PPQ
Wojciech Weiler
PPQ
– odgrzewany kotlet a la Walther
Pośród konkurencji dobre pistolety obronią się same, czego dowodzi przykład Jedenastki, której stulecie właśnie obchodzimy, a z trochę młodszych – Glocka. Ale nawet najlepsze muszą być od czasu do czasu przynajmniej trochę odświeżane: jeśli nie dla wprowadzenia realnych ulepszeń, to choćby po to, by strzelcy mieli wrażenie, że producenci o nich myślą. I taki właśnie lifting, całkiem głęboki zresztą, przeprowadzono na Waltherze P99.
![](files/artykuly/strzal/98_strzal_2011_09_10/1.jpg)
Rzeczony pistolet (STRZAŁ 5/05) w chwili powstania należał do konstrukcji rewolucyjnych. Po dłuższym czasie marazmu w jakim trwała fabryka z Ulm, P99 wywiódł ją znów na szczyty. Nowa konstrukcja z ciekawym spustem i modnym iglicznym mechanizmem uderzeniowym, nowoczesne materiały i technologia, zerwanie z dotychczasowym dziedzictwem sięgającym lat przedwojennych, wreszcie ekscentryczna stylistyka – to wszystko się podobało. Pozycja Walthera P99 ugruntowała się przez lata i nadal pozostaje on jednym z liderów rynku pistoletów z plastikowym szkieletem. Przy okazji był też pionierem wymiennych grzbietów rękojeści, ustanawiając powszechny dziś standard w tej kategorii broni. W tym roku pojawiło się kolejne wcielenie P99, zapowiadane szumnie i głośno jako zupełnie nowy pistolet. Chyba jednak trochę na wyrost – zwłaszcza dla uważnego obserwatora znad Wisły...
Nowy-stary Walther
Walther PPQ sprytnie nawiązuje swą nazwą do jednego z najsłynniejszych protoplastów, który zrewolucjonizował rynek pistoletów – PPK. Jest pełnowymiarowym pistoletem służbowym (choć przecież jeszcze nie tak dawno broń tej wielkości zakwalifikowalibyśmy przynajmniej do semikompaktów, a może i kompaktów), dostępnym w dwóch wersjach nabojowych: 9 mm Parabellum i .40 S&W. Działa na zasadzie krótkiego odrzutu lufy i ryglowany jest przez jej przekoszenie. Połączenie lufy z zamkiem odbywa się za pomocą powiększonej nasady części wlotowej lufy i dużego okna wyrzutowego łusek, szkielet jest wykonany z tworzywa sztucznego, mechanizm uderzeniowy nie ma kurka – dotąd wszystko jest tak, jak w klasycznym P99. A jednak już na pierwszy rzut oka pistolety wyglądają zupełnie inaczej.
Zamek PPQ ma znacznie unowocześniony i uproszczony kształt – w przedniej części zniknęło obustronne wybranie zmniejszające masę; zastąpiły je grube nacięcia do odciągania. Na tle tych po lewej stronie powiewa Walther Schleife, firmowe logo fabryki z Ulm. Tylne nacięcia również zmieniono: szerokie rowki są wygodne także podczas chwytania ręką mokrą lub w rękawicy. Przyrządy celownicze z trytowymi wkładkami ułatwiają strzelanie po zmroku. Szkielet także poprawiono, zmieniając formę, w której jest wtryskiwany. Powiększony kabłąk daje więcej miejsca na palec dłoni ubranej w rękawicę. Zmodyfikowana zgodnie ze standardem Picatinny szyna montażowa do mocowania akcesoriów ma trzy wycięcia zamiast dotychczasowego jednego, przerobiono też rękojeść. Faktura jej powierzchni chwytowych jest teraz ostrzejsza i wygląda jak zbiór krótkich kłaczków, strzępków i nitek, posypanych gruboziarnistym piaskiem. Wymienne grzbiety zostały zachowane, nadal są dostępne w trzech rozmiarach, ale mają zupełnie inny kształt niż starsze wersje i pozwalają na wygodne trzymanie Walthera nawet w naprawdę wielkim łapsku. Powierzchnie boczne rękojeści zostały pofalowane i przechodzą płynnie we wgłębienia na palce, wykonane w powierzchni przedniej. Na pierwszy rzut oka wygląda to dość dziwnie, trochę jak w anatomicznej rękojeści sportowej, ale dzięki temu nowy chwyt Walthera jest wygodniejszy, a nawet pewniejszy od starego. Na szkielecie mamy gniazdo na transponder RFID służący użytkownikom użytkownikom służbowym do zdalnej identyfikacji broni – takie chipy montowane są przede wszystkim w egzemplarzach dostarczanych w ramach kontraktów wojskowych lub policyjnych, choć w przyszłości mają się stać standardem. Poza tym zdublowano po obu stronach zatrzask zamka – PPQ jest więc jednym z bardzo niewielu pistoletów, o których można powiedzieć, że zostały naprawdę zaprojektowane dla użytkowników prawo- i leworęcznych. Wszystkie manipulatory (spust oraz zatrzaski magazynka i zamka) są bowiem jednakowo dostępne, a jedyną niewygodą dla mańkutów będą latające przed twarzą łuski – kierunku ich ekstrakcji, co oczywiste, nie zmieniono.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 9/2011