STS-129 – latający magazyn

 


Waldemar Zwierzchlejski


 

 


 

STS-129 – latający magazyn


 

 

Piąty, a zarazem ostatni w 2009 r. lot wahadłowca, niemal w całości został poświęcony doposażeniu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w istotne dla jej dalszego funkcjonowania duże, zewnętrzne części zapasowe. To na wypadek, gdyby awarii uległy pracujące już od wielu lat, podstawowe podzespoły ISS, gdyż po wycofaniu w tym roku z użytku wahadłowców, w najbliższych latach nie byłoby żadnej możliwości dostarczenia jakiegokolwiek z nich na jej pokład.


 
 


Załoga
Gdy przed południem 30 września 2008 r. NASA oznajmiła skład załogi misji STS-129 zakładano, że na orbitę uda się ona w październiku następnego roku na pokładzie Discovery. Jednak jeszcze wieczorem tegoż dnia okazało się, że grafik najbliższych lotów trzeba będzie zmienić. Poważna awaria orbitalnego teleskopu Hubble’a opóźniła o ponad pół roku mającą lecieć do niego już za dwa tygodnie misję serwisową STS-125. Ponieważ wiązała ona dwa z trzech posiadanych przez agencję orbiterów (gdyż wymagała rezerwowego, zdolnego do startu w ciągu kilku dni orbitera zapasowego), lot STS-129 scedowano na Atlantis – tak wynikało z czasu, potrzebnego do przeprowadzenia obsługi po poprzednim locie i przygotowania do następnej wyprawy. Dowódcą wahadłowca mianowano 48- letniego Charlesa Hobaugh, dla którego miała to być trzecia wyprawa w kosmos, pilotem rok młodszego Barry’ego Wilmore (pierwszy start), a specjalistami misji Lelanda Melvina (45 lat, 2 lot), Randolpha Bresnika (42 lata, 1 lot), Michaela Foremana (52 lata, 2 lot) i Roberta Satchera (44 lata, 1 lot). Ze stacji wahadłowiec miał przywieźć na Ziemię członka jej stałej załogi, Kanadyjczyka Roberta Thirska, na którym miał zakończyć swoją dziewięcioletnią rolę „przewozu pracowniczego”. Jednak w późniejszym czasie na jego miejscu znalazła się Nicole Stott, tak więc cała załoga lotu STS-129 mogła się wylegitymować amerykańskimi paszportami.

Przygotowania i problemy z oknami Już na samym początku plan przygotowań uległ opóźnieniu – Atlantis powrócił na Ziemię po locie STS-125, 24 maja 2009 r., z dwudniowym poślizgiem (przyczyną była jak zazwyczaj burzowa pogoda na Florydzie), w dodatku w odległości czterech tysięcy kilometrów od przewidzianego miejsca – w Bazie Sił Powietrznych Edwards w Kalifornii. Przewóz na grzbiecie samolotu Boeing 747-100SR rozpoczął się również dopiero dwa dni później, niż zakładano (tym razem powodem była burza piaskowa w Kalifornii), w konsekwencji pojawił się w hangarze obsługi orbitera OPF-1 dopiero późnym wieczorem 2 czerwca 2009 r. Standardowe badania poszczególnych podzespołów wyjawiły sytuację, z jaką się dotychczas nie zetknięto. Otóż pomiędzy jednym z przednich okien, a panelem uszczelniającym, oddzielającym go od konsoli sterowniczej, znaleziono silnie zakleszczone pokrętło regulacji mocowania przenośnej lampki. Szybko ustalono, że dostało się ono w to miejsce przypadkiem, ale jego wyjęcie będzie bardzo skomplikowane. Jak wiadomo, podczas lotu orbitalnego wewnętrzne ciśnienie w pewnym stopniu rozpycha kabinę załogi wahadłowca. Wówczas pomiędzy niektórymi jego elementami powstaje niewielka przestrzeń, w którą mogą w stanie nieważkości dostawać się różne drobne przedmioty. Tak stało się i tym razem. Jednak na Ziemi nie było możliwości wytworzenia próżni w hali, zdolnej pomieścić w sobie cały orbiter, próba siłowego wyciągnięcia pokrętła zaś nie wchodziła w rachubę – zapewne doszłoby do uszkodzenia okna.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 4/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter