Samochód pancerny Wz. 34 – najsłabsze ogniwo?
Jędrzej Korbal
Samochody pancerne stanowiły obok tankietek i czołgów lekkich trzecią części składową polskiej broni pancernej. Mniej liczne i mniej widowiskowe pojazdy traktowano raczej jako uzupełnienie dostępnego potencjału, mającego wspierać działanie wojsk szybkich, których podstawą w WP była kawaleria. Ruchliwe, choć słabo opancerzone i uzbrojone „sampance” służyć miał na ogół do rozpoznania i osłony skrzydeł, choć w praktyce stawiane przed nimi zadania wykraczały poza możliwości tych podstarzałych już u schyłku lat trzydziestych pojazdów. Niestety szanse na zastąpienie wysłużonego już sprzętu wyraźnie nowocześniejszym modelem kołowego samochodu pancernego przekreśliła wojna.
Pierwsze poważniejsze działania mające doprowadzić do wyposażenia WP w samochody pancerne o napędzie półgąsienicowym podjęto w 1923 roku. Do będącej liderem w tej dziedzinie produktów militarnych Francji wysłano specjalną komisję z zadaniem zapoznania się z podwoziami marki Citroen-Kregresse typ B-10CV. Awangardowa jak na owe czasy konstrukcja posiadała już ulepszony względem pierwowzoru z lat 1921-1922 zespół gąsienicowy napędzany za pomocą tylnej osi (oznaczenie P4T). Opinia komisji, w skład której wchodził m.in. owiany później złą sławą płk Michał Żymierski, podjęła decyzję o zakupie 108 podwozi. Ich docelowe zastosowanie nie było jednolite, z pełną świadomością zakładano, że część zakupów zostanie wykorzystania do stworzenia samochodów pancernych własnego projektu. Nadwozia przyszłych „pancerek” miały powstać w kraju według projektu uprzednio przygotowanego przez inżynierów Roberta Gabeau i Józefa Chacińskiego. Polskie nadwozie wykonane z 8-milimetrowych płyt pancernych wzorowane było na francuskim pomyśle, choć w założeniu miało być lepsze niż odpowiednik znad Sekwany. Wytworzone w ten sposób wozy cieszyły się mieszaną opinią zarówno wśród bezpośrednich użytkowników, jak i wyższych władz wojskowych. Już latem 1930 roku pisano na ich temat: Lekkie wozy pancerne Citroen-Kegresse 16 HP wydają się być sprzętem mniej wartościowym od Carden-Loydów, jednakże, jak to wykazały ćwiczenia doświadczalne broni panc. (październik br.), nie są one sprzętem tak złym jak to niejednokrotnie podkreślano. Muszą być one używane tylko we właściwych sobie warunkach. Biorąc pod uwagę, że jest to sprzęt kołowo-gąsienicowy, mogący się poruszać po wszelkiego rodzaju drogach bitych i gruntowych i tylko w sprzyjających warunkach terenowych i atmosferycznych w terenie dostępnym dla tej kategorii wozów; w zasadzie wozów tych należy używać do wykonywania zadań zbliżonych dla wozów kołowych.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 6/2018