Scapa Flow bis
Mieczysław Jastrzębski
Z dziennika dowódcy U-Boota (1)
Szalony plan Dönitza – Scapa Flow bis
W sierpniu 1944 r. losy wojny były przesądzone. Na zachodzie Europy oddziały alianckie po lądowaniu w Normandii systematycznie rozszerzały działania utworzonego tzw. drugiego frontu, na wschodzie wojska radzieckie dotarły już nad Wisłę. Trwająca na północy ofensywa Armii Czerwonej w Karelii doprowadziła do kapitulacji, a następnie przejścia sprzymierzonej z Niemcami Finlandii na stronę radziecką. Tym samym sytuacja U-Bootwaffe stawała się równie trudna – utrata bądź odcięcie baz francuskich doprowadziło do odwrotu okrętów podwodnych do portów norweskich. Mimo to Niemcy od sierpnia podjęli, trwającą aż do końca wojny, nową północnoatlantycką ofensywę zwalczania żeglugi alianckiej. Przeznaczyli do niej, wychodzące z baz niemieckich i norweskich, U-Booty wyposażone w chrapy.

Choć opuszczenie francuskich baz nie obniżyło wysokiego morale niemieckich podwodniaków, oczekiwane sukcesy były nadzwyczaj mizerne – w całym 1944 r. zatopili zaledwie 16 statków z alianckich konwojów na środkowym i północnym Atlantyku. W panujących wówczas realiach wykorzystywanie chrap chroniło U-Booty przed lotnictwem, ale za cenę bardzo spowolnionego marszu, znacznie wydłużającego czas ich przejścia z baz na wody na południe lub południowy zachód od Islandii. Płynący na chrapach okręt był zupełnie „głuchy” (hałas własnych diesli uniemożliwiał nasłuch podwodny) oraz niemal „ślepy” (obserwacja peryskopowa nawet w nikłym stopniu nie dorównywała tej prowadzonej przez czterech ludzi z pomostu wynurzonej jednostki; dodatkowo utrudniała ją jesienna, sztormowa pogoda). Taki marsz trwał zwykle tylko około czterech godzin, tj. w czasie niezbędnym do naładowania baterii. Pozostałe 20 godzin U-Boot szedł w zanurzeniu na silnikach elektrycznych, osiągając prędkość około 4 w. (w sztormie zazwyczaj zmniejszoną o prawie połowę). Czas przejścia z bazy norweskiej do wspomnianego akwenu (odległego o jakieś 1500 Mm) wynosił od dwóch do trzech tygodni. Dlatego na spodziewane sukcesy nowej kampanii trzeba było poczekać. Dönitz pilnie poszukiwał więc szybkiego sukcesu propagandowego, na miarę rajdu U 47 do Scapa Flow. Jedynym ówczesnym możliwym miejscem powtórzenia takiego wyczynu był położony w Zatoce Kolskiej port w Murmańsku, oddalony około 50 km od otwartego morza. Spodziewano się tu dużych okrętów, w tym przekazanego właśnie przez Brytyjczyków pancernika Royal Sovereign – weterana I wojny światowej – już pod banderą radziecką przemianowanego na Archangielsk2. Dönitz zakładał, że chroniąca wejścia do zatoki sieć przeciwko okrętom podwodnym będzie mocno przerdzewiała, dzięki czemu możliwe będzie jej sforsowanie zanurzonym U-Bootem, a sieci przeciwtorpedowe przebiją specjalnie do tego przygotowane torpedy.
W tym czasie w bazie w Narwiku przygotowywał się do wyjścia w morze U 315, typu VII C, który od osiągnięcia gotowości bojowej w połowie lutego i przydziału do 11. Flotylli Okrętów Podwodnych w Bergen, odbył już cztery patrole bojowe. Od chwili wcielenia do służby 10 lipca 1943 r., dowodził nim niemający jeszcze na swym koncie sukcesów bojowych por. mar. Herbert Zoller, wcześniej dowodzący przez kilka miesięcy małym, szkolnym U 3 (typu II). 11 lipca – następnego dnia po powrocie z czwartego patrolu, U 315 wszedł do stoczni w Bergen na planowany, trwający zwykle miesiąc remont. Po jego zakończeniu, 18 sierpnia, okręt rozpoczął czterodniowe pobieranie zaopatrzenia, zaś kolejne cztery dni spędził na próbach morskich, w tym chrap. 28-go wieczorem, Zoller wyruszył wraz z towarzyszącym mu eskortowcem w 8-godzinną drogę z Bergen na północ, do bunkra U-Bootów w Trondheim. Tu załadowano samonaprowadzające się torpedy T 5, przeznaczone do zwalczania okrętów eskorty konwojów. 31 sierpnia o godz. 09.00 U 315 wyszedł w morze, znów odprowadzony przez eskortowiec, rozpoczynając swój piąty patrol. Warunki pogodowe na otwartym morzu były umiarkowane: wiał północny wiatr o sile 5°B, stan morza wynosił 3-4, widzialność była dobra. Wieczorem, idący kursem północnym U-Boot zanurzył się, do północy płynąc na głębokości 70 m. Już 1 września, pół godziny po północy, kiedy zapadł zmrok, Zoller wyszedł na głębokość peryskopową zamierzając uruchomić chrapy i rozpocząć ładowanie baterii, ale szybko uznał, że zagrożenie jest zbyt duże i kontynuował marsz na głębokości 70 m. W ciągu pierwszej doby okręt pokonał 135 Mm, w tym 34 pod wodą. Wczesnym popołudniem, na głębokości peryskopowej, na 15 minut podniesiono maszt chrap i przewietrzono wnętrze jednostki.
2 września po północy U 315 wyszedł na głębokość peryskopową do ładowania baterii i Zoller nadał obowiązkowy meldunek o osiągnięciu po 24 godzinach marszu punktu kontrolnego. Po godzinie awarii uległ jeden z cylindrów lewoburtowego diesla oraz zacięło się sprzęgło napędu sprężarki doładowującej silnika prawoburtowego, przez co ładowanie akumulatorów było o połowę mniej wydajne. U-Boot kontynuował operację za pomocą jednego diesla na powierzchni, ale kiedy po dwóch godzinach zaczęło świtać, musiał skryć się w głębinie. Zoller złożył meldunek o problemach technicznych i konieczności przerwania patrolu, po czym został skierowany do Narwiku. Drugiej doby marszu przebył 89 Mm, z czego 46 pod wodą. Kolejnej nocy ładowanie na powierzchni rozpoczęto wcześniej, już o godz. 22.30, dzięki czemu do świtu (tuż po godz. 02.00, 3 września) baterie były w dużym stopniu naładowane. Przed południem na okręcie odkryto niewielki przeciek w kadłubie sztywnym przez przewód echosondy, wynoszący 100 l/godzinę. Kolejny przebyty dobowy odcinek drogi wynosił 86 Mm, z czego 46 w zanurzeniu. Po południu w zanurzonym U-Boocie wymieniono uszkodzoną głowicę jednego z cylindrów lewoburtowego diesla, przywracając jego sprawność. 4 września, już w Vestfjordzie, Zollera poinformowano, że czeka na jego okręt miejsce w doku oraz nakazano sprawdzenie działania echosondy (był to wysoki priorytet napraw dokowych – w tym czasie norweskie stocznie przeciążano naprawami wielu jednostek; sytuację komplikowało sukcesywne przybywanie U-Bootów ewakuowanych z baz francuskich). O godzinie 17.00 U 315 wszedł do Narwiku i zacumował przy norweskim statku pasażerskim Stella Polaris, używanym przez Kriegsmarine jako koszarowiec. Następnego dnia wprowadzono go do doku na trzydniowe naprawy. 8 września o godz. 08.00 odcumował od Stella Polaris, uzupełnił zapas żywności w fiordzie Rombakken i eskortowany przez torpedowiec T 5 przeszedł do bazy Ramsund (na południe od Harstad).
9 września rano Zoller ponownie wyszedł w morze, pokonując pierwszy odcinek od Lodingen do Harstad (4 godziny marszu) z pilotem na pokładzie. O 16.00, już na głębszej wodzie, po wyjściu z Andfjordu, Zoller zanurzył okręt (dla „rozruszania” załogi po kilkudniowym pobycie w porcie było to zanurzenie alarmowe), dalej idąc na głębokości 70 m kursem północno-zachodnim – do kwadratu AB 91. Od godziny 22 do 3 nad ranem 10 września marsz odbywał się na powierzchni, z ładowaniem baterii, następnie w zanurzeniu. W trakcie dnia tylko raz, na krótko (50 min.) wyszedł na głębokość peryskopową, aby po zlustrowaniu horyzontu i nieba, przewietrzyć okręt przy pomocy chrap. Po północy, już 11 września, podczas kolejnego ładowania baterii radiooperator idącego na chrapach U-Boota (w kwadracie AB 9128) odebrał zaskakujący rozkaz: Zoller, natychmiast z najwyższą prędkością wracać do Narwiku przez Andfjord. FdU Norwegen. U 315 niezwłocznie zawrócił i ruszył w drogę powrotną na bezpiecznej głębokości 70 m. W samo południe wszedł do bazy w Harstad biorąc na pokład pilota, po czym o 17.00 znów zacumował w bazie w Narwiku przy Stella Polaris. 25-letni wówczas Zoller niezwłocznie zameldował się u Suhrena, dowiadując się, że został wybrany do wykonania karkołomnego planu Dönitza – urzeczywistnienia rajdu do Murmańska. Rozkaz brzmiał: Przeniknąć do Zatoki Kolskiej, zaatakować okręty wojenne i większe cele, szczególnie za zagrodą sieciową, w zatoce Wajenga.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1/2012