STS-126 – meblowanie stacji
Waldemar Zwierzchlejski
STS-126 – meblowanie stacji
cz. II
Czwarty i jak się później okazało ostatni w 2008 r. lot wahadłowca był z pozoru zwykłą misją logistyczną. W wypełnionej zaledwie w połowie ładowni promu nie było żadnych nowych elementów Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a jedynie kontener towarowy MPLM (Multi-Purpose Logistics Module). Jednak jego zawartość była niezwykle ważna, gdyż umożliwi w połowie roku zwiększenie stałej obsady stacji z trojga do sześciorga astronautów. Wewnątrz kontenera znajdowały się bowiem kluczowe elementy systemu podtrzymywania życia – system regeneracji wody oraz druga łazienka i toaleta.
Nominacje do załogi misji STS-126 NASA ogłosiła 1 października 2007 r., prawie rok przed zaplanowanym na wrzesień startem. Weszli do niej: dowódca Christopher Ferguson, pilot Eric Boe oraz czworo specjalistów misji: Stephen Bowen, Joan Higginbotham, Robert Kimbrough i Heidemarie Stefanyshyn-Piper. Niespełna dwa miesiące później doszło do rzadkiego w historii lotów załogowych wydarzenia – Higginbotham zrezygnowała z dalszej kariery astronautycznej, przedkładając pracę w sektorze prywatnym nad NASA. W tej sytuacji 21 listopada jej miejsce zajął Donald Pettit. Jak zwykle ostatnim członkiem załogi został mianowany kolejny rezydent ISS – tym razem na studniową wachtę na orbitę miała się udać Sandra Magnus, a na jej ewentualną zastępczynię wyznaczono Nicole Stott. Oficjalna wiadomość o tym została opublikowana 11 stycznia 2008 r., kiedy to w związku z poważnymi opóźnieniami w lotach wahadłowców zmieniono sekwencję dostarczania na pokład stacji członków jej załóg.
Przygotowania do dwóch startów Ze swej poprzedniej wyprawy (STS-123) Endeavour powrócił 27 marca 2008 r. Lądowanie nastąpiło, jak to najczęściej bywa, na Florydzie i już po kilku godzinach, poświęconych na opróżnienie zbiorników z pozostałych w nich gazów i cieczy roboczych oraz wykonanie innych rutynowych prac, orbiter został zaholowany do hali obsługi OPF-2. Po wymontowaniu pozostałego po locie ładunku, przystąpiono do oceny stanu promu. Wypadła ona nadspodziewanie dobrze i wkrótce przystąpiono do serwisowania poszczególnych podsystemów orbitera. Choć wykonywano standardowe czynności, to po raz pierwszy w historii programu wahadłowiec był przygotowywany jednocześnie do dwóch misji. By wyjaśnić, dlaczego tak się stało, trzeba wrócić się aż do 1 lutego 2003 r. Tego fatalnego dla NASA dnia, gdy nad niebem Teksasu płonęła Columbia, pod znakiem zapytania stanęła od razu misja, oznaczona jako HST-SM-04 – piąta i ostatnia misja serwisowa Teleskopu Kosmicznego Hubble’a, planowana wówczas na 2005 r. Podczas roku, kiedy wyjaśniano przyczynę katastrofy oraz opracowywano nowe zasady, w celu niedopuszczenia do jej powtórzenia, nad SM-04 gromadziły się coraz ciemniejsze chmury. W końcu w styczniu 2004 r. ówczesny dyrektor NASA O’Keefe podjął decyzję – skoro prom, mający dokonać naprawy HST, nie jest w stanie w wypadku niemożności powrotu na Ziemię skorzystać z bezpiecznej przystani, jaką stanowi ISS (a to ze względu na znacznie różniące się od siebie ich orbity), to misja zostaje skasowana. Spotkało się to z wielką krytyką zarówno ze strony astronomów projektu HST, jak też samych astronautów, którzy oficjalnie oznajmili, że są gotowi podjąć ryzyko. Po długich, prawie trzyletnich debatach, nowy szef agencji Griffin przychylił się do woli większości, jednak postawił warunek: z chwilą jej rozpoczęcia, na wyrzutni musi stać drugi wahadłowiec, zdolny do startu w ciągu kilku dni od chwili stwierdzenia krytycznej awarii pierwszego. W ten sposób narodziła się misja, która otrzymała oznaczenie STS-400.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 2/2009