Samoloty Suchoj. Atomowe narzędzia wojny

Samoloty Suchoj. Atomowe narzędzia wojny

Robert Rochowicz

Samoloty rodziny Su-7/Su-20/Su-22 nie były tak licznie kupowane przez Polskę, jak chociażby kolejne wersje rodziny MiG-21. Pierwszych dwóch przedstawicieli tej familii trafiło na nasze lotniska wojskowe w celu wykonywania ściśle określonych zadań, dopiero Su-22 zaistniał jako jeden z dwóch typów samolotów bojowych, które miały nasze lotnictwo wprowadzić w XXI wiek.

Gdy na przełomie lat 50. i 60. XX wieku przygotowywano w Warszawie kolejne plany rozbudowy naszego lotnictwa wojskowego początkowo nie było w nich żadnych zapisów, które wskazywałyby na konieczność zakupu samolotów myśliwsko-bombowych. Ta kategoria lotnictwa bojowego dopiero raczkowała w głowach decydentów radzieckich po tym jak zapadły decyzje o definitywnym rozstaniu się ze „szturmowikami” Ił-10 i ich nie zrealizowanymi odrzutowymi następcami Ił-40. Nie było ich też w przyjętym do realizacji planie na lata 1962–1970, którego istotnym elementem było zestawienie samolotów i śmigłowców, które miały trafić do jednostek w dwóch pięciolatkach tej dekady.

Wojna totalna – nowe uzbrojenie

Wszystko zmieniło się po październiku 1961 roku, gdy w Moskwie doszło do narady Naczelnego Dowództwa Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego (ND ZSZ UW) z delegacjami ministerstw obrony krajów członkowskich. W jej trakcie uzgodniono strategiczne plany przygotowań do wojny z NATO, co wiązało się z koniecznością wprowadzenia nowych typów uzbrojenia do poszczególnych armii. Rekomendacje co do tego wyposażenia skupiały się w większości na wskazaniu nieodzowności zakupu w Związku Radzieckim m.in. nosicieli broni masowego rażenia. W lotnictwie miał to być samolot myśliwsko-bombowy Su-7B.

Wskazanie to w pewnym stopniu zaburzyło plan rozwoju naszego lotnictwa, w składzie którego przed podjętymi w Moskwie decyzjami zalecano rozwijać lotnictwo przechwytujące z samolotami MiG-21, szturmowe z Lim-6 oraz bombowe i rozpoznawcze z Jak-28/Jak-28R (w tym przypadku zakup wersji bombowej nie był do końca ustalony, bowiem i przyszłość klasycznych horyzontalnych bombowców nie była wcale taka pewna). Do tej układanki „z musu” dorzucono zakup myśliwsko-bombowych Su-7BM. Ten przymus był polskim decydentom w stalowych mundurach „nie na rękę” i to co najmniej z dwóch ważkich powodów.

Pierwszym była cena wskazanych maszyn. Skokowy wzrost cen nowych radzieckich samolotów był koszmarem dla finansistów z ówczesnego resortu obrony. Stąd zdecydowano się wydatki na lotnictwo podzielić na drogie zakupy przechwytujących MiG-21 u naszego wschodniego sąsiada i znacznie tańsze rozwijanie samolotu myśliwsko-szturmowego na bazie produkowanego w kraju Lim-5, a w przyszłości wdrożenie własnego projektu.

Drugim powodem była konieczność wprowadzenia zmian w opracowanych już perspektywicznych strukturach organizacyjnych naszego lotnictwa, w które wpisano lotnictwo myśliwsko-bombowe. Ostatecznie zdecydowano się na posiadanie zaledwie jednego pułku z nowymi maszynami i to tylko w dwóch eskadrach. W uzgodnieniach z Moskwą jego przezbrojenie zaplanowano przeprowadzić do końca 1970 roku. Trzeba przyznać, że był to duży sukces ustaleń sojuszniczych, bo w innych dziedzinach taryfy ulgowej nie było. Być może zaważył na tym fakt, że ostatecznie Su-7BM, a później Su-7BKŁ nie pełniły roli głównego „oręża atomowego”, lecz były nim lądowe wyrzutnie rakiet operacyjno-taktycznych i taktycznych. Nie okazały się również produktem zbyt udanym.

Ostatecznie do zadań, jakie wyznaczono jednostce wyposażonej w nowe samoloty należało przede wszystkim rozpoznanie i niszczenie wrogich środków przenoszenia broni masowego rażenia. Oznaczało to konieczność operowania głęboko nad terenem nieprzyjaciela (praktycznie bez jakiejkolwiek osłony własnych myśliwców) i żmudne poszukiwanie wyrzutni rakietowych zanim te odpalą pociski w stronę naszego kraju. W ówczesnych realiach oznaczało to wysyłanie pilotów w maszynach na misje niemalże samobójcze. Dlaczego? Wystarczy przyjrzeć się parametrom taktyczno-technicznym samolotu. W Su-7BKŁ zasięg wynosił zaledwie 1000 km przy podwieszeniu czterech bomb o masie 500 kg, a wzrastał do 1850 km tylko w wariancie bez uzbrojenia z czterema podwieszanymi zbiornikami paliwa. To niewiele, zważywszy, że podczas lotu bojowego nie można było zakładać lotu z optymalną, dostosowana do najmniejszego zużycia paliwa prędkością. Wartość ta wzrastała, choć nieznacznie, wraz ze zmniejszaną masą podwieszanego uzbrojenia. Pilot miał do dyspozycji automatyczny celownik optyczny ASP-PFMB-7 i celownik bombardierski PBK-2.

Do dyspozycji w podwieszanym arsenale uzbrojenia konwencjonalnego były wspomniane już bomby o masie 500 lub 250 kg oraz niekierowane pociski rakietowe. Pozwalały one atakować rozpoznane cele bez bezpośredniego nalotu nad nie. Najgroźniejszy z nich był najcięższy pocisk rakietowy, czyli S-24B Buran kalibru 240 mm. Przy masie 235 kg ponad połowę (123,4 kg) stanowił materiał wybuchowy. Przy odpowiednim kącie nurkowania samolotu mógł on osiągnąć zasięg do 3 km. Po wybuchu rozpadał się na ok. 4000 odłamków. „Suczki” mogły zabierać maksymalnie po cztery takie rakiety podwieszane pojedynczo na jednoprowadnicowych wyrzutniach PU-12-40U.

Znacznie więcej mogły zabierać mniejszych rakiet typu S-5 kalibru 57 mm o masie całkowitej od 3,8 do 5 kg (w zależności od wersji produkcyjnej) i masie głowicy bojowej ok. 1,4 kg. Do ich przenoszenia są po dziś dzień stosowane wieloprowadnicowe wyrzutnie UB-16-57 lub UB-32-57 załadowane 16 lub 32 rakietami. W wariancie maksymalnym Su-7BKŁ mógł mieć podwieszone po dwie wyrzutnie każdego typu. Początkowo na polskich maszynach stosowano także wyrzutnie APU-14U, z podwieszanymi na nich girlandowo tylko siedmioma pociskami starszego typu S-3K, z których z czasem zrezygnowano wobec niewielkiej ich siły rażenia nawet po wystrzeleniu wszystkich 28 rakiet zabieranych przez Su-7.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 1/2020

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter