Rozbudowa Panzertruppen w 1940 r.

 


Robert Michulec


 

 

 

Rozbudowa Panzertruppen w 1940 r.

 

 

Latem 1941 roku Niemcy uderzyli na ZSRR m.in. potężnymi siłami pancernymi. Na wschód, za Bug pchnięto najpierw 17, a w końcu aż 19 dywizji pancernych spośród 20 posiadanych, nie licząc samodzielnych oddziałów pancernych wsparcia. Na ich uzbrojeniu znajdowało się około 3415 czołgów najróżniejszych typów, a więc jak na ówczesne czasy po prostu potężna masa, która na wszystkich robiła porażające wrażenie. Mimo że niektóre kraje miały równie duże czy większe ilości czołgów, zwłaszcza pokonana Francja czy stanowiący dla świata enigmę ZSRR, żaden z nich nie mógł poszczycić się takimi wojskami pancernymi, jakimi notorycznie chwalili się Niemcy. Co nie mniej istotne, dla nich poziom 3,4 tys. wozów też nie stanowił kresu możliwości. 1 czerwca 1941 roku Niemcy posiadali, ogółem bowiem 5162 czołgów, nie licząc czołgów specjalnych, StuG-ów czy dział samobieżnych. Dla porównania warto przypomnieć, że  1 września 1939 roku Niemcy dysponowali ogółem 3472 czołgami i 3465 na 1 maja 1940 roku, generalnie słabszymi. Tylko część z nich (mniej więcej 2500) brała udział w działaniach wojennych, skomasowana w zaledwie 10-11 dywizjach pancernych, których III Rzeszy zazdrościł cały świat.

 



Latem 1941 roku Niemcy uderzyli na ZSRR m.in. potężnymi siłami pancernymi. Na wschód, za Bug pchnięto najpierw 17, a w końcu aż 19 dywizji pancernych spośród 20 posiadanych, nie licząc samodzielnych oddziałów pancernych wsparcia. Na ich uzbrojeniu znajdowało się około 3415 czołgów najróżniejszych typów, a więc jak na ówczesne czasy po prostu potężna masa, która na wszystkich robiła porażające wrażenie. Mimo że niektóre kraje miały równie duże czy większe ilości czołgów, zwłaszcza pokonana Francja czy stanowiący dla świata enigmę ZSRR, żaden z nich nie mógł poszczycić się takimi wojskami pancernymi, jakimi notorycznie chwalili się Niemcy. Co nie mniej istotne, dla nich poziom 3,4 tys. wozów też nie stanowił kresu możliwości. 1 czerwca 1941 roku Niemcy posiadali, ogółem bowiem 5162 czołgów, nie licząc czołgów specjalnych, StuG-ów czy dział samobieżnych. Dla porównania warto przypomnieć, że  1 września 1939 roku Niemcy dysponowali ogółem 3472 czołgami i 3465 na 1 maja 1940 roku, generalnie słabszymi. Tylko część z nich (mniej więcej 2500) brała udział w działaniach wojennych, skomasowana w zaledwie 10-11 dywizjach pancernych, których III Rzeszy zazdrościł cały świat.

Niemcy latem 1941 roku z jednej strony dysponowali dość ograniczonymi możliwościami, z drugiej – posiadali autentycznie potężne siły pancerne. Ich najmocniejszą stroną była dobra organizacja – przetestowane w ogniu walki dywizje pancerne. To właśnie o wadze takich wojsk pancernych rozpisywano się w latach 30. XX wieku, gdy wszyscy nawzajem straszyli się wizją wojennej rewolucji mającej wstrząsnąć całym światem. Siłą inercji wizja takiej potęgi i jej niezwykłej skuteczności pozostała w okresie powojennym. W jakimś stopniu mniemanie to było zasadne, ale w tej beczce miodu ciągle znajdowała się garść dziegciu. Sedno sprawy sprowadza się do tego, że dywizja pancerna z początkowego okresu wojny, środkowego i końcowego, to różne związki taktyczne, których odmienność wskazuje na ewolucję bojową i organizacyjną Panzertruppen, a także na zbieranie doświadczeń przez niemieckich pancerniaków, nie zupełnie uwzględnianych przez nich przed wojną.  Potęga Panzertruppen była faktycznie imponująca, ale i zarazem bardzo względna. Jeśli na początku wojny Niemcy mieli ogółem 3500 czołgów i ponad 2500 w 10 dywizjach, to w czerwcu 1941 roku, po podwojeniu ilości dywizji, powinno ich być w zasadzie – odpowiednio – 7000 i 5000 wozów. Biorąc pod uwagę, że posiadano wtedy ogółem 5000 czołgów i 3500 w dywizjach, łatwo dostrzec brak minimum 1500-2000 czołgów w szeregach Panzertruppen pomimo rozbudowy ilości jednostek. Fakt ten niekiedy daje asumpt do krytykowania niemieckich czynników decyzyjnych za deprecjonowanie Panzertruppen, co miało wręcz wpłynąć na zaprzepaszczenie wielu zwycięstw. Wydaje się, że takie spojrzenie na problem zainicjował sam Heinz Guderian, który w swych wspomnieniach, opublikowanych w Niemczech już w 1951 roku, pisał: „Liczbę dywizji pancernych po prostu podwojono, lecz zrobiono to kosztem zmniejszenia o połowę czołgów przypadających na każdą dywizję. W rezultacie tego zarządzenia armia niemiecka uzyskała wprawdzie dwukrotnie większą liczbę dywizji, ale bynajmniej nie dwukrotnie zwiększoną siłę uderzeniową czołgów, a o to przecież chodziło”. Według niego winę za to ponosił sam Hitler, który miał osobiście nakazać tak niekorzystne dla niemieckich pancerniaków decyzje.  Biorąc dosłownie to, co gen. Guderian napisał, uzyskujemy bardzo specyficzny obraz przeprowadzonej reformy. Generał miał rację, że w wyniku powiększenia liczby dywizji pancernych te straciły siłę uderzeniową czołgów, ale chybiał niebotycznie, twierdząc, że w reformie chodziło o zwiększenie siły uderzeniowej czołgów w dywizjach pancernych. Tak kuriozalne przedstawienie sprawy niewątpliwie wynika z próby odwrócenia porządku rzeczy poprzez podporządkowanie armii batalionom czołgów. W gruncie rzeczy przedstawiona przez Guderiana wizja to jak gdyby krytyka porucznika dążącego do skarcenia marszałka za niespełnienie jego wizji wojny z poziomu dowódcy kompanii czy plutonu.  Niemiecka doktryna użycia wojsk pancernych, współtworzona w latach 30. XX wieku przecież przez Guderiana, zakładała wykorzystanie dywizji pancernych, jako grup uderzeniowych ciągnących za sobą dywizje piechoty, które nie zawsze byłyby w stanie sprawnie poradzić sobie z przeciwnikiem. Jeśli chciano pozostać przy wykorzystywaniu dywizji pancernych w formie tarana, który pozwalał Niemcom prowadzić rozstrzygające działania w skali operacyjnej, to podwojenie ich liczby było wręcz nieodzowne. Nie w celu zwiększenia siły uderzeniowej jednostki czołgów w dywizji pancernej, jak ujął to Guderian, lecz w celu zwiększenia siły przebicia armii czy grup armii posiadających w swym składzie związki pancerne. Dywizje pancerne nie służyły bowiem do walk pancernych, prowadzonych przez bataliony czołgów, lecz do szybkiego osiągania głęboko położonych celów przez grupy armii. Dowództwa grup armii potrzebowały do tego korpusów pancernych, a więc dużej i zróżnicowanej siły mobilnej, a nie licznych batalionów czołgów, które notabene na początku wojny nie miały żadnej istotnej siły uderzeniowej (przebicia), gdyż nie miały wystarczającej siły ognia, czy też szerzej – siły bojowej. Chcąc faktycznie jakoś zwiększyć siłę oddziałów czołgów, należało ewentualnie stworzyć w dywizji oddziały zapasowe pozwalające utrzymać liczebność czołgów w pułkach pancernych na mniej więcej stałym poziomie pomimo strat. Niemiecka armia nie miała ku temu żadnych możliwości, a Guderian o to się nie upominał, ponieważ najpewniej nie miał świadomości wartości takiego rozwiązania w ówczesnych warunkach wojennych. Ale tworzeniu takich oddziałów nie sprzyjała i niemiecka doktryna operacyjna, która uniemożliwiała dostarczenie zapasowych czołgów i załóg do wysuniętych daleko do przodu wykrwawionych oddziałów liniowych.  Mając na względzie konieczność zwiększenia siły własnych armii, niewątpliwie należało zwiększyć ilość dywizji pancernych, a nie koncentrować się na kompaniach czołgów w nich występujących. Ale nawet i takie spojrzenie na zgadnie jest nieprecyzyjne. Realia modernizacji Panzertruppen jesienią 1940 roku stanowią, bowiem część większej układanki, która tylko po części dotyczyła sił pancernych. Patrząc na wnioski Guderiana, można dojść do wniosku, że pancerny generał przedstawił cały ten proces w całkowicie fałszywym świetle.

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 3/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter