Statki pasażersko-towarowe typu Monte Sarmiento, cz. 2
Jacek Jarosz
Kontynuujemy opowieść o statkach pasażersko-towarowych zbudowanych dla przedsiębiorstwa żeglugowego HSDG. Prezentujemy losy dwóch ostatnich jednostek.
Monte Cervantes
Statekbył budowany pod stoczniowym numerem 478. Podczas przeprowadzonego 25 sierpnia 1927 r. wodowania otrzymał nazwę Monte Cervantes. Imię to najprawdopodobniej oznaczało położone w rejonie hiszpańskiego miasteczka Cervantes (Galicja, północno-zachodnia Hiszpania) – wzniesienie o wysokości 646 m n.p.m., na którym w średniowieczu wybudowano zamek. Podczas prób odbiorczych w kuchni okrętowej zdarzył się wypadek, w trakcie którego śmiertelne oparzenia odniósł jeden z kucharzy. Statek został ukończony 3 stycznia 1928 r., a cztery dni później wypłynął w swój pierwszy rejs na trasie Hamburg – Buenos Aires. Pierwszym dowódcą został kpt. Meyer. Mający radiowy sygnał rozpoznawczy RPHS Monte Cervantes wykorzystywano także do odbywania rejsów wycieczkowych. W drugiej połowie lipca znajdował się w swojej trzeciej podróży na wody północnej Norwegii, podczas której na pokładzie znajdowało się ok. 1500 pasażerów i ok. 300 członków załogi.
Etapem docelowym powyższego rejsu było przejście z Przylądka Północnego na Spitsbergen (największa wyspa norweskiego archipelagu Svalbard, Morze Arktyczne). 24 lipca ok. godz. 23.00 w zatoce Bellsund (południowo-zachodnia część Spitsbergenu) Monte Cervantes uderzył w grubą krę lodową (lub niewielką górę lodową), co spowodowało uszkodzenie poszycia w dziobowej części kadłuba. Statek zaczął szybko nabierać wody i pomimo pracy pomp jej poziom stale się zwiększał, w części pomieszczeń na dziobie osiągając prawie 5 m. Kapitan Meyer rozkazał nadać sygnał wzywania pomocy i postanowił ewakuować na pobliski ląd za pomocą łodzi ratunkowych wszystkich pasażerów oraz zdecydowanie większą część załogi. Jednostka zakotwiczyła niedaleko brzegu zatoki, a szkieletowa załoga dalej prowadziła walkę o utrzymanie jej na wodzie. Wkrótce na sygnał SOS odpowiedział znajdujący się w odległości około 80 Mm radziecki lodołamacz Krassin /I/(od 1927: eks-Swiatigor/1917/6048 BRT), który zaoferował swoją pomoc.
Po przybyciu lodołamacza na miejsce zdarzenia i dobiciu do prawej burty wycieczkowca jego załoga natychmiast przystąpiła do udzielania pomocy niemieckiej jednostce. Krassin pomagał wypompować wodę z kadłuba Monte Cervantesa za pomocą własnych pomp, a jego nurkowie zajęli się prowizoryczną naprawą uszkodzeń. Trwające pięć dni prace zabezpieczające zakończyły się powodzeniem 29 lipca, wobec czego statek mógł wkrótce o własnych siłach popłynąć do jednego z pobliskich portów, gdzie planowano dokończyć jego naprawy przed rejsem powrotnym do Niemiec. Podczas tych kilku dni niepewności co do sukcesu prac naprawczych europejskie media na bieżąco informowały słuchaczy i czytelników o aktualnej sytuacji w zatoce Bellsund. 30 lipca Monte Cervantes w asyście Krassina skierował się do Hammerfest (północna Norwegia), gdzie dotarł 5 sierpnia. Później został przeholowany przez niemiecki holownik pełnomorski Seefalke (W. Schuchmann/1924/619 BRT) do Hamburga, który osiągnięto 11 sierpnia i gdzie wkrótce doprowadzono jednostkę do pełnej sprawności. 7 lipca 1929 r. statek wypłynął po raz kolejny w rejs wycieczkowy na wody północnonorweskie.
Na początku stycznia 1930 r. dowodzony przez kpt. Theodora Dreyera (1874-1930) Monte Cervantes rozpoczął w Buenos Aires rejs wycieczkowy do Ziemi Ognistej. Na pokładzie znajdowało się 1117 pasażerów oraz 330 członków załogi. Jednostka płynęła w kierunku Cieśniny Magellana i kanału Beagle. Celem było osiągnięcie portów Ushuaia (najbardziej wysunięte na południe miasto świata, leży w południowej Argentynie, na Ziemi Ognistej nad kanałem Beagle przy granicy z Chile) oraz Punta Arenas (południowe Chile, nad Cieśniną Magellana). 22 stycznia w południe statek opuścił Ushuaia i skierował się na wschód w kierunku zatoki Yendegaia.
Po upływie około pół godziny Monte Cervantes w wąwozie Eclaireurs (między Ziemią Ognistą i północną częścią wyspy Navarino), w pobliżu latarni morskiej o takiej samej nazwie, wszedł dziobem na skały znane jako Pan de Indio. Wycieczkowiec zaczął dość szybko nabierać wody do dziobowych pomieszczeń i lekko przechylił się na lewą burtę. Wobec powagi sytuacji kpt. Dreyer zdecydował się ewakuować wszystkich pasażerów i większość załogi. Wysłano także sygnał wzywania pomocy. W ciągu 55 minut wszyscy pasażerowie i część załogi znaleźli się na wodzie w 28 łodziach ratunkowych. Wkrótce statek zsunął się ze skały i powoli prąd zaczął go znosić wzdłuż wąwozu Eclaireus. Dowódca postanowił uruchomić maszyny i spróbować dopłynąć do jednej ze znajdujących się w pobliżu wysepek, gdzie jednostka miała zostać osadzona na skałach. Wkrótce przebywający w łodziach pasażerowie mogli zaobserwować, jak Monte Cervantes wchodzi dziobem na brzeg. Niestety manewr nie powiódł się całkowicie zgodnie z planem i po przeprowadzonej inspekcji stwierdzono, że jest tylko kwestią czasu, kiedy statek zatonie.
Około dwie godziny po wysłaniu sygnału pomocy na miejsce zdarzenia nadpłynął niewielki argentyński transportowiec Vicente Fidel Lopez (od 1912: eksbrytyjski Tees E.P. Hutchinson/1905/1164 BRT), który podjął z pozostających na wodzie łodzi ok. 800 osób i odwiózł je następnie do Ushuaia. Opróżnione łodzie powróciły do Monte Cervantesa, z którego zaczęto przenosić na nie bagaże i prowiant. Trzy kolejne łodzie ze 130 pasażerami i 20członkami załogi popłynęły do Ushuaia, gdzie dotarły około godz. 21.00. Pozostałe 11 łodzi ratunkowych dobiło do brzegu w pobliżu miejsca katastrofy, a ich pasażerowie piechotą ruszyli do Ushuaia, gdzie pojawili się po około pięciu godzinach. Kapitan Dreyer z częścią załogi przedostali się na odległy o ok. 20 m od statku brzeg, gdzie spędzili noc. Następnego dnia kontynuowano ewakuację bagaży i zapasów, przy czym w akcji brały udział trzy argentyńskie trałowce. Vicente Fidel Lopez próbował ściągnąć ze skały Monte Cervantesa, jednak ze względu jego zbyt słabe maszyny akcja ta okazała się zupełnie nieskuteczna.
Pod wieczór argentyńskie jednostki ewakuowały do Ushuaia resztę załogi, poza kapitanem i kilkoma ludźmi, którzy pozostali na Monte Cervantesie, mając do swojej dyspozycji łódź motorową w razie zaistnienia sytuacji zagrożenia. Gdy było już wiadomo, że grodzie wodoszczelne nie wytrzymają naporu wody i statek wkrótce zatonie, reszta załogi ewakuowała się. Na pomoście nawigacyjnym pozostał tylko kapitan i ostatecznie stał się jedyną śmiertelną ofiarą katastrofy. Co ciekawe, według części członków załogi miałby on jakoby popełnić samobójstwo. Jednostka niedługo potem przewróciła się na prawą burtę i zatonęła z wystającymi nad powierzchnię wody podczas odpływu śrubami napędowymi i płetwą sterową. Cała historia była szeroko opisywana i komentowana przez media, które określały wówczas statek mianem „Titanica południa” lub „argentyńskiego Titanica”. Sprawa utraty jednostki została rozpatrzona 6 marca 1930 r. przez hamburski Urząd Morski (Seeamt), który uwolnił kapitana i załogę od winy. Prowadzone jednak były procedury związane z oskarżeniem niektórych marynarzy o kradzież cennych przedmiotów z kabin pasażerskich. Po II wojnie światowej dostępne elementy wraku częściowo zostały rozkradzione przez okolicznych mieszkańców.
[1] Co ciekawe, pływający pod banderą Kostaryki Saint Christopher jeszcze w 1954 r. doznał awarii siłowni oraz steru i został odstawiony w porcie Ushuaia. W styczniu 1957 r. w pobliżu miejsca katastrofy Monte Cervantesa także wszedł na podwodne skały i został opuszczony. W 2004 r. z pozostającego na miejscu wraku wypompowano paliwo.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 11-12/2021