Strefy wolne od broni, czyli o terrorze ignorancji
Całkiem niedawno, w trakcie jednego tylko weekendu, w USA, wydarzyły się dwie strzelaniny, w których zginęły 34 osoby. Tragiczne wydarzenia, które nikogo nie powinny zostawić obojętnym. Ale zanim zdążyliśmy uczcić pamięć ofiar, rozpoczął się chocholi taniec ignorantów na świeżych grobach, żądających zaostrzenia prawa do posiadania broni.
Ciężko jest rozmawiać z ludźmi, którzy nie kierują się wiedzą, tylko emocjami. Ale po raz kolejny spróbuję.
Zacznijmy od strzelaniny w El Paso w Teksasie. Będę pisał o nim zabójca – nie mam zamiaru używać imienia i nazwiska tej osoby. Proszę pamiętać, że w większości przypadków takie ataki mają na celu uzyskanie rozgłosu. Napastnik chce, aby mówiono o nim w mediach. Nie dawajmy im tej satysfakcji. Jest również inny powód, ale o tym w dalszej części… Tak więc manifest zabójcy jest dostępny w internecie . Opisuje w nim dość dokładnie, dlaczego i co chce zrobić. Na naszą uwagę zasługują fragmenty o wyborze „miękkiego” celu, aby „poświęcenie” miało sens.
Miękki cel… Sklep, w którym znajdowało się 1000+ osób, z nieliczną ochroną, uzbrojoną co najwyżej w paralizatory i – zgodnie z niektórymi doniesieniami – Gun Free Zone. Czyli Strefa Wolna od Broni, gdzie właściciel/zarządca obiektu zabrania wnoszenia broni palnej. Sam sprawca wyrażał uznanie dla manifestu zabójcy z Christchurch w Nowej Zelandii, mienił się działaczem na rzecz przyrody, rasistą i samozwańczym obrońcą przed inwazją Meksykanów.
Jeżeli informacja o strefie wolnej od broni okaże się prawdziwa, to mamy kolejny przypadek potwierdzający znaną od lat regułę: system zakazujący noszenia legalnie posiadanej broni palnej powoduje tylko, że praworządni obywatele zostają przemieni w tarcze, a przestępcy, jak to przestępcy, wszystkie prawne zakazy i nakazy mają w głębokim poważaniu, bo wynika to wprost z charakteru ich „zawodu”, który z założenia polega na łamaniu prawa. Oczywiście zaraz usłyszę zarzut „szeryfowania”, ale wrócę do niego za moment.
Druga strzelanina – Dayton, Ohio. Tu nie mamy strefy wolnej od broni, ale na temat sprawcy pojawiają się zatrważające informacje. Według doniesień był on bowiem aktywistą żądającym wprowadzenia daleko idących obostrzeń w prawie do posiadania broni. Wysyłał wiadomości do polityków, w których żądał podjęcia natychmiastowych działań. Jego prośby nie przyniosły jednak spodziewanego efektu. Czy wziął w ręce broń i zaczął strzelać do ludzi, aby wymóc na politykach wprowadzenie obostrzeń? Tego jeszcze nie wiemy, ale odpowiedź poznamy wkrótce. Bo jest coś dalece niepokojącego w osobie, która sprzeciwia się prawu do posiadania broni, a następnie staje się sprawcą masowego morderstwa z wykorzystaniem narzędzia, które zwalcza.
Ale przejdźmy do stref wolnych od broni. Cała ich koncepcja jest równie miałka co piasek na plaży w Łebie, ponieważ z założenia nie mają prawa działać. Aby to sobie uzmysłowić, wyobraźcie sobie, moi drodzy, inny przykład. Mamy w kraju powszechny dostęp i prawo do posiadania gazu pieprzowego. Każda osoba, nawet niekoniecznie pełnoletnia, może iść i dokonać zakupu takiego gazu, a tymczasem, jedna z galerii handlowych, wywiesza na drzwiach zakaz WNOSZENIA I POSIADANIA PRZY SOBIE gazu. Bo tak. Jak skuteczny będzie taki zakaz? Czy myślicie, że ktoś z gazem w kieszeni po zobaczeniu znaczka na drzwiach zawróci? Jakoś mi się nie chce wierzyć. A teraz dodajmy do tego taką sytuację. Mamy osobę, która w wyniku jakiejś frustracji, chce pójść i w celu „odreagowania” popsikać ludzi gazem. Bo „zasłużyli”. To zadajcie sobie pytanie – gdzie pójdzie? Na mecz piłkarski, gdzie inni mogą mieć gaz i odpłacić mu pięknym za nadobne, czy też do galerii, gdzie przez dłuższy czas (do reakcji służb porządkowych) grozi mu bezkarność? No właśnie, pójdzie do galerii.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2020