Czołg średni T-54
Anatolij Koliesnikow
Czołg średni T-54
Trudne początki (cz. I)
Czołg T-44, przyjęty do uzbrojenia u schyłku 1944 roku (patrz Poligon 5/2010), z punktu widzenia zastosowanych rozwiązań technicznych był konstrukcją przełomową dla sowieckiej „szkoły” konstruowania czołgów. W owym czasie zaliczał się także do najnowocześniejszych wozów bojowych w swej klasie. Niemniej w opinii wojskowych nie zapewniał skokowego wzrostu możliwości bojowych w stosunku do T-34-85. Armia Czerwona potrzebowała czołgu nowej generacji, innowacyjnego we wszystkich kluczowych parametrach – manewrowości, opancerzeniu oraz sile ognia. Odpowiedzią był wóz T-54, jeden z najsłynniejszych czołgów w historii.

W porównaniu z T-34-85, T-44 miał takie samo uzbrojenie, nadal zbyt słabe opancerzenie, a na dodatek wymagał znacznie staranniejszej regulacji i obsługi. Faktycznego następcę T-34 musiały zaś cechować przede wszystkim znacząco wyższe wskaźniki efektywności bojowej, a więc silniejsze uzbrojenie i opancerzenie, niewrażliwe na ostrzał z dystansu zbliżonego do odległości strzału bezwzględnego własnej armaty. Na szczęście nowoczesny i perspektywiczny kadłub T-44 dysponował odpowiednim zapasem nośności, pozwalającym na wzrost poziomu ochrony wnętrza oraz zamontowanie większej wieży ze skuteczniejszą armatą. Rozwój T-44 był więc możliwy i wkrótce miał zaowocować powstaniem czołgu T-54. Początków historii najpopularniejszego na świecie czołgu okresu powojennego należy szukać w, przełomowym dla losów II wojny światowej, roku 1943. Właśnie wówczas do niemieckich jednostek pancernych na froncie wschodnim zaczęły w większych ilościach trafiać ciężkie czołgi PzKpfw VI Ausf. E, zaś latem, podczas bitwy kurskiej, zadebiutowały najnowsze – opracowane z wykorzystaniem analizy wojennych doświadczeń i wnikliwych badań czołgów przeciwnika – średnie wozy PzKpfw V Ausf. D. Armaty kalibru 76,2 mm, stanowiące wówczas zasadnicze uzbrojenie sowieckich czołgów średnich i ciężkich, a także trzon polowej artylerii przeciwpancernej, nie były wystarczająco skuteczne wobec pancerzy czołowych nowych czołgów wroga. To samo, choć w mniejszym stopniu, dotyczyło 85 mm armat przeciwlotniczych wz. 1939, stosowanych jako wymuszony środek walki z bronią pancerną przeciwnika oraz – dopiero wdrażanych w czołgach KW-85, IS-1 i działach samobieżnych SU-85 – armat D-5T i D-5S, opartych na balistyce wzmiankowanego działa przeciwlotniczego. Już pierwsze starcia z Tygrysami i Panterami wykazały, że – jedyne wówczas pociski przeciwpancerne w jednostce ognia armat 85 mm – pełnokalibrowe BR-365K i BR-365, przebijają pancerz czołowy najnowszych niemieckich czołgów z odległości dopiero 500- 800 m. Z kolei charakterystyki balistyczne 88 mm armat KwK 36 oraz 75 mm KwK 42, w połączeniu ze skuteczną amunicją podkalibrową, pozwalały na niszczenie sowieckich czołgów i dział samobieżnych już z odległości 1500-2000 m (oczywiście w sprzyjających warunkach). W celu zniwelowania tej dysproporcji podjęto szereg przedsięwzięć, które w następnych miesiącach zaowocowały wprowadzeniem do produkcji nowych rodzajów amunicji, armat przeciwpancernych artylerii polowej, a także zupełnie nowych lub poważnie zmodernizowanych wozów bojowych. Poza efektywniejszym opancerzeniem musiały one otrzymać także silniejsze uzbrojenie.
Nowa armata pilnie poszukiwana
Prace związane z uzbrojeniem wozów bojowych także były prowadzone wielotorowo. Jednym z kierunków było dalsze doskonalenie 85 mm armat i ich zastosowanie na większą skalę (np. w czołgach T-34-85), czego efektem było wprowadzenie na początku 1944 roku mniej skomplikowanej w produkcji armaty ZISS53 oraz naboju z pociskiem podkalibrowym BR-365P. Trwały także prace nad 85 mm armatami czołgowymi z dłuższymi lufami, które zapewniałyby wzrost prędkości początkowej pełnokalibrowego pocisku przeciwpancernego o 100-150 m/s, co w bezpośredni sposób przekładałoby się na wzrost przebijalności. Z drugiej strony lekkie pociski podkalibrowe 85 mm nie miały pożądanej skuteczności przy trafieniu w silnie nachylone, utwardzone powierzchniowo grube płyty pancerne. Za zbyt mało efektywne uznawano także pociski odłamkowo-burzące tego kalibru. W ciężkich czołgach i działach samobieżnych zaczęto montować 122 mm armaty D-25T, wywodzące się ze 122 mm armaty korpuśnej wz. 1931/37 (A-19), ale to działo – potężne, choć o dość niskiej szybkostrzelności – nie nadawało się do zamontowania w wieży czołgu średniego T-34 oraz w działach samobieżnych na jego bazie, przynajmniej bez ich gruntownej przebudowy. Wszystkie analizy wskazywały, że optymalne, tak z punktu widzenia skuteczności pocisków przeciwpancernych (w tym podkalibrowych), jak i odłamkowo-burzących, a także masy i rozmiarów, byłoby działo kalibru 100 lub 107 mm. Wobec zaprzestania produkcji armat kalibru 107 mm jeszcze w 1941 roku, wysiłki skupiono na armacie kal. 100 mm opartej na balistyce armaty morskiej B-34. Było to jak najbardziej uzasadnione i logiczne, tym bardziej, że analogiczną decyzję Główny Zarząd Artylerii (Gławnoje artillierijskoje uprawlienije, GAU) podjął nieco wcześniej co do, znajdującej się w fazie opracowywania, nowej armaty przeciwpancernej dużej mocy, którą przyjęto ostatecznie do uzbrojenia w maju 1944 roku jako BS-3 (patrz Poligon 3/2010). Formalnie Ludowy Komisariat Uzbrojenia wydał rozkaz skonstruowania 100 mm armaty przeznaczonej do zamontowania w wieży czołgu oraz w dziale samobieżnym w dniu 11 listopada 1943 roku, jednak prace nad tego typu armatami trwały już od pewnego czasu. W Centralnym Artyleryjskim Biurze Konstrukcyjnym (Cientralnoje artillierijskoje konstruktorskoje biuro, CAKB), na którego czele stał Wasilij Grabin, we współpracy z Fabryką nr 92, pracowano nad armatą S-34 (a wcześniej nad odmianą 107 mm armaty ZIS-6 o takim samym kalibrze), zaś w biurze konstrukcyjnym Fabryki nr 9, pod kierunkiem Fiodora Pietrowa, z pewnym opóźnieniem, powstawała armata D-10. Początkowo zakładano, że nowa armata posłuży do przezbrojenia średnich dział samobieżnych SU-85 (SU-100) oraz ciężkich czołgów IS (IS-100). Usankcjonowała to decyzja Państwowego Komitetu Obrony (Gossudarstwiennyj komitiet oborony, GKO) z 27 grudnia 1943 roku.
Całą pierwszą połowę 1944 roku zajęły badania obu armat, w tym próby z udziałem prototypów działa samobieżnego SU-100 (S-34 i D-10S) oraz doświadczalnych czołgów Obiekt 245/IS-4 (D-10T), Obiekt 248/IS-5 (S-34) i Obiekt 701 nr 2 (S-34-1). Wszystko to, jak na wojenne warunki sowieckie, trwało bardzo długo i zakończyło się ostatecznie decyzją Państwowego Komitetu Obrony z 3 lipca 1944 roku mówiącą o przyjęciu do uzbrojenia działa samobieżnego SU-100 z armatą D-10S. W ciągu tych kilku miesięcy borykano się z licznymi problemami natury technicznej, ale także „politycznymi”, wynikającymi z konfliktów pomiędzy stronnictwami obu słynnych konstruktorów artyleryjskich. Faktyczną jednak przyczyną braku odgórnego „ciśnienia” na jak najszybsze wprowadzenie nowej „setki” do produkcji i skierowania uzbrojonych weń wozów bojowych na front (to samo dotyczyło armat BS-3), były problemy Ludowego Komisariatu Amunicji z opracowaniem i wdrożeniem do produkcji amunicji przeciwpancernej do nowej armaty. Rzecz w tym, że do armaty morskiej B-34 w 1943 roku dostępne były tylko dwa podstawowe i produkowane seryjnie rodzaje amunicji – nabój z pociskiem odłamkowym o działaniu rozpryskowym i zapalnikiem czasowym oraz nabój z pociskiem odłamkowo-burzącym i zapalnikiem uderzeniowym, optymalne do zwalczania celów powietrznych, nieopancerzonych jednostek nawodnych i celów brzegowych, ale z pewnością nie pojazdów pancernych przeciwnika. Polecenie opracowania nabojów z różnymi typami pełnokalibrowych pocisków przeciwpancernych do 100 mm armaty wydano dopiero pod koniec 1943 roku. Określały one, że nowa amunicja ma znaleźć się w masowej produkcji w II połowie 1944 roku. Termin ten nie został jednak dotrzymany i wytwarzanie przeciwpancernego pocisku ostrogłowicowego BR-412 opanowano dopiero w październiku 1944 roku. W efekcie pierwsze pułki SU-100 skierowano na front dopiero w listopadzie tego roku, choć ich seryjną produkcję rozpoczęto już we wrześniu. Z przezbrojenia czołgów ciężkich w nową armatę zrezygnowano, ale w lipcu 1944 roku zlecono artyleryjskiemu OKB-9 Fiodora Pietrowa oraz Oddziałowi 520 Uralskiej Fabryki Czołgów w Niżnim Tagile (Fabryka nr 183), pod którym to kryptonimem kryło się tamtejsze biuro konstrukcyjne kierowane przez Alieksandra Morozowa, opracowanie wieży z armatą 100 mm do czołgu T-34.
Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 2/2011