T-64 na wojnie

T-64 na wojnie

Jarosław Wolski



Wozy rodziny Obiekt 434 oraz Obiekt 447A stanowiły jedną z dwóch, obok pojazdów T-80, zaawansowanych linii czołgów produkowanych w ZSRR. Szczególnie T-64B, wyposażony w system kierowania ogniem z prawdziwego zdarzenia oraz kompleks kierowanych czołgowych pocisków przeciwpancernych, zdawał się być pojazdem o bardzo wysokich możliwościach bojowych. Czołgów tych mocno obawiano się na zachodzie i nie były to obawy bezpodstawne. 

Na szczęście       zimna wojna nie przerodziła się w pełnoskalowy konflikt. Czołgi rodziny T-64 (podobnie do T-80) były zarezerwowane wyłącznie dla armii ZSRR i nie zostały dopuszczone do eksportu. Efektem był brak odnotowanego udziału tych maszyn w konfliktach rozgrywanych na terenie krajów rozwijających się, w przeciwieństwie do szeroko eksportowanych różnych wersji T-72. Jedynie testowo został wykorzystany na początku sowieckiej interwencji w Afganistanie. Również rozpad ZSRR i walki prowadzone w byłych republikach w Środkowej Azji czy Kaukazie nie skutkowały użyciem w walkach wozów rodziny T-64. Na pierwszy konflikt, z udziałem Obiekt 447A, dodajmy w skali mikro, przyszło czekać aż do 1992 roku. Były nim walki na terenie Naddniestrza. Bogatego materiału do porównań dostarczył z kolei konflikt trwający od 2014 roku na obszarze wschodniej Ukrainy, zwłaszcza faza walk tocząca się między marcem 2014 a końcem lutego 2015 roku. Szczególnie interesująca jest kwestia, że zarówno broń pancerna, jak i przeciwpancerna, wykorzystywane przez obie strony konfliktu (poza małymi wyjątkami) odpowiadały sobie pod względem lat produkcji oraz generacji. W przypadku oceny czołgów Obiekt 447A i jego pochodnych wykorzystywanych podczas walk na Ukrainie należy również wspomnieć o wpływie ułomności całego systemu (dowodzenie, szkolenie, zabezpieczenie) na wartość bojową broni pancernej.  

Naddniestrze

Pierwszym konfliktem z udziałem czołgów T-64 były walki separatystów z Naddniestrza z wojskami mołdawskimi w 1992 roku. 20 czerwca tego roku „cywile” (faktycznie żołnierze) przygotowali do walki magazynowane pojazdy ze składu 59. Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych (14. Armia), do działań przewidziano około dziesięciu maszyn. Już tego samego dnia czołgi wzięły udział w działaniach bojowych w mieście Bendery i wsi Parkany. Celem było zajęcie i sforsowanie mostu na Dniestrze oraz zajęcie parku przylegającego do przeprawy. Żołnierze obsługujący pojazdy nie mieli doświadczenia w użytkowaniu wozów Obiekt 447A, wcześniej stykali się jedynie z T-55 i T-62. Karabiny maszynowe NSW-T nie zostały zamontowane na stanowiskach dowódców, większość czołgów nie miała zainstalowanych elementów 4s20 w kasetach pancerza reaktywnego Kontakt-1 (w czasie składowania kasety ERA są pozbawione elementów wybuchowych, takowe montuje się w czasie przygotowania pojazdu). Pozyskane z kilku czołgów elementy 4s20  rozdysponowano i zainstalowano tylko w newralgicznych obszarach używanych pojazdów. Pododdziały dopiero tworzonej armii mołdawskiej posiadały jako obronę przeciwpancerną 100 mm armaty MT-12 Rapira oraz liczne granatniki. Opisy starcia pochodzące ze źródeł obu stron są krańcowo różne. Z rozproszonych informacji można wysnuć wniosek o działaniach dwóch plutonów czołgów atakujących bez wsparcia piechoty most broniony przez ekwiwalent kilka plutonów piechoty zmotoryzowanej wspartych MT-12, które flankowały przejazd przez most i drogę dochodzącą do niego. Pierwszy atak przypuścić miał pojedynczy pluton czołgów. Podczas zbliżania się od północy do mostu dwa T-64BW oddały sześć strzałów, które zniszczyły pojedyncze mołdawskie transportery opancerzone. Dodatkowo namalowane na pojazdach Naddniestrza rosyjskie flagi wywołały panikę wśród żołnierzy mołdawskich, którzy częściowo opuścili stanowiska na moście. Po dojściu do parku za przeprawą oba czołgi dostały się pod ogień zamaskowanych dwóch armat MT-12. Jeden z wystrzelonych pocisków trafił w tył komory silnika T-64BW, skutecznie unieruchamiając wóz. Mimo to, czołg pozostał sprawny i do wyczerpania zapasu amunicji wspierał ogniem drugi pojazd, po czym został porzucony przez załogę i zdobyty przez Mołdawian. Drugi wóz otrzymał kilka trafień pociskami 100 mm w tył kadłuba, wycofał się do mostu pokonując go, i z przyczyn nie opisanych do dziś w wiarygodnej literaturze, spalił się przy wjeździe do wsi Parkany. Załoga bezpiecznie opuściła czołg i wkrótce użytkowała już inną maszynę.

Drugi atak został przeprowadzony po kilku godzinach siłami dwóch T-64BW i dokładnie według tego samego schematu. Tym razem armaty MT-12 otworzyły ogień z maksymalnego dystansu, ale ich pociski były nieskuteczne, i wielokrotnie trafione czołgi ponownie pokonały most. Tam dostały się pod silny ogień granatników RPG-7, który zmusił oba pojazdy do użycia aparatury dymotwórczej i wycofania się za most. Uszkodzone czołgi zostały wysłane do warsztatów naprawczych. Na kolejny atak, tym razem decydujący, przyszło czekać do wieczora 21 czerwca,  kiedy trzy T-64BW i trzy bwp ponownie tą samą trasą przez most przypuściły atak na pozycje mołdawskie. Tym razem jeden z pocisków 100 mm uderzył w bok wieży T-64BW zabijając dowódcę pojazdu i unieruchamiając czołg. Reszta tej improwizowanej grupy bojowej zajęła park za mostem i rozpoczęła walki, czego skutkiem było wycofanie się Mołdawian z miasta. Mimo że samo starcie jest dobrym przykładem jak nie należy zdobywać przepraw, to sumarycznie z siedmiu użytych T-64BW stracono bezpowrotnie dwa czołgi, trzy zostały uszkodzone (jeden poważniej) i naprawione (wyremontowane). Ogień granatników przeciwpancernych okazał się mało skuteczny, źródłem strat okazały się być armaty MT-12 kalibru 100 mm.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 8/2017

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter