Siły Morskie Ukrainy – być albo nie być
Wład Kostrow
Siły Morskie Ukrainy
– być albo nie być
Wydarzenia związane z aneksją Krymu przez Rosję i towarzyszącym mu ogromnym uszczerbkiem dla obronności Ukrainy nie pozostawiły w tym kraju nikogo na nie obojętnym. Wojska na półwyspie, stanowiące silne zgrupowane wszystkich trzech rodzajów sił zbrojnych, nie tylko dopuściły do utraty części terytorium państwa, ale i większości stacjonujących tam sił wraz z ich uzbrojeniem, sprzętem i znacznymi zapasami materiałowymi.
W prorosyjskich mediach reklamowano to jako „cud”, „operację bez jednego wystrzału” (to akurat jest dyskusyjne) i „nowość we współczesnej sztuce wojennej”. Tymczasem obsesyjna propaganda przeciwko Ukrainie rozpoczęła się na długo przed wydarzeniami na Krymie – już w chwili odzyskania niepodległości. Jedną z przeszkód był trudny proces podziału byłej Floty Czarnomorskiej ZSRS, który odbył się w 1997 r., głównie dzięki silnej pozycji Kijowa. Od tamtej pory Wijskowo-Morski Syły Ukrajiny (WMSU) nie były lubiane w Moskwie, szczególnie gdy przyszło dzielić z nimi zatoki Sewastopola.
O stratach w personelu Sił Zbrojnych Ukrainy z powodu przejścia na stronę rosyjskiego okupanta lub odejścia ze służby nie mówi się, a warto, ponieważ było to konsekwencją długoterminowej prorosyjskiej propagandy, którą na Krymie umiejętnie kierowano do, krótkowzrocznych w kwestii polityki kadrowej i spóźnionych w reakcji na wydarzenia, przedstawicieli dowództwa wojska. Dotyczy to również Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i innych struktur, może z wyjątkiem pograniczników. Ukraińskie wojsko nie otworzyło ognia, nie dopuściło do rozlewu krwi – to prawda. Nie można jednak zapominać, że jest ono przeznaczone do zbrojnej obrony terytorium kraju, a nie pełnienia roli obserwatora okupacji, co właśnie stało się na półwyspie.
Trzeba o tym pamiętać, szczególnie obecnie, w obliczu faktycznej agresji Kremla także na południowo- wschodnią część kraju. Opieszałość i niezdecydowanie wojskowych w sytuacjach, gdy są oni zobligowani do wypełnienia swych obowiązków konstytucyjnych, może drogo kosztować Ukrainę.
Zagarnięta flota
Jednym ze smutnych efektów krymskiej katastrofy stało się niesprowokowane zajęcie przez Rosjan, w marcu bieżącego roku, wszystkich jednostek pływających WMSU bazujących na Krymie. Według różnych szacunków było to od 51 do 79 okrętów, kutrów i jednostek pomocniczych różnego przeznaczenia. I tu nie obyło się bez fałszywej propagandy. Niektóre rosyjskie media szybko poinformowały nawet, że flagowa fregata proj. 1135.1 Gietman Sahajdaczny, która właśnie wróciła do ojczyzny po udziale w międzynarodowych operacjach antypirackich Ocean Shield i Atalanta na Zatoce Adeńskiej, rzekomo podniosła rosyjską banderę. W odpowiedzi na Zachodzie pojawiły się zdjęcia okrętu z załogą na lądowisku śmigłowca ustawioną w kształt liter „UA”. W chwili napaści na Krym fregata była w cieśninach tureckich. Specjalnie na jej przechwycenie w północno-zachodniej części Morza Czarnego ruszył krążownik rakietowy Moskwa proj. 1164. Na szczęście wywiad ukraiński zadziałał właściwie i uprzedził dowódcę okrętu o niebezpieczeństwie związanym z wejściem do Sewastopola. Dzięki temu Sahajdaczny zmienił kurs i udał się do Odessy.
Wróćmy jednak do wydarzeń krymskich. Obecnie, w warunkach zagrożenia militarnego, istnieje pilna potrzeba odbudowy potencjału wojskowego kraju. Jest to jednak skomplikowany i kosztowny proces. Widać to szczególnie w przypadku WMSU, których ogromnej roli i znaczenia w obronności Ukrainy nie można kwestionować. Tym bardziej, że w okresie niepodległości flota nie była zasilana nowymi okrętami i zmuszona do wykorzystania starych jednostek, dziedziczonych jeszcze po ZSRS. Finansowanie było minimalne – brakowało dosłownie wszystkiego: paliwa, amunicji, części zamiennych, itp. Mimo wszystkich trudności, WMSU pozostały oddzielnym rodzajem sił zbrojnych, udowadniając swoją skuteczność poprzez udział okrętów i piechoty morskiej w wielu ćwiczeniach i misjach międzynarodowych. Teraz, po przejęciu na Krymie wszystkich struktur WMSU i przechwyceniu bazujących tam okrętów, trzeba będzie to wszystko odtworzyć na nowo.
Nadzieja pojawiła się, gdy uzgodniono zwrot całego sprzętu wojskowego zajętego na półwyspie. Rzeczywiście, 1 kwietnia dowódca Wojenno- Morskowo Fłota, adm. Wiktor Czirkow, ogłosił decyzję Ministra Obrony Federacji Rosyjskiej, aby przekazać Ukrainie wszystkie pozostające na Krymie okręty. Aby ułatwić wyjście jednostek WMSU zablokowanych na Donuzławie, 15 kwietnia rosyjska Flota Czarnomorska podniosła trzy z czterech zatopionych przez nią okrętów, otwierając wyjście na morze. Wydobycie czwartego – wycofanego ze służby dużego okrętu ZOP proj. 1134B Oczakow – zaplanowano na lipiec, po czym będzie możliwe zabranie z jeziora wszystkich większych jednostek, w tym dużego okrętu desantowego projektu 775 Kostjantin Olszanski, który ma uszkodzony jeden z dwóch silników głównych.
Tymczasem małe jednostki rozpoczęły opuszczanie akwenu już w kwietniu. 11 kwietnia pierwszymi wyzwolonymi z niewoli i przebazowanymi do Odessy były zbiornikowiec Fastiw i kuter rakietowy Priłuki. Po nich, 19 kwietnia, z Donuzława i Sewastopola do Odessy przeszły: korweta Winnica, okręt demagnetyzacyjny Bałta, średni okręt desantowy Kirowograd, tender Szostka, zbiornikowiec Sudak, transportowiec Gorliwka, kuter pożarowy Jewpatoria, kuter holowniczy Nowooziernie, holownik morski Kowiel i hulk Zołotonosza. Są to stare jednostki, które swoje już odsłużyły. Zwrócono je we względnym porządku, choć na niektórych brakowało urządzeń i mechanizmów, nie wiadomo przez kogo zdjętych, ale na pewno już po zajęciu przez Rosjan. Nic w tym dziwnego, jeśli przypomnimy sobie w jakim stanie oddano samoloty i śmigłowce, które uszkodzono celowo. Tak więc okręty nie były wyjątkiem, jednak sam ich zwrot można uznać za wielki sukces, będący wynikiem trudnych negocjacji z władzami okupacyjnymi. Spodziewano się rozpoczęcia transferu kolejnych i dlatego wysłano na Krym ukraińskie załogi, ale... Już 19 kwietnia, proces który ledwo się rozpoczął, nagle zatrzymano, choć oficjalnie nie łączono tego z zakrojoną na szeroką skalę operacją antyterrorystyczną prowadzoną przez ukraińskie struktury siłowe na wschodzie kraju. Zakaz dotyczy tylko armijnego sprzętu wojskowego, lecz Flota Czarnomorska FR jednostronnie nałożyła go także na okręty.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2014