalowa Wola odnośnie parametrów materiału, z którego wykonano lufę, za w pełni bezpieczne i eksploatacyjne uznano ciśnienie maksymalne wywołane detonacją pełnego ładunku miotającego 600 kg/cm2 w najgrubszej partii środkowej, 250 kg/cm2 w wylotowej i 400 kg/cm2 w tyle. W obawie przed możliwością uszkodzenia broni pierwsze strzały oddano z lufy zastępczej. Pocisk z ładunkiem wzmocnionym uzyskał prędkość 271,3 m/s, a ciśnienia maksymalne w ww. partiach lufy wyniosły: 813, 549 i 408 kg/cm2. Dla porównania ciśnienia w drugim strzale, wywołane ładunkiem pełnym, to: 676, 504 i 136 kg/cm2. Według oceny IMP ciśnienie dopuszczalne w prototypie nie mogło przekroczyć 700 kg/cm2, dlatego do strzałów z niego w 2 nabojach wzmocnionychnieco zmniejszono ładunek prochu taśmowego. Pociski uzyskały prędkości 257,65 i 253,55 m/s – co sugerowało, że faktycznie ciśnienie osiągnęło pułap dopuszczalny.
Przed próbą precyzyjnie zbadano stan powierzchni przewodu lufy prototypu i pomierzono jej średnicę co 50 mm. Po strzałach j.w. różnice były rzędu kilku setnych milimetra, oprócz rejonu 800-900 mm od wylotu, gdzie odnotowano powierzchnię lekko sfalowaną, a średnicę powiększoną o 0,3-0,4 mm.
Równolegle z obserwacją stanu granatnika badano zachowanie się i wytrzymałość korpusów pocisków (patrz fotografia). Z ładunkiem wzmocnionym wystrzelono z granatnika pociski nr 05 i 217. Pierwszy zgubił na torze lotu aż 6 skrzydełek, a 2 następne odpadły po uderzeniu w kulochwyt; głowica była zdeformowana, ponadto gwint łączący ją z trzonem brzechwy został wyłamany. Drugi pocisk stracił 1 skrzydełko w kulochwycie i miał złamany trzon brzechwy. Z pozostałych wystrzelonych pocisków nr 51 wyglądał podobnie, z tym, że miał urwane 3 skrzydełka, a nr 47 jedno, przy czym tylna część jego głowicy była pęknięta i złamany został trzon brzechwy.
Dziwne uszkodzenia pocisków i ślady pozostawione na tarczy skłoniły zespół badający do ich bardziej wnikliwych oględzin: porozcinano głowice, które były elaborowane pakiem i ciężarkiem ołowianym 65-75 g. Np. pocisk nr 51 uderzył w tarczę bokiem i w miejsce odległe od punktu celowania – ponieważ, jak się okazało, jego środek ciężkości nie znajdował się na osi podłużnej (podobnie, jak zauważono to w innych pociskach) z powodu złego ustawienia ciężarka.
Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 5/2012