Stukageschwader 77 w 1939 r. (cz. II)

Stukageschwader 77 w 1939 r. (cz. II)


MARIUS EMMERLING

Podczas pierwszego startu w piątek, 8 września, w Wikłowie bombowiec nurkujący Ju 87B S2+EH (W.Nr. 5103) runął na ziemię, ulegając zniszczeniu w 95%. Zginęli lotnicy 1. Staffel – pilot Uffz. Heinz Schuppe i radiotelegrafista Gefr. Karl Gruber. Prawdopodobnie do wypadku doszło wskutek przeciągnięcia samolotu w trakcie wznoszenia. Kolejna taka maszyna powróciła na lotnisko z przegrzanym silnikiem.

Pozostałe bombowce, prowadzone przez Oblt. Brucka, udały się do Zwolenia (30 km na wschód od Radomia), gdzie wzięto na cel pojazdy i kolumny marszowe. W dzienniku wojennym I./StG 77 odnotowano krótko: Rozwidlenie drogowe Radom–Zwoleń–Kozienice w Zwoleniu zniszczone. Droga wylotowa zniszczona, miasto płonie. W chwilę później jedenaście Ju 87 z 4. Staffel (w tym dwa samoloty ze sztabu pułku) udało się do Kozienic, gdzie zniszczenie dróg wylotowych z miasta miało utrudnić odwrót nieprzyjaciela.

Około pół godziny później także 3. Staffel (z podwieszonymi bombami 4 x 50 kg) udała się do Zwolenia (atak o godz. 7:53), podczas gdy Stab II. Gruppe i 6. Staffel pojawiły się ponownie nad Kozienicami. Na drodze Radom–Jedlińsk ostrzelano kolumny kawalerii. Oblt. Meisel tak to opisał: 8 września eskadra ma za zadanie zniszczyć drogi wylotowe z Kozienic. Wielokrotnie trafiamy bezbłędnie. Podczas odlotu dostrzegam jeszcze kolumnę samochodów ciężarowych, która, w poszukiwaniu schronienia, przylgnęła do kraju lasu. Natychmiast atakujemy ją ogniem karabinów maszynowych. Także podczas tego ataku kilka ciężarówek stanęło w płomieniach. Obserwujemy uważnie, czy nie ma jeszcze więcej wartościowych celów. Zgadza się, tam, z przodu po lewej, jeszcze jedna kolumna. Ta też została zasypana ogniem. Następnie udajemy się do domu.

Tuż przed godz. 10:00 wystartowały kolejne dwie formacje. Dziewięć Ju 87 z 1. Staffel wzięło na cel drewniany most koło Góry Kalwarii, który został przerwany w trzech miejscach bombami SC 50. Natomiast 4. Staffel zbombardowała inny most na północny wschód od Kozienic, który także trafiono trzy razy na całej jego szerokości.

Po południu operowały ponownie dwie eskadry. 3. Staffel była nieco uszczuplona, gdyż podczas startu w jednym z Junkersów pękła opona i maszyna stanęła na nosie. Załoga wyszła z tego wypadku bez szwanku. Pozostała ósemka Stukasów udała się nad drogę Łowicz–Sochaczew. Formacja uzyskała trzy bezpośrednie trafienia w zbiorowisko pojazdów koło Dębska. W tym samym czasie 6. Staffel operowała nad kolumnami wojskowymi (cofające się oddziały artylerii) na północny wschód od Skierniewic. Lt. Lachmann złożył następującą relację: Około godziny 14.00 przyszedł dzisiaj nasz drugi rozkaz bojowy. Przed południem nasza eskadra zaatakowała ważny węzeł komunikacyjny tuż przed Wisłą. Tym razem chodzi o oddziały nieprzyjaciela, zauważone na drodze Skierniewice–Łowicz. Dolatujemy na wysokości 1000 m, żeby przyjrzeć się naszemu staremu rejonowi działań wokół Piotrkowa. Wykonaliśmy tu znakomitą robotę. Dzikie kłębowisko szyn, domów i wagonów kolejowych na dworcu, który atakowaliśmy dnia poprzedniego. Lecimy dalej. Skręcamy nad Skierniewicami i przeszukujemy wskazaną w rozkazie drogę. Ani śladu wroga. Eskadra zawraca. Z powrotem do Skierniewic. Zupełnie przypadkowo jeden z dowódców klucza dostrzega oddziały wojska na drodze prowadzącej na północny zachód. Wszyscy żołnierze stoją w milczeniu na drodze w cieniu drzew. Zero ruchu. Schodzimy niżej. Kapitan eskadry i dowódcy kluczy wystrzeliwują sygnały rozpoznawcze. Brak odpowiedzi z dołu. Powtarzamy to samo jeszcze raz. Znów bez odpowiedzi. Teraz wiemy już dokładnie: to polskie oddziały. Klucze rozdzielają się na poszczególne trasy, bo w międzyczasie zdążyliśmy zauważyć, że wszystkie drogi wokół Skierniewic pełne są oddziałów wojskowych. W niskim locie maszyny zrzucają najpierw lekkie bomby. Upiorny efekt. W tkwiących do tej pory w bezruchu kolumnach zaczyna się niezwykły ruch. Nagle ruszają zaprzęgi, konie narowią się, zrywają z uprzęży i rzucają się do galopu przed siebie – drogami albo przez pole, żołnierze biegają we wszystkie strony. Teraz następuje jeszcze raz taki sam atak. Przy drodze palą się już niektóre domy. Z jednego domu odrywa się cały dach i płonąc opada znów na swoje miejsce. Jedna z maszyn zrzuciła swe bomby dokładnie na jakiś wóz, przewożący amunicję. W tym miejscu unosi się potężny słup dymu. W kilku maszynach dało się nawet odczuć podmuch powietrza, wywołany tamtą detonacją. Ludzie na drodze potracili głowy. Wszelki ład i porządek legł w gruzach. Ludzie i konie biegają jak oszalali po całej okolicy. Teraz przystępujemy do ataku z użyciem karabinów maszynowych. Jak cienie przemykamy nad wierzchołkami drzew. Nic nie ujdzie naszym oczom, nic nie ukryje się przed naszymi celownikami. Jakaś grupa żołnierzy próbuje wydostać się z pułapki, kierując się na północ. Ale my jesteśmy szybsi. Dwa–trzy ataki jednego klucza, i nikt już więcej się nie rusza. Na drodze wychodzącej ze Skierniewic na wschód maluje się taki sam obraz jak u nas. Kilka maszyn działało tu tak sprawnie, że można już tylko mówić o stercie gruzów i złomu. Po 20 minutach mieliśmy już wystrzelaną prawie całą amunicję. Zbieramy się, i niskim lotem wracamy do domu. Na drogach widzimy niekończące się kolumny niemieckich wojsk, maszerujących na północ. Machają do nas z dołu – odpowiadamy im, machając skrzydłami.

W dzienniku wojennym II./StG 77 zanotowano: Nieprzyjacielskie wojska uciekają, cofając się chaotycznie. Sporadyczna słaba obrona ogniem karabinków.4 Na wschód od miejscowości Końskie ogień karabinów maszynowych trafił Do 17P (W.Nr. 1016) z załogą obserwatora Lt. Dietricha Lehmanna, który rozpoznawał rejon: Warszawa–Lublin–Radom. Maszyna powróciła o godz. 15:15 cało na lotnisko, aczkolwiek z dwoma rannymi podoficerami (Uffz. Wunsch i Uffz. Ostertag). Obserwator opisał to tak: Pierwszy punkt mojego zadania mówił: ustalić najbardziej wysuniętą linię nieprzyjaciela wokół Radomia. Jednak z dużej wysokości nic nie można zauważyć, tak więc schodzimy niżej i przeszukujemy okolicę w locie niskim. Tuż za Radomiem widzę niemieckie zwiadowcze pojazdy pancerne z białym krzyżem na pancerzu, stojące na skraju wsi. Kawałek dalej na poboczach drogi piechota w pozycji spoczynku. I nagle za większym pasem lasu stoją ciasno stłoczone na drodze polskie formacje, jedna za drugą. Stoją w zatorze, tak ściśnięci, że nie widać nawet kawałka nawierzchni drogi. Znowu gratka dla nas! Wystrzeliwujemy w te masy magazynek za magazynkiem. Nie widać, by jakiś pocisk odbił się od bruku, wszystko trafia prosto w tłum. Chcę właśnie założyć przedostatni magazynek amunicji, kiedy podchodzimy do innej drogi, która niestety przebiega prostopadle do naszego kierunku lotu. Znowu wszędzie pełno Polaków. Strzelam w nich. Nagle huk w kabinie, skuliłem się. Odłamki szkła sypią mi się na twarz. Paliwo tryska w moją stronę i szczypie w oczy. Ostertag poderwał maszynę i ociera sobie twarz. Wunsch gestem ręki wzywa mnie do tyłu i pokazuje na swoje ramię. Zdejmuje mundur i wtedy dostrzegam małą ranę poniżej karku. Nie blednie, nie traci krwi i nie ma rany wylotowej. A zatem wracam na przód samolotu. Ostertag pokazuje na swoje ramię. Widzę niewielką dziurę w rękawie kombinezonu, poza tym krew na kolanie. Jego twarz jest pokrwawiona od odłamków szkła. Tymczasem z przestrzelonego przewodu paliwowego na tablicy rozdzielczej nieprzerwanie tryska paliwo. Trzymając przed sobą mapę, otwieram rozsuwane okno, żeby wpuścić powiew świeżego powietrza. Ostertag robi się blady. Żeby tylko nie stracił przytomności! Cholera jasna, co tu robić? Jeszcze 20 minut lotu do lotniska. Teraz ja przywołuję Wunscha do siebie, i mówię mu, żeby dźwignął Ostertaga z fotela, jeśli tamten zemdleje, podczas gdy ja sam przejmę stery. Rzut oka na ciśnienie paliwa, obrotomierz i temperaturę. Wszystko normalnie! Dzięki Bogu przynajmniej to jest w porządku. Czy powinniśmy lądować awaryjnie? Na drodze widać już przecież niemieckie oddziały. Ostertag uważa jednak, że można jeszcze lecieć. Gdyby jeszcze nie to obrzydliwe paliwo, którym kompletnie już przemokliśmy. Jednak i tym razem wszystko idzie gładko. Dolatujemy do lotniska i teraz już muszę przejąć stery przy lądowaniu, bo Ostertag nie może już ruszać prawą ręką. Wykonuję wszystkie niezbędne czynności. Ustawiam śmigła w pozycji do szybowania, wypuszczam podwozie, i wspólnymi siłami lądujemy cali i zdrowi na ziemi. To była nasza siódma akcja!

Ostatni lot przeprowadziło czternaście Ju 87 z 5. Staffel (w tym dwa samoloty ze sztabu pułku). Formacja ponownie zbombardowała drewniany most zlokalizowany 5 km na północny wschód od Kozienic, który w wyniku niecelnych trafień został jedynie lekko uszkodzony. Całkiem przypadkowo odkryto w pobliżu miasta trzy polskie samoloty na ziemi, które następnie ostrzelano. Mimo uzyskanych trafień nie udało się zniszczyć żadnego z nich.

W tym dniu StG 77 został wzmocniony przez kolejny dywizjon Stukasów. III./StG 51 przebazował się z Wertheim do Kruszyny, gdzie wylądował około 15:45. Przez radio dowiadujemy się, że niemieckie wojska pancerne wkroczyły o 17.15 do Warszawy. Nastrój w oddziałach jest bardzo dobry. Żołnierze rozpalili sobie częściowo małe ogniska i śpiewają. Mieszkańcy Wikłowa pogodzili się kompletnie z sytuacją i często przynoszą kwiaty, ryby, jajka itd., aby je wymienić na jedzenie i pieniądze.

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 1/2015

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter