Sd. Kfz. 265 - Pierwszy czołg dowodzenia Wehrmachtu
Mariusz Skotnicki
Sd. Kfz. 265
Pierwszy czołg dowodzenia Wehrmachtu

Specjalne czołgi dowodzenia skonstruowano w Niemczech w odpowiedzi na stale ponawiane postulaty oficerów Panzerwaffe, podkreślających ogromne znaczenie utrzymania w czasie walki łączności pomiędzy poszczególnych pododdziałami. Początkowo w czołgach Pz.Kpfw. I Ausf. A nie było jakiegokolwiek sprzętu radiowego, ich załogi mogły posługiwać się tylko chorągiewkami sygnalizacyjnymi i rakietnicami. Nie pozwalało to na sprawne dowodzenie formacjami czołgów, szczególnie gdy działały one w zróżnicowanym terenie i w rozproszeniu.
Jak niełatwe było dowodzenie czołgami lekkimi Pz.Kpfw. I może świadczyć powojenna relacja płk. Albrechta von Boxberga (w drugiej połowie lat 30. podporucznika w Panzer-Regiment 3): „Jednym z największych problemów było to, że rozkazywano nam działać z zamkniętymi włazami wieży, co utrudniało obserwację przez dowódcę, mogącego spoglądać jedynie przez szczelinę obserwacyjną. Dowódca mógł liczyć tylko na pomoc kierowcy, który dysponował otworami obserwacyjnymi w kadłubie lub, wbrew zasadom, pozostawiać otwarty właz w wieży. We wczesnych latach, 1935-37, do dowodzenia i kierowania używaliśmy sygnałów wzrokowych; każdy czołg miał przydzielonych 6 chorągiewek [sygnalizacyjnych]. Musiały być one trzymane w różnych pozycjach na zewnątrz wieży, tak by dowódcy innych czołgów w oddziale lub pododdziale wiedzieli, co muszą dalej robić. System znaków był ważną częścią szkolenia załóg czołgów. W walce właz w wieży był zawsze otwarty, przez co zwiększało się ryzyko urazów lub ran głowy, które trzeba było jednak podjąć, aby móc widzieć co się dzieje wokół. Pamiętam wielkie ćwiczenia w 1936 r., odbywające się na poligonie w pobliżu Munster w Lüneburgerheide. Otrzymałem zadanie pełnienia roli rozjemcy. Miałem samochód, który ułatwiał mi obserwowanie ataku czołgów i batalionu zmotoryzowanej piechoty. Rozkazano jechać z zamkniętymi włazami wież, tak by uczynić ćwiczenia jak najbardziej realistycznymi. Pierwsze sygnały chorągiewkami przekazywane przez dowódców plutonów i kompanii były potwierdzane i wykonywane właściwie. Lecz gdy przystąpiono do bitwy, jakiekolwiek pozory kontroli utracono, czołgi jechały wszędzie wszędzie, we wszystkich kierunkach. Wiele z nich zakończyło marsz dopiero, gdy ugrzęzło.”
Doświadczenia z ćwiczeń i powstające na ich podstawie raporty sprawiły, że w czołgach Ausf. A rozpoczęto w końcu instalowanie odbiorników krótkofalowych Fu.Ger. 2, a w zmodyfikowanej wersji Pz.Kpfw. I – Ausf. B nawet radiostacji Fu.Ger. 5 o mocy 10 W, częstotliwościach pracy w zakresie 27,2-33,3 MHz i zasięgu do 6 km przy nadawaniu kluczem oraz 4 km fonią w czasie postoju bądź odpowiednio 4 i 2 km w czasie jazdy. Ta ostatnia wartość była jednak w przypadku Pz.Kpfw. I czysto teoretyczna. Radiostacja była montowana z przodu przedziału bojowego i obsługiwał ją kierowcamechanik. Oczywiście nie był w stanie robić tego sprawnie podczas jazdy!Według niektórych publikacji, w 1935 r. w kilku „jedynkach” próbnie zamontowano radiostacje dalekiego zasięgu. Anteny ramowe przymocowano do tylnej części kadłuba, dzięki czemu nie utrudniały one obrotu wieżyczki (w której pozostawiono tylko 1 kaem). Funkcję radiotelegrafisty powierzono tym razem dowódcy czołgu. I to rozwiązanie okazało się mało szczęśliwe, w czasie walki miał on do wyboru albo ostrzeliwanie wroga z broni pokładowej albo obsługiwanie radiostacji. Rozwiązaniem problemu mogło być tylko skonstruowanie nowego, specjalnego czołgu dowodzenia z trzyosobową załogą, składającą się z dowódcy, kierowcy i dodatkowo z radiotelegrafisty.
Pełna wersja artykułu w kwartalniku Poligon 4/2008