Quo Vadis FFG? Rozwój wielozadaniowych fregat rakietowych
Maciej Matuszewski
Sławomir J. Lipiecki
Marynarki wojenne świata wykorzystują fregaty rakietowe jako przysłowiowe „konie robocze”. Źródło tego stanu rzeczy nie wynika z powodów ambicjonalnych czy też zwyczajowych, ale z faktu, że jednostki tej wielkości od bez mała dwustu lat zapewniają najkorzystniejszy stosunek kosztu do efektu. Mimo iż według klasyfikacji są to okręty małe (small vessels), poniższa prezentacja współczesnych projektów budowy jednostek klasy fregata rakietowa (FFG) wykaże, że obecna tendencja w stosunku do rozmiarów jest raczej wzrostowa, co spowodowane jest stałym przyrostem zadań stawianych przed współczesnymi flotami.
Zasadniczą rolą współczesnego okrętu nie jest – wbrew powszechnej opinii – zwalczanie innych jednostek morskich (Anti Surface Warfare, ASuW), ale środków napadu powietrznego (Anti Aircraft Warfare, AAW). Działania AAW nie polegają wyłącznie na wykrywaniu i zwalczaniu wrogich samolotów, ale także ewentualnych rakiet wystrzeliwanych przez inne okręty lub instalacje naziemne. Niejako logicznym kierunkiem ewolucji, w którym podąża większość liczących się marynarek wojennych, jest również zwalczanie rakiet balistycznych i satelitów. Następną w kolejności ważności, a nawet równoległą, jest zdolność takiej jednostki do zwalczania okrętów podwodnych (Anti Submarine Warfare, ASW) i dopiero w ostatniej kolejności rozważany jest wariant ASuW, rozumiany jako możliwości zwalczania celów zarówno lądowych (projekcja siły na ląd), jak i okrętów oraz statków.
Dla przykładu, nowoczesny okręt uderzeniowy dla polskiej MW powinien być zatem postrzegany bardziej jako komponent składowy systemów Wisła i Narew niż jednostka przeznaczona do wymiany salw rakietowych z ewentualnym przeciwnikiem. Również jako komponent, który w razie potrzeby można wysunąć w kierunku zagrożenia, korzystając ze swobody żeglugi (hierarchia ta wynika z doświadczeń autorów wyniesionych z udziału w ćwiczeniach i misjach międzynarodowych oraz stopnia zaawansowania sprzętu i procedur taktycznych). Natomiast hierarchia ważności poszczególnych obron na poziomie taktycznym jest dyktowana konkretną sytuacją taktyczną i może ulegać dynamicznym zmianom, zwłaszcza, że wspomniane obrony przenikają się wzajemnie i np. okręt podwodny może użyć rakiet przeciwokrętowych, co w zasadniczy sposób zmienia priorytety, które jednak nie stanowią treści niniejszego opracowania.
Fregata, czyli krążownik
Śledząc historię wojen morskich łatwo można zauważyć, że okręt jest narzędziem kosztownym zarówno w nabyciu, jak i w eksploatacji, w związku z powyższym dana flota może ich zbudować i utrzymać tylko określoną liczbę. Z kolei zadania i wyzwania stawiane przed flotą mają tendencję do gwałtownych i częstych zmian. W związku z powyższym już w epoce flot wiosłowych i żaglowych pojawiła się tendencja do posiadania jednostek uniwersalnych, o wystarczających parametrach morskich, aby szybko mogły dotrzeć na dowolny akwen, który znalazł się w orbicie zainteresowań państwa morskiego (w rozumieniu państwa, które posiada siły morskie), a jednocześnie dysponujących wystarczającym uzbrojeniem, aby poradzić sobie z zastaną na miejscu sytuacją.
Rewolucja pary i żelaza niewiele zmieniła w tym względzie. Pancerniki wypierające żaglowe okręty liniowe okazały się w praktyce bardzo drogie (oraz zbyt cenne jako zasób strategiczny), aby używać ich do „załatwiania spraw bieżących”. W ten sposób na arenie pojawił okręt przeznaczony do prowadzenia działań krążowniczych, czyli tzw. fregata pancerna (jest to oczywiście daleko posunięte uproszczenie). Doszło wówczas również do względnego zrównoważenia wyporności przewidzianych dla tej klasy jednostek (od 4000 do 5000 ton), która to zapewniała pomieszczenie w kadłubie wystarczająco wydajnej jednostki napędowej wraz z paliwem (wtedy była to maszyna parowa i węgiel). Pozwalała także na odpowiednie opancerzenie i uzbrojenie okrętu. Jednostki te z czasem wyewoluowały w dobrze znaną, choćby z lat II wojny światowej, klasę krążowników.
Należy przy tym pamiętać, że wraz ze wzrostem wymiarów geometrycznych jednostki pływającej występuje swoisty efekt synergii. Wyporność okrętu zależy od objętości jego części podwodnej. Jeśli przyjmiemy dla uproszczenia, że ma ona kształt prostopadłościanu, zauważymy, że dwukrotne zwiększenie wymiarów liniowych jednostki (długości, szerokość i wysokości) w praktyce spowoduje ośmiokrotne zwiększenie pojemności, która przekłada się z kolei na analogiczny wzrost wyporności (w praktyce kwestia ta jest oczywiście bardziej skomplikowana, należy bowiem dodatkowo uwzględnić współczynnik pełnotliwości kadłuba oraz fakt, że zwiększenie wymiarów spowoduje również wzrost ciężaru, co z kolei wywoła zwiększenie zanurzenia). Tak więc zależność nie jest tak ściśle liniowa, jak to przedstawiono powyżej, niemniej ogólna idea jest słuszna. Dlatego dwa razy większy okręt posiada w przybliżeniu osiem razy większą wyporność, co pozwala umieścić w jego kadłubie osiem razy więcej wyposażenia.
Po zakończeniu II wojny światowej państwa morskie zaczęły odchodzić od klasy krążowników (która zbliżyła się do 15 000 ton) i przerzucania ich tradycyjnych zadań na niszczyciele, niszczyciele eskortowe i fregaty, które wskutek tego niejako naturalnie rozrosły się wkrótce do rozmiaru krążownika lekkiego z okresu ostatniej wojny. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku fregaty rakietowe (FFG) zaczęły stawać się podstawowym składnikiem praktycznie wszystkich liczących się flot wojennych. W bardziej zamożnych krajach uzupełniły one (i zarazem odciążyły) niszczyciele, a w krajach o mniejszym budżecie obronnym stały się zasadniczym składnikiem sił nawodnych. Na początku były to jednostki z ograniczonym uzbrojeniem i sensorami, a także pozbawione zintegrowanego systemu dowodzenia i zarządzania walką. Były jednak na tyle dobrze wyposażone, że – w większości sytuacji taktycznych – mogły swobodnie operować na odległych akwenach, zarówno samodzielnie, jak i w zespołach. Wyporność fregat z tamtego okresu zwykle nie przekraczała 4000 ton (np. brytyjskie fregaty typu Leander – w zależności od wersji – wypierały po ok. 2800–3300 ton). Jednymi z największych były rosyjskie okręty Projektu 1135 (Krivak I), Projektu 1135M (Krivak II), Projektu 11351 (Krivak III) i Projektu 11352/11353 (Krivak IV plus eksportowy Projekt 11356 Talwar). Były to jednostki o wyporności (w zależności od wersji) od 3500 ton do 4100 ton, przeznaczone głównie do zadań z zakresu zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) i choć dysponowały również bronią o innym przeznaczeniu (w tym przeciwlotniczą), trudno było klasyfikować je jako fregaty wielozadaniowe. To samo dotyczyło np. konstrukcji japońskich (bazujących na amerykańskich rozwiązaniach technicznych). Jednostki ZOP typu Ishikari i Abukuma były w praktyce bardzo małymi okrętami o wyporności 1500–2600 ton. Mimo to, nie sklasyfikowano ich oficjalnie jako fregaty rakietowe, a… niszczyciele eskortowe (DE). Wywołało to notabene całkiem spory bałagan klasyfikacyjny w rocznikach flot. Co ciekawe, Japonia do dziś praktycznie nie dysponuje jednostkami klasy fregata rakietowa, uznając je obecnie za zbyt małe dla swoich potrzeb. Kośćcem współczesnych Japońskich Morskich Sił Samoobrony są niszczyciele rakietowe (przy czym dwie ostatnie jednostki typu Kongō – znane jako oddzielny typ Maya – mogłyby z powodzeniem zostać sklasyfikowane jako krążowniki rakietowe (CG).
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 2/2021