Relikt zimnej wojny - okręty podwodne typu Seawolf

Relikt zimnej wojny - okręty podwodne typu Seawolf

Sławomir J. Lipiecki

Trzy amerykańskie okręty podwodne typu Seawolf (prototyp osiągnął pełną gotowość operacyjną w 2001 roku) stanowią pierwszy w kolejności typoszereg jednostek klasy SSN czwartej generacji US Navy. Okazały się przy tym ostatnimi jednostkami morskimi zaprojektowanymi „na starą modłę”, tj. pod założenia taktyczne uwzględniające możliwość wybuchu III wojny światowej. Zaprojektowano je bowiem jeszcze w czasie trwania tzw. zimnej wojny, w oparciu o najnowocześniejsze dostępne wówczas technologie, niespecjalnie przejmując się przy tym kosztami. Ich nadrzędnym przeznaczeniem miało być skuteczne zwalczanie radzieckich okrętów podwodnych wszystkich klas i typów na akwenach otwartych.

Rozpad ZSRR i zatrważające koszty budowy Seawolfów spowodowały, że z 29 planowanych jednostek wprowadzono do służby zaledwie trzy. W swojej klasie stanowiły (i stanowią nadal) szczytowe osiągnięcie technologiczne z dziedziny broni podwodnej. Są bezdyskusyjnie najgroźniejszymi i przy tym – po prostu – najlepszymi okrętami podwodnymi świata. W US Navy istnieje nawet powiedzenie: okręty podwodne i jest Seawolf. Tym niemniej koszt ich budowy okazał się nie do udźwignięcia i to nawet dla Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony, zakończony na trzech jednostkach, ambitny program budowy okrętów typu Seawolf pozostawił po sobie masę użytecznych rozwiązań, materiałów oraz doświadczeń. Można było to wykorzystać przy projektowaniu kolejnych, nieco tańszych jednostek klasy SSN – typu Virginia.

Geneza

Pod koniec lat 80. XX wieku amerykańskie służby wywiadowcze zelektryzowała zmiana radzieckiego kierunku w projektowaniu okrętów podwodnych z napędem nuklearnym. Do tamtej pory sowiecka myśl techniczna w tym zakresie nie budziła poważniejszego zaniepokojenia. Okręty podwodne tego kraju (szczególnie te z napędem jądrowym) – mimo iż bardzo liczne – uchodziły raczej za jednostki hałaśliwe. Rosjanie nie mogąc bowiem dorównać NATO integracją systemów bojowych oraz systemami wyciszenia, skoncentrowali się na jak największych prędkościach oraz głębokości operacyjnej swoich okrętów. Okazało się to poważnym błędem. Wysoka prędkość osiągana przez część radzieckich jednostek powodowała, że były one tym łatwiejsze do wykrycia, a pozornie większa głębokość, na którą rzekomo mogły schodzić była w praktyce iluzją (w rzeczywistości najnowsze sowieckie jednostki – poza tymi z kadłubem tytanowym – miały pod tym względem tożsame możliwości, co ich amerykańscy adwersarze). Osobliwe, że brytyjski i amerykański wywiad niejednokrotnie przeceniał możliwości radzieckich okrętów podwodnych, co doprowadziło m.in. do przyśpieszenia prac nad udoskonaloną wersją ciężkiej torpedy Mk 48 oraz lekkiej Mk 46, a także do opracowania kosztownej Mk 50 Barracuda.

Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy Sowieci zrozumieli swój błąd i zaczęli poświęcać dużo uwagi zagadnieniu wyciszenia swoich jednostek. Produkowane w ZSRR konwencjonalne okręty podwodne projektu 877 Pałtus (w kodzie NATO: Kilo) były już uznawane przez ekspertów zachodnich za jedne z najcichszych na świecie. Widmo potencjalnego zmierzenia się z ich nuklearnymi odpowiednikami wzbudziło w US Navy uzasadnione zaniepokojenie. Praktycznie od pojawienia się projektu 671RTM (Victor III), Sowieci ustawicznie redukowali technologiczne zapóźnienie ich najnowszych okrętów podwodnych. Dalszy postęp w wyciszaniu, rozwoju środków obserwacji technicznej oraz obróbce sygnału, w znacznym stopniu zmniejszył przewagę zachodnich jednostek klasy SSN (choć rzeczywiste parametry np. amerykańskich okrętów podwodnych do dziś udaje się utrzymać w tajemnicy i przez to trudno znaleźć właściwy punkt odniesienia w analizie porównawczej).

W odpowiedzi na zaistniałe zagrożenie, Amerykanie rozpoczęli prace projektowe nad kolejną generacją uderzeniowych okrętów podwodnych z napędem nuklearnym – typu Seawolf. W celu ustalenia odpowiednich założeń nowych okrętów NavSea (dawne Bureau of Ships, a następnie Ship Systems Command) przeprowadziło serię studiów, po czym zleciło opracowanie wstępnego projektu zespołowi złożonemu z własnych przedstawicieli oraz specjalistów z dwóch stoczni, zaangażowanych w budowę okrętów podwodnych z napędem nuklearnym – Electric Boat i Newport News.

Podstawowym założeniem nowego programu o roboczej nazwie Submarine for the 21st Century (SSN-21) był ekstremalnie niski poziom wytwarzanych przez nowe okręty szumów. Projektowane okręty otrzymać też miały nową generację zintegrowanego systemu dowodzenia i zarządzania walką, nowe wyrzutnie torped oraz sensory. Już w trakcie prac nad wstępnym projektem pierwszego okrętu, US Navy powołała grupę oficerów i inżynierów pod nazwą Group Tango, która w tajnym raporcie określiła siedem szczegółowych wymagań, jakie powinny spełniać nowe okręty. Jednostki te miały cechować się znacznie cichszą pracą względem typu 688 (Los Angeles) oraz dysponować olbrzymią siłą ognia (co najmniej dwukrotnie większą względem starszych okrętów). Miały też schodzić na większą głębokość (co najmniej 500 m) i swobodnie operować na akwenach zalodzonych.

Podstawowym założeniem, któremu podporządkowano konstrukcję nowych okrętów, było szerokie wykorzystywanie broni klasy stand-off, czyli uzbrojenia pozwalającego swobodnie atakować przeciwnika, samemu pozostając poza zasięgiem jego efektorów. Temu celowi służyć miało wyposażenie okrętów programu SSN-21 w odpalane spod wody pociski rakietowe UUM-125 Sea Lance w odmianach z termojądrową głowicą W89 o mocy 200 kiloton oraz – w późniejszym czasie – torpedą Mk 50 Barracuda ALWT. Była to unikalna broń, przeznaczona gównie do zwalczania okrętów podwodnych. Pocisk umieszczony był w wodoszczelnej kapsule startowej i – wraz z nią – wyrzucany z wyrzutni torpedowej. Po wystrzeleniu, kapsuła wynurzała się nad powierzchnię wody, gdzie następowało jej odrzucenie i uruchomienie marszowego (napędzanego paliwem stałym) silnika rakietowego pocisku. W pierwszej fazie lotu (zgodnie z predefiniowaną przed wystrzeleniem pozycją celu), Sea Lance korzystał z inercyjnego układu nawigacji (bezwładnościowej). Dopiero w pobliżu celu (lub po wypaleniu paliwa rakietowego) następowało oddzielenie się ładunku bojowego, który opadał do wody na spowalniającym lot spadochronie. W przypadku użycia głowicy termojądrowej, eksplozja następowała po opadnięciu jej na zadaną głębokość. W przypadku użycia torpedy akustycznej Mk 50, uruchamiał się jej aktywny hydrolokator, prowadząc samodzielne poszukiwanie celu, a po jego zlokalizowaniu, samodzielnie naprowadzając się na niego.

Eksplozja głowicy termonuklearnej W89 o mocy 200 kt zdolna była do zniszczenia każdego okrętu podwodnego znajdującego się w promieniu do 10 km od epicentrum. Ostatecznie, gdy dla administracji ówczesnego prezydenta USA Ronalda Reagana stawało się coraz bardziej oczywiste, że ryzyko konfliktu nuklearnego maleje, konwencjonalna wersja Sea Lance z torpedą stała się standardem, aż w końcu cały program badawczo-rozwojowy tego pocisku został w 1990 roku anulowany w ramach cięć wydatków zbrojeniowych i ogólnych trendów rozbrojeniowych. Pamiątką po nim pozostały potężne wyrzutnie torped okrętów podwodnych typu Seawolf kalibru aż 673,1 mm, co notabene w istotny sposób ułatwiło późniejsze użytkowanie pocisków manewrujących UGM-109 Tomahawk.

Równie istotnym parametrem nowych okrętów była ich prędkość operacyjna (tutaj zwana „taktyczną”, rozumiana jako maksymalna prędkość okrętu podwodnego, przy której może on lokalizować analogiczne jednostki przeciwnika, samemu pozostając niewykrytym). Według ocen zarówno amerykańskiego Wywiadu Marynarki Wojennej (US Navy Intelligence), jak też doświadczeń wynikających z kontaktów z radzieckimi jednostkami na morzu, okręty ZSRR były już wówczas dość dobrze wyciszone, aczkolwiek wyłącznie przy bardzo niewielkich prędkościach (rzędu 2–3 węzłów). Gdy z jakiegoś powodu płynęły z wyższą, użyteczną prędkością, były hałaśliwe i – w konsekwencji – łatwe do wykrycia, śledzenia i trafienia.

Z drugiej strony, zadowalające rezultaty jakie udało się osiągnąć przy opracowaniu nowych technologii z zakresu wyciszania amerykańskich okrętów, pozwoliły podnieść prędkość operacyjną (taktyczną) aż do 20–25 węzłów! Sytuacja ta, zgodnie z amerykańską strategią, doprowadziła do znacznie częstszego korzystania przez radzieckie okręty podwodne z ich sonarów aktywnych, co z kolei jeszcze bardziej ułatwiało ich wykrycie i namierzenie przez jednostki amerykańskie.

Kongres przeznaczył środki finansowe na budowę pierwszego okrętu w ramach programu SSN-21 w roku budżetowym 1989/1990, oraz dwóch kolejnych na rok 1991/1992. Jednocześnie z projektowaniem Seawolfów trwały prace nad modernizacją istniejących jednostek typu Los Angeles. Ponadto zdecydowano o wprowadzeniu do linii kolejnej, bardzo długiej serii okrętów tego typu, oznaczonej jako 688i (improvement 688). Łącznie wprowadzono do linii aż 42 jednostki typu 688 oraz 688i, które na długie lata stały się kośćcem amerykańskich sił podwodnych.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 5/2020

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter