SHOT Show 2010

 


Leszek Erenfeicht


 

 

 

SHOT Show 2010

 

– mokra robota na środku pustyni

 



Tegoroczny 32. SHOT Show wszyscy uczestnicy zapamiętają na długo. Postarali się o to wspólnym wysiłkiem organizatorzy, Matka Natura i FBI, ale chyba nie do końca tak, jak się spodziewała National Shooting Sports Foundation, dla której te targi są głównym źródłem utrzymania.



 

 


Po zeszłorocznych targach nastrój branży był optymistyczny jak rzadko: strach przed pomysłami nowego prezydenta nakręcał sprzedaż broni jak nigdy wcześniej od czasów wojny koreańskiej(!), Black Rifle wszelkich odmian schodziły jak ciepłe bułeczki, same targi – choć w Orlando, w którym nigdy nie cieszyły się takim powodzeniem jak Las Vegas – pękały w szwach. Wszyscy spodziewali się, że kolejne targi, z powrotem w Newadzie, będą niezapomnianym przeżyciem. W wypełnianych w Orlando ankietach uczestnicy w przeważającej większości domagali się powrotu targów do Las Vegas. Wszyscy mieli serdecznie dość problemów z dostępnością miejsc hotelowych i wielokilometrowych wędrówek wzdłuż International Drive w poszukiwaniu wolnego miejsca w restauracji, żeby zjeść spokojnie obiad. W Las Vegas jest znacznie więcej hoteli i knajp, a konkurencja sprawiła, że ceny pokojów w kasynowych hotelach z prawdziwego zdarzenia przy samym S. Las Vegas Boulevard (czyli najbardziej prestiżowym w mieście „Stripie”) były niższe niż w podszytych wiatrem motelach poza miastem. Gastronomia dysponuje miejscami dla znacznie większej liczby ludzi, niż w Orlando i znacznie bardziej zróżnicowaną ofertą – zarówno treściowo, jak cenowo. Pozostałe preferencje wskazywały wyraźnie na drugą połowę stycznia jako optymalny termin. Problem w tym, że inne grupy odbywające targi branżowe zgłaszały podobne wnioski, ale szybciej zajęły się ich realizacją, przez co NSSF musiała zrezygnować z Las Vegas Convention Center i wrócić do używanego już kiedyś jako awaryjne miejsce organizacji targów Sands Expo & Convention Center, z którym podpisano umowę na trzy lata, do 2012 roku, z opcją przedłużenia na kolejne dwa. Właśnie w Sands byłem na SHOT Show w roku 2000, i nie zapamiętałem go jakoś szczególnie źle – widać efekt nowości i zwalająca z nóg nowicjuszy skala wydarzenia pozwoliły przejść do porządku dziennego nad wieloma mankamentami tego miejsca.


Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 2/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter