Ranking flot wojennych świata

Ranking flot wojennych świata

Grzegorz Kolański

Co pewien czas w polskich mediach pojawiają się pytania dotyczące rodzimych sił morskich. Na szczęście wśród tych pytań nie przeważają takie, które dotyczyłyby sensu istnienia marynarki wojennej. O wiele częściej zadawane są pytania dotyczące jej możliwości bojowych, struktur, rodzajów klas i liczby okrętów. Wszystkie te pytania można zastąpić innym: jakim potencjałem bojowym dysponuje nasza marynarka wojenna? Często przy tej okazji mogą padać porównania naszych sił z siłami innych państw i pojawia się następne pytanie: jak ich potencjał bojowy kształtuje się na tle sił morskich innych państw?

Po zakończeniu zimnej wojny można było zauważyć silny trend związany z ograniczeniami wydatków na budżety obronne. W oczywisty sposób przekładał się on na zmniejszenie stanu osobowego sił morskich i zredukowanie ilości znajdujących się w linii sił okrętowych. Trend ten dotyczył głównie państw zachodnich, ale także i państw byłego bloku wschodniego i związany był z pozimnowojennym odprężeniem oraz złudną wiarą w „koniec historii”. W wypadku Federacji Rosyjskiej (FR), będącej spadkobierczynią Związku Radzieckiego, trend ten wywołany był raczej zapaścią gospodarczą i brakiem zdolności finansowych, niż rzeczywistą potrzebą samorozbrojenia.

Analizując sytuację sił morskich w skali globalnej można było jednak zauważyć rosnące aspiracje państw azjatyckich, które doprowadziły do eskalacji zbrojeń na morzu. Wśród liderów tego wyścigu wymienić można przede wszystkim Chińską Republikę Ludową (ChRL), ale także i Indie. Wzrost potencjału sił morskich tych państw rozbudza obawy o bezpieczeństwo państw sąsiednich i zmusza również je do inwestowania we własne siły zbrojne. Sytuacja ta oczywiście jest powiązana z globalną sytuacją polityczną i zachodzącymi w niej zmianami. Największym budżetem wojskowym dysponują Stany Zjednoczone (USA), które wyłoniły się z zimnowojennej konfrontacji jako globalny hegemon. Dzięki dużym nakładom finansowym, USA zdołały zachować największy potencjał militarny, zdolny do działań w niemal każdym zakątku świata, czy to w wymiarze konwencjonalnym, czy też niekonwencjonalnym. Nie oznacza to jednak, że tak będzie zawsze. Kształtujące się nowe regionalne potęgi militarne w mniej lub bardziej zawoalowany sposób rzucają rękawicę Stanom Zjednoczonym. Z kolan podnosi się również FR, dążąca do odzyskania chociażby części dawnej pozycji równego przeciwnika USA.

Wszystkie państwa dążące do podniesienia własnego statusu inwestują spore kwoty w siły morskie. Powód tego jest oczywisty. Na morzach i oceanach przebiegają najważniejsze linie komunikacyjne napędzające światową gospodarkę. Kto będzie zdolny do przejęcia kontroli nad nimi, będzie mieć olbrzymi wpływ na sytuację na całym świecie, także w Polsce. Jak więc kształtuje się potencjał bojowy sił morskich na świecie? Kto jest liderem, kto pretendentem, a kto czeka w poczekalni, by wejść do światowego Top Ten sił morskich?

Przed przedstawieniem tego swoistego rankingu nadmienić trzeba, że jest to oczywiście pewne przybliżenie. Nie wszystkie informacje dotyczące sił morskich poszczególnych państw są ogólnie dostępne opinii publicznej. Dużych problemów dostarcza również sam proces porównania sił okrętowych, określenia zdolności bojowych poszczególnych klas, typów, czy też nawet systemów uzbrojenia. Do tego dochodzą ponadto problemy związane z określeniem stopnia nowoczesności i przydatności bojowej oraz wyszkolenia i morale. Niektóre z tych czynników są niemierzalne lub trudno znaleźć ich wymierną wartość. Przy opracowaniu poniższego zestawienia pod uwagę brano stany ilościowe poszczególnych klas okrętów na koniec roku 2018 oraz ich możliwości bojowe. Uwzględniono również możliwości rozwojowe, rozumiane jako jednostki znajdujące się już w budowie.

Nr 1, czyli Pax Americana
(na czele bez zmian)

Sklasyfikowanie marynarki wojennej USA (US Navy) jako nr 1 nie jest w żadnym stopniu zaskoczeniem. Budowana od wielu lat jako marynarka wojenna o znaczeniu globalnym, US Navy zdolna jest do zabezpieczenia interesów kraju niemal na każdym akwenie wszechoceanu. Jej najbardziej widocznym i najbardziej medialnym elementem jest flota 11 lotniskowców uderzeniowych o napędzie atomowym. Wraz z okrętami ochrony tworzą one lotniskowcowe grupy uderzeniowe, wysyłane w rejony o największym znaczeniu dla USA. Potencjał bojowy pojedynczej grupy, obejmującej kilka jednostek nawodnych i podwodnych oraz zaokrętowane na lotniskowcu skrzydło lotnicze przewyższa potencjał bojowy niejednego państwa. Kolejnym elementem amerykańskiej układanki są rozbudowane siły desantowe, również pełniące dyżur w pobliżu zapalnych miejsc. Siły te gotowe są nieść pomoc obywatelom USA lub samą swoją obecnością wywoływać presję na lokalne rządy. Ich trzonem są szturmowe okręty desantowe, ale do zabezpieczenia i reprezentowania interesów USA świetnie nadają się również okręty desantowe z dokiem. Do tego dochodzi liczna flota krążowników oraz niszczycieli rakietowych. Podstawą tych pierwszych są jednostki typu Ticonderoga, wywodzące się jeszcze z czasów zimnej wojny. Okręty te są ciągle modernizowane i przynajmniej 11 z nich, wyznaczonych do kolejnej modernizacji, posłuży jeszcze kilka lat. Ich miejsce z czasem zajmie prawdopodobnie wciąż rozwijająca się klasa niszczycieli, reprezentowana przez typ Arleigh Burke. Tym bardziej, że rewolucyjny typ Zumwalt zakończy się na 3 jednostkach, dla których osiągnięcie pełnej gotowości bojowej będzie dość problematyczne, zwłaszcza w zakresie systemów artyleryjskich AGS, które wciąż czekają na amunicję... Z pewnymi problemami, nie tylko natury klasyfikacyjnej, borykają się także okręty powstałe w ramach programu LCS. Wydaje się, że jednak w końcu powoli przekształcą się one we fregaty.

Rozważając potencjał US Navy, nie można nie wspomnieć o jej najgroźniejszej broni, chociaż może bardziej skrytej, ale też i o wiele cenniejszej i o wiele bardziej śmiercionośnej – o atomowych okrętach podwodnych przenoszących broń jądrową. Pomimo zredukowania ich potencjału (zmniejszenie liczby okrętów jak i przenoszonych przez nie rakiet), to wciąż niezbędny element polityki USA i ważny element morskiego arsenału. W najbliższej przyszłości Stany bynajmniej nie zamierzają rezygnować ze swoich „boomerów”, a nawet wręcz przeciwnie. Intensywne prace prowadzone są nad następcami typu Ohio – jednostkami typu Columbia. Podobnie jak przy niszczycielach, tak i przy wielozadaniowych okrętach podwodnych bardziej praktyczne okazało się podejście ewolucyjne niż rewolucyjne. Dowodem tego są tylko 3 superjednostki (superdrogie) typu Sea Wolf i wciąż rozwijane i budowane typu Virginia (tańszy zamiennik, chociaż ich ceny też rosną...). Analizując stan posiadania US Navy zdziwić może brak małych jednostek przeznaczonych do działań w rejonach przybrzeżnych, klasy korweta lub kuter. Zadaniami ochrony akwenów sąsiadujących z USA zajmuje się straż przybrzeżna (US Coast Guard), zaś ewentualna flota inwazyjna zostałaby unicestwiona przez oceaniczną US Navy już na początku swojej podróży.

W ciągu najbliższych lat amerykańska marynarka powinna zwiększyć swój stan posiadania z 287 okrętów (stan na 17.12.2018 roku) do 350-355. Łatwo powiedzieć, ale trudniej tego dokonać. Opracowane plany zwiększenia liczby okrętów zakładają osiągnięcie poziomu 355 jednostek dopiero w latach 30. I to pomimo sporych (ale nie nieograniczonych) środków budżetowych oraz znajdującego się w dość dobrej kondycji przemysłu stoczniowego. Pewnym ratunkiem może być przedłużanie resursów starszych okrętów, jak np. niszczycieli typu Arleigh Burke (do wieku 45 lat zamiast zakładanych początkowo 35-40 lat służby). 355 okrętów, to i tak znacznie poniżej 594 jednostek z roku 1987 i szczytu zimnej wojny. Inna sprawa, że współczesne okręty mają znacznie większe zdolności bojowe niż ich poprzednicy, ale też i są o wiele droższe. Łatwo jest zredukować ilość sił okrętowych, ale ich odbudowa jest procesem długotrwałym i drogim. A potem trzeba jeszcze wyszkolić i zgrać załogi...

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1-2/2019

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter