Powrót „księżycowych” niszczycieli


Marcin Chała


 

 

 

 

Powrót „księżycowych” niszczycieli

 

 

 

Japonia jest jednym z krajów, które nieustannie muszą nie tylko utrzymywać, ale i podnosić swój potencjał w dziedzinie obronności. W jej przypadku „czynnikiem naciskowym” jest sąsiedztwo największych, a także ostatnich, enklaw komunizmu na świecie – Chin, Korei Północnej i Wietnamu. Na domiar złego państwa te regularnie wzmacniają swoje siły zbrojne, w tym także ich morskie komponenty.

 

Parasol antyrakietowy Japońskich Morskich Sił Samoobrony, jak eufemistycznie nazywana jest tamtejsza marynarka wojenna, od niemal już 20 lat (!) stanowią 4 niszczyciele rakietowe typu Kongo oraz ich młodsi bracia, oddane do służby w latach 2007 i 2008 2 jednostki typu Atago. Ich podstawowym wyposażeniem jest amerykański system Aegis, który zapewnia zdolność zwalczania niemalże wszystkich typów środków napadu powietrznego. Niemalże – ponieważ jego piętą achillesową są ograniczone możliwości niszczenia niewielkich, szybko poruszających się na małej wysokości obiektów w bliskiej odległości. W związku z faktem, że okręty będące nosicielami tego systemu w przypadku wybuchu konfliktu staną się niewątpliwie priorytetowymi celami dla rakiet i lotnictwa przeciwnika, bardzo istotne jest zapewnienie im odpowiedniej eskorty. Według najnowszej japońskiej strategii za ochronę strefy w promieniu 30 Mm od własnych jednostek mają być odpowiedzialni bohaterowie niniejszego artykułu – niszczyciele typu Akizuki. Ze względu na charakterystyczny wygląd, a także możliwości określane są one często mianem Mini-Aegis. Docelowo zastąpią one w służbie wysłużone już niszczyciele typu Asagiri w stosunku 1:2.


Historia Akizuki
Pierwsze wizualizacje nowo projektowanego okrętu pojawiły się na łamach japońskiego miesięcznika „Ships of the World” już w grudniu 2003 r. Od początku przedstawiano jego dwie odmienne wizje. Pierwsza (tzw. Plan A) prezentowała jednostkę bardzo zaawansowaną technicznie, a przez to drogą i skomplikowaną w budowie. Była ona wyjątkowo ambitna, wręcz awangardowa. Cechą tego projektu było wykorzystanie na niespotykaną dotychczas (w krajach azjatyckich) skalę, zdobyczy stealth, której zwieńczeniem miała być m.in. instalacja masztu zintegrowanego, a także odwrotnie pochylona dziobnica jak np. na niszczycielach amerykańskiego typu Zumwalt (DDG 1000). Dla zmniejszenia skutecznej powierzchni odbicia radiolokacyjnego i widma w podczerwieni, komin miał być zintegrowany z nadbudówką oraz zaopatrzony w zaawansowane systemy chłodzenia spalin. W konstrukcji kadłuba i nadbudówek proponowano natomiast w bardzo dużym stopniu wykorzystanie materiałów kompozytowych na bazie włókien węglowych.

Drugą, przedstawianą niejako dla kontrastu, wizją była bardziej konserwatywna wersja oznaczona jako Plan B. Charakteryzowała się klasyczną konstrukcją, jak np. tradycyjną dziobnicą. Pozostawiono jednak maszt zintegrowany oraz zaawansowane rozwiązania mające zapewnić znaczne zmniejszenie pól fizycznych. W obu przypadkach okręty przystosowane miały być do współpracy z bezzałogowymi pojazdami latającymi oraz podwodnymi. Jak można było się domyślać, żadna z tych wizji nie znalazła zwolenników w dowództwie JMSDF. Dwa lata później, w listopadzie 2005 r., powrócono do tematu budowy okrętów eskortowych, prezentując kolejne dwie wizualizacje. Tym razem były to wersje bardziej zachowawcze, choć pod względem uzbrojenia artyleryjskiego wyjątkowo nowatorskie. Planowano bowiem m.in. instalację armaty kal. 155 mm systemu AGS (Advanced Gun System), takiego jaki trafi na pokłady wspomnianych Zumwaltów. Uzbrojeniem uzupełniającym miały natomiast być dwa systemy bliskiej obrony SeaRAM. Zgodnie z panującą tendencją założono wykorzystanie bezzałogowców. Pozostawiono także maszt zintegrowany. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych wizji, tak i tym razem poza odmianą awangardową zaprezentowano projekt „ekonomiczny”. W tym przypadku uzbrojenie było bardziej konserwatywne. Podstawą miała być sprawdzona, także przez JMSDF, amerykańska armata Mk 45 Mod. 4, a bezpośrednią obronę przeciwrakietową miałby zapewnić standardowy dla japońskich okrętów system Phalanx.

W tym przypadku nie skończyło się jednak tylko na wizjach. Z budżetu na rok finansowy 2006 wydzielono bowiem fundusze w wysokości 64,8 mld jenów z przeznaczeniem na rozpoczęcie prac nad nową generacją niszczycieli. Warto wspomnieć, że początkowo planowano budowę aż 19 okrętów. Niedługo później ministerstwo obrony poinformowało jednak o ograniczeniu tego wyjątkowo optymistycznego programu do 13 jednostek. W tym samym czasie zadecydowano także o zarzuceniu zbyt ambitnego podejścia do kompleksowych rozwiązań stealth, zrezygnowano także z idei instalacji napędu elektrycznego, który w wyniku światowego trendu, przewinął się przez ekrany komputerów japońskich inżynierów. Wybrano natomiast docelowy zestaw uzbrojenia: pociski plot. RIM-162 Evolved Sea Sparrow (ESSM), rakietotorpedy ASROC (oraz ich japońskie odpowiedniki Type 07), przeciwokrętowe pociski Type 90 oraz armatę Mk 45 Mod. 4. Zwalczanie okrętów podwodnych w bezpośredniej odległości od nosicieli miały natomiast zapewnić wyrzutnie HOS-303 dla torped ZOP.

Po wielu perturbacjach liczbę okrętów ostatecznie ograniczono do zaledwie 4. W związku z faktem, że prototyp miał być zbudowany w ramach budżetu na rok finansowy 2006, program początkowo nosił oznaczenie 18DD, które następnie zmieniono na 18DDH. Aby zmniejszyć koszty, projekt nowych jednostek postanowiono oprzeć na modyfikacji już eksploatowanych okrętów, a wybór padł na niszczyciele typu Takanami. Opracowywano go w ramach budżetów kolejnych lat, raz zwiększając (2008), a raz zmniejszając (2009) zakres technik ograniczających skuteczną powierzchnię odbicia radiolokacyjnego. Ostatecznie jednak do realizacji wybrano projekt wcześniejszy, bardziej konwencjonalny. W związku z długim okresem studiów wstępnych, rozpoczęcie budowy nastąpiło już w kolejnym roku epoki, co pociągnęło za sobą zmianę oznaczenia projektu z 18DD na 19DD.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 10/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter