Tajemniczy Francuz
WOJCIECH WEILER
Tajemniczy Francuz z akordeonem
Przed laty gościliśmy na naszych łamach tajemniczego Belga z wąsikiem, dziś przedstawiamy równie zagadkowego osobnika. To jeden z najdziwniejszych pistoletów XX stulecia wytwarzanych seryjnie, który – mimo szeregu zastosowanych w nim zaskakujących rozwiązań konstrukcyjnych – pozostał w produkcji przez długie dziesięciolecia, aż do końca lat 60.
Le Français – bo o nim mowa – nie należy do popularnych pistoletów. A jeśli już ktoś go kojarzy, to zazwyczaj pamięta podwieszony u dna magazynka dodatkowy nabój i karbowany niczym miech akordeonu czy harmonii grzbiet lufy. Jednak te dwie cechy, które najbardziej rzucają się w oczy, są drugorzędne i nie w każdej wersji występowały, zaś sama jego konstrukcja jest o wiele bardziej charakterystyczna. Broń ta nierzadko opisywana jest jako twór wyjątkowo skomplikowany, tymczasem – choć rzeczywiście udziwniona – jest jednym z najprostszych pistoletów samopowtarzalnych, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Części ruchomych ma bardzo mało, szereg elementów spełnia więcej niż jedną funkcję, do tego pistolet jest bezpieczniejszy od innych, choć nigdy nie miał bezpiecznika!
Kiedy przed kilkunastu laty wziąłem pierwszy raz do ręki Le Français, znałem go jedynie ze zdjęć i wiedziałem o nim tylko tyle, że kiedyś coś takiego produkowano. Nie wiem czemu, ale od razu skojarzył mi się z bronią w komiksach, zwłaszcza w czeskich, tych rysowanych przez Karela Saudka. Oględziny rozpocząłem od wyjęcia magazynka: lufa z trzaskiem odskoczyła do przodu, a ja zamarłem sparaliżowany przekonaniem, że właśnie zepsułem historyczną broń, choć przecież nic z nią nie robiłem! Takie atrakcje długo się pamięta...
Fabryka
Francuskie miasto Saint-Étienne od XI wieku było znanym ośrodkiem przemysłu tekstylnego, do którego w XVI stuleciu dołączył przemysł zbrojeniowy. Trzy wieki później wydobycie węgla kamiennego w regionie zainicjowało gwałtowny rozwój wszystkich gałęzi produkcji ulokowanych w okolicach, a więc i produkcji broni: Saint-Étienne stało się odpowiednikiem belgijskiego Liege, włoskiego Gardone Val Trompia czy niemieckiego Suhl.
10 listopada 1885 roku Martinier Collin sprzedał swą firmę Manufacture Française d’Armes et de Tir, produkującą strzelby, karabiny i rewolwery wojskowe. Nowi właściciele – panowie Pierre Blachon i Étienne Mimard – od razu zmienili nazwę fabryki na Manufacture Française d’Armes de Saint-Étienne, rozszerzając przy tym profil zakładu o maszyny do pisania i do szycia. Zajęli się także dystrybucją broni nie tylko własnej, ale i wiodących marek zarówno europejskich, jak i amerykańskich. Wprowadzili też nowy sposób sprzedaży – na odległość: ich przedsiębiorstwo stało się pierwszą francuską firmą wysyłkową, która od 1887 co roku publikowała katalog dostępnych produktów. W roku 1892 otworzyli pierwszy sklep firmowy w Paryżu, a główną linią wyrobów stały się modne i nowoczesne rowery. Nie mogło więc zabraknąć ich w nazwie producenta, którą po raz kolejny zmieniono na Manufacture Française d’Armes et Cycles de Saint-Étienne.
W 1893 roku zakład wypuścił na rynek swój pierwszy pistolet, pierwotnie nazwany La Mitrailleuse (czyli kartaczownica). Ta kieszonkowa broń powtarzalna o kuriozalnej konstrukcji, bez klasycznego spustu, uruchamiana ściśnięciem całej dłoni tak niewiele miała wspólnego z bronią, na którą się powoływała w nazwie, że zaledwie rok później przechrzczo no ją na Le Gaulois.
W ostatniej dekadzie XIX stulecia firma wybudowała nową fabrykę w Saint-Étienne, w której zatrudniono ponad 1000 pracowników, w roku 1906 miała już osiem sklepów w całej Francji i 367 przedstawicieli handlowych na całym świecie. Pięć lat później stała się spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, zarejestrowaną pod nazwą Manufrance. W roku 1914, gdy umierał Pierre Blachon, przedsiębiorstwo miało sklepy w 15 największych miastach francuskich. W czasie drugiej wojny światowej Étienne Mimard nie za bardzo chciał współpracować z okupantem, więc hitlerowcy zadbali, by taka postawa odbiła się na kondycji firmy i właściciela, który zmarł w roku 1944.
Po wojnie przyszedł czas na odbudowę pozycji rynkowej i rozwój produkcji uzbrojenia – na początku lat 70. ponad 70% francuskiej broni myśliwskiej pochodziło właśnie z Manu france, która w Saint-Étienne miała fabrykę o powierzchni 125 000 m2, zaś w całej Francji 48 sklepów. Jej katalog trafiał do 1,5 miliona domów, czego efektem było rozsyłanie ponad 20 000 ton
różnych towarów do odbiorców na całym świecie. Kilka lat później spółka produkowała 80 000 sztuk broni rocznie i miała 60 sklepów, zaś katalog rozrósł się do 30 000 pozycji.
Zmarły Étienne Mimard posiadane akcje spółki pozostawił miastu, a ono – po zmianie władz – zarządzało majątkiem fabryki w sposób, który pod koniec lat 70. doprowadził do jej unicestwienia. W roku 1979 rozpoczęło się postępowanie upadłościowe. Prawa do marki nabył wówczas początkujący przedsiębiorca Bernard Tapié, późniejszy niesławny bohater wielkiej afery korupcyjnej i właściciel klubu piłkarskiego Olympique Marsylia. Tapié miał wtedy zespół kolarstwa zawodowego i marki potrzebował głównie z powodu tradycji rowerowych Manufance, a nie produkcji broni. Ostateczny upadek dokonał się 19 lutego 1986 roku, gdy budynki i całe wyposażenie zakładu zlicytowano.
Dziwoląg jakich mało W 1912 roku 49-letni Étienne Mimard rozpoczął prace nad kieszonkową bronią samopowtarzalną: bardzo oryginalną i w przeciwieństwie do znakomitej większości ówczesnych pistoletów nie nawiązującą do rozpowszechnionych konstrukcji Johna Mosesa Browninga. 6 sierpnia 1913 roku udzielono patentu nr 472 505 na nowy pistolet pana Mimarda, dumnie nazwany Le Français – czyli Francuz. I ten zabieg marketingowy przyniósł efekt, bo chyba tylko dzięki silnej tożsamości narodowej rodaków przedsiębiorcy dziwaczny pistolet przetrwał na rynku aż 54 lata!
Automatykę broni oparto na zasadzie wykorzystania energii odrzutu zamka swobodnego – zamka, który nie miał wyciągu. I to jest pierwsza ciekawostka. Łuska po strzale wypychana była energią gazów prochowych i dopóki wylatywała, to wszystko było dobrze. Schody się zaczynały, kiedy jednak nie została usunięta, albo doszło do niewypału.
Zamek był skrawany z jednego kawałka stali, od góry otwarty, z bocznymi ramionami połączonymi z przodu poprzeczką. Trzon mieścił igliczny mechanizm uderzeniowy, ze sprężyną uderzeniową ustawioną w osi iglicy, zabezpieczoną przed wypadnięciem tylną oporą, mocowaną występem bagnetowym.
Umieszczony w szkielecie mechanizm spustowy działał w trybie wyłącznego pełnego samonapinania (DAO) – spust stanowił monolit z szyną spustową i zaczepem iglicznym. Szyna spustowa była podwójna, z obu stron obejmowała ramionami magazynek umieszczony w chwycie. Po naciśnięciu język spustowy przesuwał się do tyłu wraz z szyną i zaczepem iglicznym, odciągając iglicę, ściskając śrubową sprężynę uderzeniową i płaską, wygiętą z blachy na kształt litery „S” sprężynę spustową. W ostatniej fazie ruchu zaczep igliczny odchylał się w dół, uwalniając ząb iglicy, która pchana sprężyną uderzeniową ruszała w przód, w kierunku spłonki naboju. Pistolet nie miał przerywacza, bo go nie potrzebował – kolejny strzał nie był możliwy, dopóki spust nie został zwolniony i ponownie wciśnięty, by zaczepić i napiąć pozostającą w przednim położeniu iglicę. Nie miał też bezpiecznika, bo ciężki spust DAO działający na długiej drodze nie groził przypadkowym postrzałem. Hasło reklamowe głosiło, że Le Français to pistolet „bez bezpiecznika – ale bezpieczny, nigdy nie napięty – ale zawsze gotowy do strzału!” (Sans sureté, sans danger, jamais armé, toujours pret a faire feu!). Dziś możemy gdzieniegdzie przeczytać, że Francuz był pierwszym pistoletem samopowtarzalnym z iglicowym mechanizmem uderzeniowym i mechanizmem spustowym z pełnym samonapinaniem. Ale to nieprawda, bo wcześniej powstał Roth-Sauer Modell 1910 na nabój 7,65 mm x 13 – broń wyglądająca jak kieszonkowa wersja Repetier - pistole M.7 (STRZAŁ 1/10), różniąca się od „dużego” Rotha m.in. mechanizmem DAO, zastosowanym w miejsce oryginalnego, z wyłącznym częściowym samonapinaniem.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 10-11/2012