Szczeliny w pancerzu


Wojciech Mazur


 

 

 

 

Szczeliny w pancerzu 

 

 

Programy zbrojeniowe brytyjskiej

 

armii lądowej w dobie „dziwnej wojny”

 

 

 

[część II] – broń pancerna

 

 

 

Wielka Brytania mogła uchodzić w roku 1939 za mocarstwo światowe i bez wątpienia tytuł ten należał jej się słusznie. Miał jednak dumny Albion nierównomiernie rozwinięte siły zbrojne, gdyż przy potężnej flocie i silnym lotnictwie armia lądowa wydawała się karłem. Wbrew pozorom armia Wielkiej Brytanii borykała się w 1939 roku z licznymi problemami, zaś jej planiści uważali, że w zakresie wyposażenia w szereg podstawowych środków walki cierpi ona na poważne braki.



1

 

Jeśli przyjąć, że wojskowe elity mają niekiedy skłonność, by przygotowywać swe armie do niewłaściwej wojny, to sytuacja, w której znalazła się brytyjska broń pancerna u schyłku lat 30. minionego stulecia mogłaby stanowić doskonałą ilustrację takiego właśnie przypadku. Przedstawiciele nacji, która we wrześniu 1916 roku jako pierwsza zastosowała czołgi na polu walki, w kolejnych miesiącach wojennych zmagań stopniowo doskonalili tę nową broń oraz umiejętności jej wykorzystywania. Po czym – spoczęli na laurach. Przynajmniej na pozór. W istocie przywódcy polityczni i wojskowi uznali po prostu, że podobny do właśnie zakończonego ogólnoeuropejski konflikt nie zdarzy się raczej w dającej się przewidzieć przyszłości, stąd i udział brytyjskich czołgów w starciach na polach Szampanii czy Flandrii należy uważać za zgoła nieprawdopodobny. Jedyna wojna, w którą mogą zostać zaangażowane siły zbrojne Imperium, wybuchnąć może na Bliskim Wschodzie – i do takiej właśnie ewentualności należy się przygotowywać. Stąd też prace, w których perspektywę ponownych zmagań na europejskim froncie brano jednak pod uwagę, zeszły na margines. Ich eksperymentalny charakter negatywnie wpływał zarówno na systematyczność, jak i – last but not least – finansowanie. I choć to Brytyjczycy stworzyli w latach 20. zupełnie nowe generacje czołgów, przodując swą pomysłowością w świecie i stanowiąc dla innych w tym zakresie wzorzec, oraz położyli podwaliny pod organizację związków zmechanizowanych – wkrótce zostali wyprzedzeni w rozwoju broni pancernej przez innych.

Aż do grudnia 1936 roku War Office całość swych potrzeb w zakresie dalszego rozwoju broni pancernej określało na ledwie 463 nowe wozy pancerne. Chodziło przy tym o lekko opancerzone, uzbrojone jedynie w dwa karabiny maszynowe (7,7 i wkm 12,7 mm) czołgi lekkie Mk. VI, do tego 41 transporterów opancerzonych (carrierów). Taką też wielkość miały złożone u producentów zamówienia, z których wykonano zresztą tylko niewielką cząstkę – dostarczając 55 czołgów (wycenianych na 4000 funtów za egzemplarz) i 3 carriery (wersja uzbrojona w karabin maszynowy kosztować miała 1100 funtów). W następnych latach sytuacja zaczęła ulegać zmianie – z pewnością nie była to jednak zmiana radykalna (zob. tab. 1).

1 września 1939 roku, w dniu „Z” (ogłoszenia mobilizacji), armia brytyjska posiadała 834 czołgi lekkie, 77 czołgów krążowniczych (w tym 15 egzemplarzy dostarczonych w lipcu oraz 20 z dostawy sierpniowej) oraz 70 czołgów piechoty. Z wyjątkiem pierwszej z wymienionych klas oznaczało to po prostu – zdecydowanie za mało.

 

Czołgi lekkie
Zresztą i w przypadku czołgów lekkich kołderka okazywała się nieco przykrótka. Wedle sporządzonego późną jesienią „remanentu” do 1 listopada 1939 roku zostało dostarczonych 951 egzemplarzy takich wozów bojowych. Do dnia „Z + 6”, tj. 29 lutego 1940 roku, z wytwórni miały zostać odebrane kolejne 133 czołgi, co oznaczało, że w posiadaniu armii winno się ich wtedy znaleźć 1084. 238 z nich przeznaczonych było dla skierowanych do Francji jednostek British Expeditionary Force, 548 zamierzano wykorzystać do celów szkolenia na terenie Zjednoczonego Królestwa, 50 – zatrzymać w rezerwie, wreszcie 175 – ekspediować do zamorskich posiadłości Imperium. Na 308 czołgów oczekiwali zagraniczni odbiorcy. By być ścisłym – niektórzy z nich czekali nieco mniej niecierpliwie, zdążywszy uprzednio przejąć część zakupionego sprzętu. Zadowoleni mogli być na przykład Egipcjanie, dysponujący większością 83 czołgów z przeznaczonej im, liczącej łącznie 126 wozów transzy. W kolejce stały natomiast wciąż: Indie (136 czołgów), Australia (10), Irak (1), Kanada (16), Turcja (15) oraz Grecja (14, początek dostaw obiecywano Grekom na maj 1940 roku).

Z liczb tych jasno wynikało, że aby zrealizować projektowane na 29 lutego 1940 roku rozdysponowanie lekkich czołgów Brytyjczykom zabraknie 235 maszyn – i deficyt ten będzie się pogłębiał w kolejnych miesiącach, gdyż spodziewane dostawy (137 czołgów) nie zdołają pokryć strat, które w okresie 1-31 marca 1940 roku miały sięgnąć – wedle oszacowań – 200 maszyn. W przypadku zaś realizacji planowanego właśnie na drugie półrocze wojny przerzutu do Francji dodatkowych 10 dywizji (w tym jednej pancernej) deficyt miał sięgnąć nawet 434 czołgów lekkich (lub 394, jeśli za Kanał trafiłoby ostatecznie tylko 5 dywizji, w tym jedna pancerna). Trzeba przy tym podkreślić, że zaprezentowane wyżej dane przyjmowano w Londynie bez zbytniego zaniepokojenia, uznając stan wyposażenia w czołgi lekkie oraz poziom bieżącej produkcji tego sprzętu za relatywnie satysfakcjonujące.

Działo się tak nie bez przyczyny; po prostu naprawdę alarmujące dane można było znaleźć w innych zestawieniach. By nie szukać daleko – choćby w tych, które dotyczyły czołgów krążowniczych.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 5/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter