Pętla na szyi


Wojciech Holicki


 

 

 

 

Zdarzyło się 70 lat temu (35)

 

 

Pętla na szyi

 

 

 

13 maja 1943 r., dzień kapitulacji ostatnich oddziałów niemiecko-włoskich broniących się w Tunezji, oznaczał koniec kampanii w Afryce Północnej. Walki trwałyby z pewnością dużo dłużej, gdyby nie to, że w poprzednim miesiącu Alianci skutecznie zakłócali zaopatrywanie sił przeciwnika, pozwalając na to, by otrzymały tylko niecałe 19 tys. t amunicji, paliwa i żywności, 46 czołgów, 26 armat oraz mniej niż 300 różnego rodzaju pojazdów. Przyczyniły się do tego głównie amerykańskie samoloty i brytyjskie okręty podwodne.

 

 

Po drugiej bitwie pod El Alamein i alianckim lądowaniu we francuskiej części Afryki Północnej, oddziały Osi w ciągu 10 dni wycofały się ponad 600 km na zachód. 13 listopada 1942 r. Rommel utracił Tobruk, a tydzień potem Bengazi, musząc pogodzić się także z koniecznością zniszczenia zgromadzonych w tych portach zapasów. W połowie grudnia konieczny był odwrót spod El Agheila. 15 stycznia 1943 r. brytyjska 8. Armia gen. por. Bernarda Montgomery’ego rozpoczęła kolejną ofensywę, osiem dni później zdobywając Trypolis, a pod koniec miesiąca jej oddziały czołowe dotarły do granicy libijsko-tunezyjskiej.

Po kapitulacji sił Vichy w Algierii (nastąpiło to 10 listopada) Niemcy z miejsca wykorzystali wywołaną przez tymczasową „próżnię” decyzyjną bierność władz w Tunisie i przerzucili tam drogą powietrzną oddziały, które – nie napotykając oporu – opanowały go. Natomiast 12 listopada do Bizerty zawinęły 2 włoskie statki, przywożąc 1000 żołnierzy, lekkie czołgi i zaopatrzenie; 2 dni potem niszczyciele dowiozły prawie 500 bersalierów. Poczynania te, choć wykryte, nie napotkały na kontrakcję, bo Amerykanom brakowało sił powietrznych na zbytnio oddalonych lotniskach, a Brytyjczycy nadal koncentrowali się na żegludze do Trypolisu. Oddziały lądowe, próbujące drogą od zachodu zdobyć Tunis, dotarły niedaleko, ale zostały zmuszone do odwrotu. 25 listopada w Tunezji było już prawie 16 tys. niemieckich i 9 tys. włoskich żołnierzy, w końcu miesiąca znalazła się tam cała 10. Dywizja Pancerna Wehrmachtu. Miały do niej dołączyć kolejne dwie oraz para włoskich dywizji piechoty.

Gdyby nie naciski z Berlina i Rzymu, Rommel wycofałby się do Tunezji dużo wcześniej, bo miał tam ułatwiające obronę ukształtowanie terenu, zbudowane przez Francuzów fortyfikacje (Linia Mareth), świeże siły oraz dużo większe szanse na zwiększony dopływ zaopatrzenia. Te ostatnie wynikały ze zdobycia dwóch obszernych portów o bogatej infrastrukturze, znajdujących się zdecydowanie bliżej Sycylii niż libijskie – od baz w zachodniej części wyspy dzieliło Bizertę w linii prostej około 130 Mm, długość trasy do Palermo wynosiła 190, a do Neapolu 300 Mm. Oznaczało to dużo krótsze wystawianie się na kontrakcję przeciwnika i to w dodatku na trasie, którą można było dobrze zabezpieczyć za pomocą pól minowych i własnego lotnictwa. Przy dłuższych nocach szybsze jednostki mogły pokonać odcinek z Sycylii pod osłoną ciemności, rozładować się za dnia pod osłoną wzmocnionej artylerii plot. i odbyć rejs powrotny następnej nocy. Kolejnym plusem było to, że po zajęciu Tunezji, Korsyki i strefy nieokupowanej w ręce Niemców i Włochów wpadły francuskie statki o łącznym tonażu ponad 450 tys. BRT.

Teoretycznie powinno było być dużo lepiej, w praktyce rachuby Rommla sprawdzały się częściowo i przez krótki czas. Można założyć, że już wcześniej usłyszał on tłumaczenia Włochów o niskiej przepustowości linii kolejowych na południu, „wąskim gardle”, jaką była przeprawa promowa przez Cieśninę Mesyńską, „zakorkowaniu” stoczni remontowych, braku wystarczającej liczby jednostek eskorty i paliwa dla nich. W nowej sytuacji okazało się, że prawie wszystkie zdobycze wymagają remontów, więc do dyspozycji będzie 37 statków o łącznym tonażu około 150 tys. BRT. Większość (jakieś 2/3) załadowywano w Neapolu, który już 4 grudnia stał się celem pierwszego ataku ciężkich bombowców USAAF, startujących z lotnisk w Algierii. Palermo, port wyjściowy dla pozostałych statków, bombardowane było intensywniej od stycznia 1943 r. Postój tam, w Trapani lub Marsali wynikający z konieczności zatankowania czy wymiany eskortowców, wydłużał trasę do 360-380 Mm, przyjęcie bezpieczniejszej wzdłuż wybrzeża „włoskiego buta” – do minimum 430. To i fakt że transportowce z reguły mogły rozwinąć prędkość 8-10 w. (szybsze spoczywały już na dnie lub czekały na remont) dawało przeciwnikowi sporo czasu na kontrakcję. Na domiar złego po pierwszych nalotach na Bizertę i Tunis „zniknęli” arabscy dokerzy (ostatecznie konieczne okazało się ściągnięcie „swoich” aż z Hamburga…), a dźwigi trzeba było wkrótce naprawiać lub wymieniać – w rezultacie maksimum rozładunku dziennego wynosiło 1500 t i cumowanie wydłużało się, co oczywiście nie było korzystne.

Na początku stycznia 1943 r. gen. płk Hans-Jürgen von Arnim, późniejszy następca Rommla, oceniał, że prowadzenie aktywnej obrony Tunezji wymaga 150 tys. t zaopatrzenia miesięcznie; potem Niemcy ustalili minimum na 69-60 tys. Włosi, wobec tego, że od stycznia „tunezyjski” tonaż wynosił najwyżej 50 tys. BRT, obliczyli, że realne maksimum to 70 tys. t ładunku. Na początku lutego odpowiadający za to oficer w sztabie ich floty uznał, iż możliwe jest wysyłanie 70-82 tys., a straty po drodze sięgną 25%.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 4/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter