Salon lotniczy Zhuhai 2014 – samoloty

TOMASZ SZULC
Salony lotnicze są doskonałą okazją do promowania nowych konstrukcji i podtrzymywania zainteresowania już znanymi, czy eksportowanymi. Ubiegłoroczny salon w chińskim Zhuhai, ku powszechnemu zaskoczeniu,
tylko w niewielkim stopniu stał się „oknem wystawowym” dla chińskich konstrukcji lotniczych oferowanych na eksport.
Jak najbardziej uzasadniona byłaby dalsza promocja szkolno-treningowych odrzutowców K-8 i ich następców: K-15 oraz JL-9, ale żadna z tych trzech maszyn w ogóle nie pojawiła się w Zhuhai! Na pewno celowe byłoby promowanie nowych wersji śmigłowca Z-9, a także śmigłowców bojowych Z-10 i Z-19. Tymczasem żaden z nich także nie wziął udziału w salonie!
Liczba demonstrowanych samolotów bojowych była niewielka. Zaprezentowano bombowiec H-6M, czyli minimalnie zmodernizowany H-6 będący kopią muzealnego z dzisiejszego punktu widzenia Tu-16. Nie była to jednak nawet najnowsza wersja tego samolotu. Pojawił się JH-7A, ale był raczej tylko tłem dla bogatej kolekcji uzbrojenia „powietrzeziemia”. J-10 także wystawiono z uzbrojeniem, ale sam samolot należał do wersji akrobacyjnej, która niemal na pewno nie może przenosić zaawansowanego uzbrojenia. Pokazano także jednosilnikowy myśliwiec FC-1, który został skonstruowany w Chinach, ale jest produkowany w Pakistanie. Pakistan jest również jedynym na świecie użytkownikiem tego myśliwca. Nie było natomiast nieco starszych J-7 i J-8, ani jeszcze starszych, choć ciągle modernizowanych i produkowanych, Q-5.
Lepiej było z prezentacją samolotów transportowych: zademonstrowano drugi prototyp odrzutowego Y-20, turbośmigłowy Y-9 i lekki Y-12F. Pokazano także dwa samoloty rozpoznania radiolokacyjnego: KJ-2000 i KJ-200.
Dla porządku należy wymienić statki powietrzne, których obecności spodziewano się w Zhuhai, a które nie zostały włączone do ekspozycji. Były to: myśliwski J-20, uderzeniowy JH-7B, wczesnego ostrzegania
KJ-500, cała rodzina klonów Su-27 – J-11B, J-15, J-15S i J-16 oraz śmigłowiec Z-20. Wszystkie istnieją, ich zdjęcia i opisy można znaleźć w Internecie, a więc trudno mówić o otaczającej je tajemnicy. Gwiazdami tegorocznego salonu były natomiast niewątpliwie: myśliwski J-31 i transportowy Y-20.
J-31
Duże wrażenie zrobił na gościach i analitykach myśliwiec J-31. Jego codzienne pokazy w locie nie były imponujące, ale i tak intensywna eksploatacja w celach promocyjnych jedynego latającego prototypu stanowi dowód głębokiej wiary w jego niezawodność. Informacje o maszynie były powtarzane przez
światowe media, nawet te o zupełnie nietechnicznym profilu, a więc cel prezentacji został osiągnięty. Chińczykom nie przeszkadzały najwyraźniej powszechne
porównania z amerykańskim F-35 i posądzenia o kradzież dokumentacji tego ostatniego. Rzeczywiście, J-31 przypomina Lightninga II, a dokładniej – łączy cechy F-35 i F-22. Przód kadłuba, łącznie z wlotami powietrza, jest niemal identyczny z F-35, dzięki czemu w widoku z przodu samoloty niemal się nie różnią. Tył kadłuba wraz z usterzeniem są natomiast podobne do F-22. Zastosowanie dwóch silników, zamiast jednego napędzającego F-35, umożliwiło stworzenie między kanałami dolotowymi powietrza do silników dużej komory, w której znacznie łatwiej rozmieścić uzbrojenie, niż w płytkiej komorze samolotu amerykańskiego. Dzięki temu można było zrezygnować z zabudowy dodatkowych komór dla lekkich pocisków „powietrze- -powietrze” z boków kadłuba. Masywne i szeroko
rozstawione golenie podwozia głównego zapewniają dużą stateczność podczas startu i lądowania, bardzo istotną w przypadku korzystania z lotnisk polowych. Szereg zastosowanych rozwiązań wskazuje na chęć minimalizacji echa radiolokacyjnego, co zapewne udało się już dzięki samej konfiguracji
płatowca: zmniejszono obszary działające jak reflektory impulsów radiolokacyjnych, a przy niektórych kierunkach opromieniowania część sygnałów jest zapewne dość skutecznie rozpraszana. Niewiadomą pozostaje druga składowa „niewidzialności”,czyli pochłanianie energii promieniowania przez poszycie. Nie wiadomo bowiem, jak zaawansowane materiały wykorzystano do budowy J-31. O ile wygląd samolotów amerykańskich można było skopiować, korzystając choćby z dostępnych fotografii, to nowoczesne kompozyty, zawierające materiały RAM (pochłaniające promieniowanie mikrofalowe) Chińczycy musieli albo zdobyć za granicą, albo opracować sami, a jedno i drugie nie jest łatwe.
Kluczowym elementem systemu bojowego, jakim jest myśliwiec, pozostaje jego napęd. W przypadku J-31 nie ma wątpliwości – stanowią go dwie rosyjskie turbiny RD-93, które wcześniej wykorzystano w Chinach jako napęd myśliwca FC-1. Silniki te ustępują najnowszym konstrukcjom światowym, ale zapewniają maszynie wystarczający ciąg, mają niezłą żywotność i są wystarczająco niezawodne. Układ dwusilnikowy zapewnia także minimum bezpieczeństwa, gdyż w przypadku awarii jednej z turbin samolot może kontynuować lot i bezpiecznie wylądować. Rosjanie opracowali także ruchomą dyszę do niemal identycznego silnika, czyli RD-33 i z powodzeniem przetestowali ją na myśliwcu MiG- 29OWT. Za odpowiednią cenę byliby zapewne gotowi sprzedać Chinom także to rozwiązanie, dzięki czemu J-31 jeszcze bardziej przybliżyłby się do innych maszyn piątej generacji. Równocześnie najwyraźniej nie ma mowy o przekazaniu licencji na produkcję silnika, podobnie jak w przypadku AL-31 dla Su-27. Na dodatek kopiowanie w Chinach silników lotniczych o tym poziomie zaawansowania napotyka ciągle na poważne trudności. Inżynierowie z Państwa Środka mają nieograniczony dostęp do AL-31 już od 20 lat, a mimo tego jego lokalny odpowiednik – WS-10 – ciągle nie spełnia oczekiwań i nie zastępuje rosyjskich silników nawet w nielegalnych klonach Su-27, co prowadzi do absurdalnej sytuacji: Rosjanie formalnie protestują przeciw kopiowaniu Su-27, a równocześnie dostarczają silniki do „pirackich” kopii! Prace nad WS-13, czyli chińskim odpowiednikiem RD-33/93, są najwyraźniej jeszcze mniej zaawansowane, niż nad zamiennikiem AL-31. Oznacza to, że i kolejne prototypy J-31 będą latać z rosyjskim napędem. Powtarzają się co prawda informacje o zleceniu przez Chiny opracowania silnika podobnej klasy ukraińskiej firmie Iwczenko-Progress, ale prace nad nim wydają się być mało zaawansowane, zapewne głównie za sprawą braku doświadczenia tej firmy w produkowaniu silników dla samolotów myśliwskich i aktualnych trudności gospodarczych Ukrainy.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 1/2015