Steny dla Volkssturmu
MICHAEL HEIDLER
Tonący brzytwy się chwyta:
Steny dla Volkssturmu
Na zdjęciach z ostatniej wojny pokracznego, całkowicie metalowego peema z bocznym magazynkiem rozpoznajemy zwykle jako brytyjskiego Stena. Warto jednak pamiętać, że z 4 milionów jego egzemplarzy nie wszystkie powstały na Wyspach. I nie chodzi tylko o konspiracyjne kopie z Polski, Norwegii, Danii, czy Francji – do klubu jego producentów należą bowiem także... hitlerowskie Niemcy!
Wczasie wojny pistolet maszynowy okazał się niezbędnym narzędziem walki w terenie zurbanizowanym. Mały, poręczny i dysponujący wielką siłą ognia, przy strzelaniu na niewielkie dystanse bił na głowę powtarzalne karabiny i karabinki. Z tego powodu Wehrmacht ściągał do siebie każdy egzemplarz tej klasy broni, jaki były w stanie wyprodukować zakłady zarówno niemieckie, jak i w krajach okupowanych. Po inwazji aliantów na Francję i niemal równoczesnej radzieckiej ofensywie z Białorusi nad Wisłę, postępy sojuszniczych natarć na obu frontach stworzyły realne zagrożenie terytorium Rzeszy. W Niemczech jesienią 1944 roku powołano do życia Volkssturm – pospolite ruszenie, na wzór organizowanego przez Prusy w czasie wojen napoleońskich Landsturmu. To, że te „formacje ostatniej nadziei” reżimu hitlerowskiego powinny być uzbrojone także w peemy nie ulegało wątpliwości – wszak ich przeznaczeniem miała być obrona miast, a doświadczenia wojny ponad wszelkie wątpliwości dowiodły przydatności tej broni w podobnych warunkach. Pytanie brzmiało więc nie „czy?” – tylko „w jakie?”. I znacznie trudniej było na nie znaleźć odpowiedź...
Standardowym pistoletem maszynowym Wehrmachtu był MP 40 (STRZAŁ 9/05). Tyle tylko, że mimo równoczesnej produkcji przez trzech wytwórców nie można było ich nastarczyć dla armii, a co dopiero dla pospolitego ruszenia. Zapowiedź rychłego zastępowania peemów przez Sturmgewehry (STRZAŁ 10/10) niosła za sobą różnorakie następstwa dla uzbrojenia Volkssturmu. Z jednej strony wróżyła dobrze, bo wkrótce miała uwolnić znaczne ilości wycofywanych MP 40. Z drugiej jednak strony dostawy MP 44 miały rosnąć kosztem peemów – a więc do dyspozycji miały być jedynie egzemplarze wycofywane z jednostek, bo ich produkcję zakończono w Ermie i u C.G. Haenela, a u Steyra trwał już tylko montaż z nagromadzonych części. Z trzeciej wreszcie strony, zastępowanie MP 40 przez MP 44 miało nastąpić dopiero „wkrótce” – a alianci wcale nie mieli zamiaru czekać, aż się ono dokona. Optymistyczne prognozy nie sprawdziły się, Sturmgewehrów nie było dość, by zastąpić peemy i w decydującej fazie wojny w uzbrojeniu Wehrmachtu zaczęła nagle ziać potężna dziura. Trwała totalna mobilizacja, powoływano pod broń coraz młodsze roczniki, powstawały nowe jednostki, odradzały się wykrwawione stare, teraz miał jeszcze dojść Volkssturm – sytuacja szybko zaczęła się robić krytyczna. Inne peemy niemieckie nie wchodziły w grę: w produkcji pozostawał już jedynie MP 35/I Bergmanna (STRZAŁ 7-8/12), praco- i materiałochłonna żywa skamielina peemów z lat 30., w dodatku produkowana w ilościach w najlepszym razie z kategorii „zaniedbywalnych” w porównaniu z potrzebami. Jedyną nadzieją pozostała Beretta w okupowanej części Włoch, która pracowała na maksymalnych obrotach, produkując peemy dla Wehrmachtu – a i tak wciąż było ich za mało. Konstrukcję Tulia Marengoniego uproszczono do maksimum, już w 1943 roku zastępując w produkcji MAB Mod.938A pozbawionym osłony lufy i dźwigni kurkowej MP 38/42, a w końcu jeszcze bardziej uproszczonym MP 38/44. Oba one nosiły w nomenklaturze HWA indeks MP 738(i), a do niemieckich składnic trafiło ich łącznie ponad 150 000. Innych zdobycznych peemów także nie starczyłoby dla mającego liczyć nawet sześć milionów ludzi Volkssturmu, bo czasy olbrzymich zdobyczy wojennych na Wschodzie minęły bezpowrotnie. Nieoczekiwanie dla siebie Niemcy stanęły przed tym samym problemem, co ruchy podziemne w okupowanych przez nie krajach: skąd szybko wziąć dużo peemów? I co ciekawsze, rozwiązanie znaleziono identyczne: zacznijmy produkcję Stena!
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 12/2012