Radzieckie i rosyjskie systemy aktywnej ochrony czołgów
TOMASZ SZULC
Radzieckie i rosyjskie
systemy aktywnej ochrony czołgów
Pod koniec II wojny światowej zaczęto zauważać, że kompensowanie rosnących możliwości pocisków przeciwpancernych poprzez adekwatne zwiększanie grubości pancerzy wozów bojowych nie może zakończyć się sukcesem. Dlatego czołgi niemieckie otrzymały m.in. zewnętrzne ekrany, zwiększające odporność na rażenie głowicami kumulacyjnymi. Po wojnie wielkie nadzieje wiązano z zastosowaniem pancerzy warstwowych, które jednak tylko na kilkanaście lat przywróciły równowagę między możliwościami pocisku i pancerza. Dlatego też nadal szukano nowych sposobów ochrony wozów bojowych przed pociskami przeciwpancernymi.
Radykalnym rozwiązaniem mogło stać się uzyskanie zdolności do niszczenia (zmiany toru lotu) pocisków przeciwnika, zanim te uderzą w pancerz. Należało w tym celu najpierw wykryć zbliżające się pociski, potem określić ich trajektorię, a następnie skierować przeciwko nim „efektory”, czyli środki, które miałyby je wyeliminować.
Już pierwsze analizy wykazały, że praktyczna realizacja tych celów będzie bardzo trudna. Wykrywanie pocisków jest utrudnione z racji ich małych rozmiarów, znacznej prędkości lotu (od 100 do ponad 1500 m/s), a także płaskiej trajektorii, przez co horyzont wykrywania jest zwykle ograniczony.
Pociski mogą nadlatywać ze wszystkich kierunków, a dla pełnego zabezpieczenia pojazdu trzeba wykrywać także pociski odpalane z samolotów i śmigłowców, czy haubiczne i moździerzowe, czyli objąć obserwacją praktycznie całą półsferę. Na dodatek urządzenia wykrywające powinny być niewielkie i odporne na uszkodzenia mechaniczne, będące skutkiem jazdy w terenie i ostrzału z broni małokalibrowej oraz rażenie odłamkami. Śledzenie i określanie trajektorii powinno przebiegać błyskawicznie, bo od wykrycia pocisku do uderzenia w pancerz upływa czasem mniej niż jedna (!) sekunda. Z tego samego powodu naprowadzenie na cel wyrzutni „efektora” powinno być niemal natychmiastowe, a prawdopodobieństwo zniszczenia celu pierwszym trafieniem bardzo wysokie, gdyż nie ma szansy na powtórzenie próby przechwycenia.
Wszystko to spowodowało, że problem wydawał się początkowo niemożliwy do rozwiązania w praktyce. Zdecydowano w związku z tym o stworzeniu najpierw systemu zdolnego do zwalczania jedynie przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk) i pocisków kumulacyjnych wystrzeliwanych z lekkiej broni piechoty. Pociski takie są zwykle niezbyt szybkie (prędkość 100÷400 m/s) i dość delikatne. Uszkodzenie czepca balistycznego pocisku wystrzelonego z granatnika przeciwpancernego lub powierzchni aerodynamicznych ppk skutkuje natychmiastową zmianą jego trajektorii lotu, a więc zwykle chybieniem celu, co stanowi realizację głównego zadania systemu obronnego.
Testowano dwa sposoby wykrywania celów: optyczny i radiolokacyjny. Układ optyczny okazał się mało przydatny – wykrycie niewielkiego obiektu, poruszającego się szybko, zwykle na tle przeszkód terenowych było mało prawdopodobne, minimalnie większe nadzieje rokowało jedynie wykrywanie ppk z pracującym silnikiem w paśmie podczerwonym. Znacznie bardziej skuteczny mógł być układ radiolokacyjny, wykorzystujący efekt Dopplera, czyli rejestrujący tylko obiekty poruszające się względem tła. Radiolokatorom przeszkadzały jednak echa od obiektów terenowych, a do śledzenia tak małych i szybkich obiektów potrzebne były anteny o dużym uzysku i bardzo szybkie odnawianie informacji.
Eksperymentowano także z różnymi efektorami. Przeciwpocisk kierowany nie wchodził w rachubę, gdyż jego czas reakcji byłby zbyt długi. Alternatywą mogły być liczne pociski niekierowane wystrzelone w kierunku celu. Podobny efekt mógłby zapewnić kierunkowy snop odłamków, spowodowany przez wybuch odpowiednio ukształtowanego jednorazowego ładunku. Bardziej egzotyczne rozwiązanie to silny strumień kumulacyjny, a jeszcze bardziej – strumień plazmy lub wiązka laserowa. Niezbędna do zniszczenia celu gęstość energii jest jednak tak duża, że nie ma i zapewne nie będzie w najbliższej przyszłości sposobów jej wytwarzania przez źródła, możliwe do zainstalowania w wozie bojowym. Czas reakcji na zagrożenie jest tak krótki, że bardzo trudne byłoby skonstruowanie „wyrzutni” dla dowolnego efektora, która mogłaby w odpowiednim czasie odwrócić się w dowolnym kierunku w zakresie 3600. Oznacza to konieczność zastosowania kilku wyrzutni o ograniczonym zakresie ruchu lub jeszcze większej ilości wyrzutni nieruchomych.
Te wnioski nie zostały sformułowane natychmiast i zmarnowano wiele czasu na próby zastosowania innych rozwiązań. Ostatecznie za najbardziej realny uznano wariant: radiolokator wykrywający cele, komputer działający bez udziału załogi i bateria wyrzutni efektorów. Nawet i taki zestaw nie gwarantował wystarczającej skuteczności i oprócz założenia, że będą zwalczane tylko „powolne” pociski kumulacyjne, przyjęto ograniczenie, że przechwytywane będą cele zbliżające się tylko po płaskich trajektoriach i tylko z wybranych kierunków (zwykle z przedniego sektora o kącie rozwarcia od kilkudziesięciu do ponad 100°).
Krajem, w którym pracom nad tym zagadnieniem nadano najwyższy priorytet, był Związek Radziecki. Trudno się temu dziwić, gdyż czołgi były jednym z filarów potęgi Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych ZSRR i było wiadomo, że potencjalni przeciwnicy rozwijają intensywnie broń przeciwpancerną. Uzyskanie przez tę broń przewagi nad pancerzem oznaczałoby utratę jednego z radzieckich atutów.
Pierwsze prace podjęto jeszcze w 1946 r., zlecając opracowanie środków aktywnej ochrony czołgów Centralnemu Laboratorium Opancerzenia (CBŁ-1). Pierwotny projekt przewidywał umieszczenie za fartuchami ochronnymi licznych ładunków kumulacyjnych małej mocy, które miały być selektywnie detonowane w momencie przebicia fartucha i niszczyć nadlatujący pocisk. Detonację miało inicjować zwarcie styków przez pocisk przebijający konkretną sekcję fartucha. Wyniki tych prac rozczarowały i temat zamknięto.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 11/2014