Przyszłość MW RP – trzecia odsłona


Maksymilian Dura


 

 

 

 

Przyszłość MW RP

 

– trzecia odsłona

 

 

 

W czasie tegorocznej V Konferencji „Dni Przemysłu”, zorganizowanej przez Departament Polityki Zbrojeniowej MON, która odbyła się 19 marca w Warszawie, zaprezentowano trzecią wersję programu modernizacji technicznej Marynarki Wojennej. Po zapoznaniu się z nią mamy dwie wiadomości: dobrą – każda nowa wersja była, jak dotąd, lepsza od poprzedniej i złą – niestety nie w każdym punkcie.

 

 

Zaczynamy już się przyzwyczajać, że materiały na temat programu modernizacji technicznej Marynarki Wojennej RP prezentowane są przez Ministerstwo Obrony Narodowej cyklicznie co około pół roku. Pierwszą wizję rozwoju naszych sił morskich przedstawiono 29 marca 2012 r. w Gdyni, drugą 12 grudnia 2012 w Internecie, ostatnią poznaliśmy w czasie „Dni Przemysłu”. Porównując te trzy wersje można łatwo dostrzec, jak ewoluuje ten program w miarę uściślania wymagań i jak powoli, ale systematycznie ludzie „na górze” zaczynają rozumieć, czym w ogóle jest Marynarka Wojenna. Doszło do tak nieprawdopodobnej sytuacji (biorąc pod uwagę minione czasy), że minister i wiceminister obrony narodowej potrafią odpowiedzieć praktycznie na każde szczegółowe pytanie dotyczące okrętów, jakie może im postawić dziennikarz nie wywodzący się z prasy specjalistycznej. To bardzo dobrze rokuje, o ile założone plany będą realizowane. A po „Dniach Przemysłu” zaczynam mieć co do tego poważne wątpliwości.

 

Metamorfoza planów modernizacji
„Stety-niestety” z prezentacji na prezentację plany się zmieniają. Dotyczy to zarówno liczby i rodzajów planowanego do pozyskania uzbrojenia, jak i harmonogramu. Jedyne co jest stałe, to brak informacji na temat finansowania poszczególnych zadań, poza „sławnymi” i - jak dotąd pozostającymi tylko na papierze - 900 milionami złotych rocznie na modernizację techniczną floty.

W trakcie konferencji poznaliśmy dwa spojrzenia na Marynarkę Wojenną: teoretyczne – zaprezentowane przez szefa Sztabu Generalnego gen. Mieczysława Cieniucha i praktyczne, przedstawione przez szefa Techniki Morskiej Inspektoratu Uzbrojenia kmdr. Dariusza Olejnika. Co ciekawe, obie różnią się w niektórych szczegółach, co może być wynikiem błędów literowych lub, niestety, wskazywać na trwającą w dalszym ciągu metamorfozę planu modernizacji MW (który miał być przecież gotowy we wrześniu 2012 r.). A jaki jest efekt takiego zamieszania, widać choćby po planach dotyczących Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego.

 

Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy... drugi
Po ogłoszeniu w grudniu 2012 r. szczegółów planu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP mało kto zwrócił uwagę, że zmieniono nazwę programu operacyjnego dotyczącego sił morskich z „Modernizacja Marynarki Wojennej” na „Zwalczanie zagrożeń na morzu”. Przedstawiciel Sztabu Generalnego próbował mi wytłumaczyć, że wynika to z tzw. prognozowania zadaniowego, ale na moje pytanie dlaczego nie zmieniono też np. nazwy „Obrona powietrzna i obrona przeciwlotnicza” na „Zwalczanie zagrożeń z powietrza” nie potrafił mi już odpowiedzieć w ten sam sposób.

Co gorsza, MON zawsze publikował listę pięciu „programów głównych” i dziewięciu „programów specjalistycznych”, ale w grudniu 2012 r. przedstawił już tylko 13 „programów operacyjnych”, zachowując zasadniczo kolejność z poprzednich prezentacji - poza jednym wyjątkiem. Z trzeciej pozycji (a więc wcześniej zarezerwowanej dla najważniejszych programów głównych) zniknęła „Modernizacja Marynarki Wojennej”. I owszem, na 11. miejscu pojawił się program operacyjny: „Zwalczanie zagrożeń na morzu”, ale przy takim zapisie wcale nie musi on już dotyczyć tylko naszych sił morskich. Takie sformułowanie świadczy także o kompletnym ignorowaniu przez niektórych oficerów Sztabu Generalnego nowych kierunków, w jakich rozwijane są każde nowoczesne siły morskie. Polegają one na coraz szerszym wykorzystaniu marynarek wojennych do wsparcia ugrupowań działających na lądzie. Temu kto wymyślił nowy tytuł trudno więc będzie teraz wytłumaczyć, dlaczego kupujemy droższe pociski przeciwokrętowe tylko po to, by mogły one zwalczać obiekty na lądzie i dlaczego na okrętach podwodnych mają być pociski manewrujące jako broń odstraszania. Przecież Marynarka Wojenna ma zwalczać zagrożenia na morzu...

Dlaczego tak zrobiono, zrozumiemy gdy spojrzymy na zmiany, jakim podlega pod względem priorytetów program modernizacji naszych sił morskich. O podejściu do niego może świadczyć fakt, że prezentując ten plan na „Dniach Przemysłu”, szef Sztabu Generalnego zaczął od informacji nie o okrętach, ale od tego, że planowane jest pozyskanie drugiego Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego. Co ciekawe, na slajdzie obrazującym ten program, NDR był zapisany na przedostatnim miejscu. Ponadto jeżeli gen. Cieniuch już na początku wskazał, że NDR jest „przeznaczony do zwalczania obiektów lądowych i nawodnych sił okrętowych…” (dokładnie w takiej kolejności), to dlaczego Sztab Generalny wprowadził nazwę programu: „Zwalczanie zagrożeń na morzu”? Niekonsekwencja, czy odpowiedź na pytanie: quo vadis?

Może to przypadek, a może sygnał, że okręty są nadal „kulą u nogi” Sztabu Generalnego? Z tym że ten organ odpowiedzialny za przygotowanie wojska do działań połączonych powinien doskonale wiedzieć, że to nie nadbrzeżne dywizjony rakietowe świadczą o możliwościach sił morskich, ale ich jednostki pływające. A one, jak widać, zaczynają być przesuwane na dalszy plan. Dlaczego tak sądzę? Ponieważ wskazują na to daty.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 04/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter