Strzeleckie nowości targowej jesieni
Jarosław Lewandowski
Strzeleckie nowości targowej jesieni
W tym roku we wrześniu, tydzień po tygodniu, odbyły się dwie ważne imprezy targowe branży zbrojeniowej – kielecki Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego i londyńskie DSEI. Na każdej z nich pojawiły się interesujące, acz zupełnie różne nowości strzeleckie, stąd wspólna relacja z obu imprez.
Ta „zbitka” terminów nie jest najszczęśliwsza – MSPO skończyło się 5 września, a już 10 września rozpoczęło się DSEI, co firmom planującym wystawienie się na obu imprezach bardzo utrudniło (o ile nie uniemożliwiło) działanie. DSEI było w tym roku najważniejszą imprezą targową tego rodzaju na kontynencie europejskim. Ponad 32 tys. odwiedzających, w tym 97 oficjalnych delegacji zagranicznych z 56 krajów, mogło obejrzeć ekspozycje 1489 wystawców, reprezentujących 54 kraje, w tym 40 pawilonów narodowych – co niekoniecznie oznacza „krajowych”, bo np. był oddzielny pawilon Walii, na terenie której działa wiele bardzo ważnych firm zbrojeniowych, z BAE Systems, Thalesem i Raytheonem na czele. Oficjalne podsumowania targowe puchną z dumy, wskazując kilkunasto-, a czasami kilkudziesięciokrotne wzrosty wspomnianych liczb w stosunku do lat ubiegłych. Zobaczymy, jak w przyszłym roku wypadnie główny konkurent DSEI, czyli paryskie Eurosatory (obie imprezy odbywają się w cyklu dwuletnim, naprzemiennie).
Na tym tle MSPO wypada skromniej (400 firm z 23 krajów, 13 tys. zwiedzających), choć przecież „startuje” w innej konkurencji – największej imprezy regionalnej, w dodatku organizowanej corocznie. A tu kieleckie targi nie mają sobie równych w Europie Środkowej. Trochę szkoda jednak, że nie zgrano lepiej wspomnianych terminów – w efekcie w Londynie było tylko kilka polskich firm, i to wyłącznie z „lżejszą” ekspozycją. Na przykład w ogóle nie zaprezentowano polskiej broni strzeleckiej, nie wspominając już o sprzęcie cięższym. A przecież DSEI to jedyna europejska impreza targowa organizowana w dokach, z silnym zaakcentowaniem tematyki morskiej i ekspozycją okrętową.
Poniżej kilka strzeleckich nowości większych lub mniejszych, ale wartych – jak się wydaje – bliższej uwagi.
Steyr-Mannlicher STM556
Choć Steyr STM556 był już pokazywany w maju na tureckich targach IDEF, szersza prezentacja i tzw. oficjalna premiera miała miejsce w Londynie. Ten z pozoru kolejny klon karabinu AR-15 wnosi nową jakość w ten fragment rynku, gdzie już podobno wszystko było rozdane i pozamiatane. Austriacka broń ma kilka ciekawych cech, odróżniających ją od konkurencji – przede wszystkim szybkowymienną lufę, odziedziczoną po karabinie AUG. W karabinie tego typu wymiana lufy nie dotyczy sytuacji przegrzania się jej podczas strzelania, jak w karabinie maszynowym, ale znakomicie ułatwia czyszczenie i konserwację broni, a także jej inspekcję przez przełożonych (choć to ostatnie wymaga uwzględnienia w regulaminach, co jest odmiennością uniemożliwiającą równoległe używanie innych typów broni przez żołnierzy). Co także ważne, wymienna lufa umożliwia stosowanie zestawów wielolufowych, czyli konfigurowania karabinu z kilkoma (przeważnie dwiema) lufami różnej długości, które mogą być zależnie od potrzeb taktycznych montowane w broni – ta opcja może być interesująca dla oddziałów specjalnych i policji. Steyr przewidział do swojego karabinu aż siedem różnej długości luf: 293 mm (11,5”), 330 mm (13”), 370 mm (14,5”), 417 mm (16”), 455 mm (18”), 505 mm (20”) i 550 mm (22”), wszystkie lufy są 6-polowe, ale można wybrać jeden z dwóch różnych skoków bruzdowania (7” i 9”). Razem tworzy to niezwykle rozbudowaną ofertę konfiguracyjną, nie mającą sobie równych wśród innych producentów broni – Steyr liczy na klienta wybrednego, o nietypowych potrzebach. Austriacy chwalą się, że ich karabin działa prawidłowo na każdym typie amunicji, tak wojskowej 5,56x45 mm, jak i cywilnej .223 Remington. Lufy są kute na zimno (od wielu lat to swoisty znak firmowy Steyra) i chromowane, a kończy je urządzenie wylotowe przystosowane do szybkiego mocowania tłumika dźwięku.
Steyr STM556 ma komorę zamkową wykonaną wraz z łożem jako monolit z kutego aluminium lotniczego, z integralną jednoczęściową szyną Picatinny na całej długości, plus szyna dolna i boczny system do szybkiego dołączania wyposażenia. Wszelkie drobne elementy wyposażenia, jak przyciski, dźwignie itp. – ale także chwyt pistoletowy z zasobnikiem zawierającym przybornik i zespół teleskopowej kolby – wzięto z bogatej oferty firmy Magpul, stawiając najwyraźniej na sprawdzone i lubiane przez „specjalsów” rozwiązania. Karabin ma oczywiście system tłokowy, z tłokiem o krótkim skoku i długim prętowym popychaczem. Ciekawostką jest regulator gazowy, także przejęty (co do koncepcji) z modelu AUG, mający aż cztery położenia: standardowe, do strzelania w warunkach silnego zabrudzenia broni, do strzelania z tłumikiem dźwięku i odcinające w ogóle dopływ gazów do tłoka. Wszystkie części stalowe pokryte są powłoką Mannox, zabezpieczającą przed korozją (znów znak firmy Steyra), a specjalny sposób prowadzenia suwadła w komorze zamkowej usunął konieczność smarowania części ruchomych – broń pracuje na sucho, dzięki odpowiednio dobranym materiałom, o właściwej strukturze molekularnej.
W STM556 poprawiono także mechanizm bezpiecznika, dzięki czemu broń można zabezpieczyć niezależnie od położenia kurka (napięty/zwolniony) – do tej pory taki mechanizm miał tylko niemiecki klon AR-15, czyli HK416. Wbrew pozorom to ważny szczegół, umożliwiający bezpieczniejsze przeładowanie i rozładowanie karabinu (Amerykanie nazywają tak działający bezpiecznik „europejskim”, w odróżnieniu do bezpiecznika „amerykańskiego”, który można włączyć tylko przy napiętym kurku – i co za tym idzie, przeważnie przy naboju wprowadzonym do komory nabojowej).
Do karabinu Steyr STM556 można dołączyć lunetkę celowniczą o powiększeniu 1,5x albo 4x, zintegrowaną z uchwytem transportowym, znaną z austriackich karabinów AUG – choć wygląda ona trochę archaicznie, to wciąż bardzo dobre (i sprawdzone) rozwiązanie systemu celowniczego karabinu wojskowego.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 10/2013