Pożyteczna grupka
Wojciech Holicki
Zdarzyło się 70 lat temu (33)
„Pożyteczna grupka”
Gdy pod koniec 1942 r. U-Booty zmasakrowały konwój ONS 154, broniony przez kanadyjską 1. Grupę Eskortową, brytyjska Admiralicja zażądała tymczasowego wycofania większości sojuszniczych formacji z działań na Atlantyku Północnym. Krok ten, motywowany koniecznością doszkolenia załóg, nie spodobał się za oceanem, z powodu trafnego podejrzenia, że w sztabie Royal Navy panuje przekonanie, iż Kanadyjczykom brak także odpowiedniego morale. Mimo protestów i skarg, m.in. na zbywanie próśb o dostarczenie przez Brytyjczyków najnowszych radarów, Ottawa musiała ustąpić. Właśnie wtedy jednak, w styczniu i lutym 1943 r., grupa korwet Royal Canadian Navy wykazała swoją wysoką użyteczność na dużo bardziej oddalonych trasach konwojowych.
Pod koniec sierpnia 1942 r., miesiąc po tym, jak zapadła decyzja o inwazji na francuską Afrykę Północną, wadm. Percy W. Nelles, szef sztabu Royal Canadian Navy, został uprzedzony przez Admiralicję, że wkrótce odwiedzi Ottawę specjalny wysłannik. Okazał się nim Szef Operacji Połączonych, wadm. Louis Mountbatten, który przedstawił zarys planowanych działań na Morzu Śródziemnym, prosząc by Kanadyjczycy włączyli do nich swoje okręty. W dokumentach, jakie przywiózł, nie było mowy o liczbach (Brytyjczycy ograniczyli się do elegancko sformułowanego odpowiednika „zróbcie co możecie”), ale Mountbatten musiał otrzymać stosowne instrukcje, albo też z własnej inicjatywy zapytał „Dacie nam 17 korwet?”.
Całkiem niedawno, w maju, na prośbę z Londynu kanadyjskie okręty zaczęły wspomagać amerykańskie na Morzu Karaibskim. Odesłanie ich sprawiło, że operujące na Atlantyku Północnym musiały jeszcze częściej wychodzić w morze. Prowadziło to do nieuniknionego obniżenia sprawności bojowej, nie tylko indywidualnej (brakowało czasu na szkolenie, częstsze były awarie, załogi ulegały przemęczeniu), ale i zbiorowej (przy wysokiej rotacji w składach grup eskortowych nie mogło być mowy o zgraniu). Wprowadzanie do służby budowanych w kanadyjskich stoczniach korwet typu Flower wcale nie polepszało sytuacji, bo trapiły je różnorakie usterki i braki sprzętowe, a załogom brakowało treningu i doświadczenia. Pytanie Mountbattena postawiło więc gospodarzy w trudnej sytuacji.
Oczywiste było, że jego wizyta nie mogła w tej kwestii przynieść natychmiastowego rozstrzygnięcia. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw Kanadyjczycy uznali jednak, iż osłabienie obrony na zachodnim wybrzeżu (postanowili dyslokować z Pacyfiku 5 korwet) i zamknięcie dla żeglugi oceanicznej Rzeki Św. Wawrzyńca pozwolą na spełnienie prośby z Londynu. 9 września Nelles odpowiedział, że zostanie zaakceptowana przez gabinet wojenny, pod warunkiem, że odesłane okręty wrócą najwcześniej jak to możliwe, najpóźniej w lutym. Admiralicja szybko się na to zgodziła, przyrzekając zapewnić Kanadyjczykom „dobre miejsce w pierwszym rzędzie” i wyrażając nadzieję, iż pozostawią po sobie dobre wrażenie.
Kożuchy, Oerlikony i kuskus
Pierwszą grupę korwet, które Kanadyjczycy oddelegowali do udziału w operacji „Torch”, tworzyły Louisburg, Lunenburg, Prescott, Weyburn i Woodstock. Okręty te oraz należąca do 25. Canadian Escort Group weteranka HMS Nasturtium, którą „zwolniono z obowiązków” na Atlantyku Północnym, dołączyły do eskortowanego przez grupę A3 konwoju SC 100 (Halifax – Liverpool). Wyszedł on w rejs 12 września i 8 dni potem utracił jeden statek, ale pogorszenie się pogody uniemożliwiło innym U-Bootom skoncentrowany atak, więc zatopiły jeszcze tylko jeden i trzech maruderów. Z październikowym SC 105 do Wielkiej Brytanii popłynęły Baddeck i Port Arthur, a Calgary, Camrose i Kitchener zrobiły to z SC 106 (dotarł do Liverpoolu 5 listopada), który również nie był atakowany. HX 212 (Nowy Jork – Liverpool, 18 października – 2 listopada), któremu towarzyszyły Alberni, Summerside i Ville de Quebec, nie miał szczęścia – między 27 i 29 października „wilcze stado” o kryptonimie „Puma” uszczupliło go o 6 statków, nie ponosząc strat. Trójka korwet pełniła rolę jednostek ratowniczych, podniosła kilkudziesięciu rozbitków. Jeszcze gorzej powiodło się SC 107 (24 października – 10 listopada), do którego dołączyły Algoma, Moose Jaw i Regina. Zaatakowany przez „wilcze stado” „Veilchen” utracił aż 15 statków, co stanowiło kolejny powód do narzekań w Londynie (konwój był „pod opieką” kanadyjskiej C4, na czele z niszczycielem Restigouche).
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 2/2013