Tragedia Kurska po latach

Tragedia Kurska po latach

Ryszard Jędrusik


Dzień 12 sierpnia 2000 roku wstrząsnął światową opinią publiczną – podczas rutynowych ćwiczeń zatonął jeden z najnowocześniejszych okrętów podwodnych WMF (Wojenno-Morskoj Fłot – Marynarka Wojenna ZSRR i Rosyjskiej Federacji) „Kursk”, należący do typu 949A (Antiej).

W celu uzyskania miarodajnej informacji, co się wydarzyło naprawdę, emerytowany marynarz, admirał Walerij Riazancew, który 28 lat służył na atomowych okrętach podwodnych we Flocie Oceanu Spokojnego, brał udział w 14 misjach na różnych morzach i oceanach oraz służył w sztabie TOF (Tichookieanskij Fłot – Flota Oceanu Spokojnego) na stanowisku szefa ds. wyszkolenia załóg AOP i w Ministerstwie Obrony na stanowisku zastępcy szefa Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego w Marynarce Wojennej – przeprowadził szczegółową analizę dostępnych mu materiałów (W. Riazancew został włączony w skład państwowej komisji ds. zbadania przyczyn katastrofy). Wykonana analiza pozwoliła na przedstawienie wiarygodnej wersji tego, co się wydarzyło na pokładzie Kurska przed i podczas katastrofy.

Atomowe okręty podwodne
Projekt 949 – Antiej

Atomowe okręty podwodne proj. 949A Antiej (Anteusz) zostały zaprojektowane do zwalczania uderzeniowych zespołów lotniskowców. Okręty charakteryzują się wielką wypornością – około 24 000 t. Na dzień dzisiejszy są to największe jednostki podwodne na świecie (przykładowo, analogiczne największe w US Navy, wielozadaniowe AOP typu Ohio mają wyporność 18 750 t). Potocznie okręty tego typu są nazywane w WMF „mordercami lotniskowców”.

Anteje, oprócz klasycznego uzbrojenia torpedowego, posiadają 24 wyrzutnie kierowanych pocisków rakietowych klasy „okręt-okręt” o zasięgu do 550 km.

Planowano zbudować 18 jednostek tego typu. Ostatecznie ukończono 9 okrętów (zmontowano 11 kadłubów, ale do służby wcielono tylko 9 AOP).

Stępkę atomowego okrętu podwodnego Kursk (nazwa została nadana na cześć bitwy na Łuku Kurskim w czasie II wojny światowej) położono (stoczniowy numer budowy 662) w 1992 roku w stoczni w Siewierodwińsku. Wodowanie kadłuba nastąpiło 16 maja 1994 roku. Z uwagi na panujący w tym czasie kryzys gospodarczy, próby stoczniowe zostały połączone z państwowymi i były okrojone. Między innymi okręt nie wykonał próby zanurzenia na maksymalną głębokość, siłownia nie była wypróbowana we wszystkich roboczych reżymach, nie sprawdzono kompleksu uzbrojenia podczas eksploatacji torped typu 65-76A, układu wskazania celów i naprowadzania, poszczególnych urządzeń kompleksów nawigacyjnego i układu ratowniczego (boi ratunkowej i anteny nadajnika awaryjnego!). Okręt został wcielony do służby rozkazem dowodzącego Flotą Północną w połowie lutego 1995 roku, natomiast dowódca 1. Flotylli AOP (do składu której AOP Kursk został włączony), oficjalnie przejął AOP K-141 Kursk w połowie marca 1995 roku, tak więc nie wiadomo, gdzie Kursk znajdował się prawie przez dwa miesiące.

Przebieg służby
i ostatnie wyjście w morze

Połowa lat 90. minionego wieku dla rosyjskiej Marynarki Wojennej była najcięższym okresem. W kraju panował zamęt, wywołany kryzysem gospodarczym, floty wyzbywały się masowo okrętów (zarówno starych, jak i całkiem nowych), następowała redukcja kadr. Z powodu braku finansowania i paliwa, okręty nie wychodziły w morze.

We wrześniu 1995 roku pierwsza załoga AOP K-141 ukończyła pełny kurs szkolenia bojowego i została włączona do pierwszej linii w 7. dywizji AOP. Załoga rezerwowa, z powodu braku zaplecza szkoleniowo-bojowego, nie zaliczyła takiego szkolenia.

W tym miejscu należy podkreślić, że dokumenty wyjęte z wraka Kurska wskazują, że szkolenie przebiegało – jak i na pozostałych okrętach – w uproszczonej wersji. Od 1996 roku pierwsza załoga corocznie zaliczała zadania szkolenia i potwierdzała swój pierwszoliniowy poziom wyszkolenia. W morze okręt wychodził rzadko. Średnie przebywanie w morzu w okresie od 1996 roku do sierpnia 1999 roku wyniosło 12-14 dób.

W ciągu trzech i pół roku pierwsza załoga tylko raz, w 1997 roku, wykonała ćwiczebne strzelanie praktyczną torpedą elektryczną. Chociaż decyzją głównodowodzącego WMF, już w 1993 roku do uzbrojenia AOP proj. 949A przydzielono parowo-gazową torpedę z natlenkiem wodoru typ 65-76A – to pierwsza załoga, od chwili zbudowania okrętu do czerwca 2000 roku, nie ćwiczyła obchodzenia się z takimi torpedami na pokładzie okrętu. W ogóle, w 7. dywizji AOP do listopada 1999 roku żadna załoga AOP proj. 949A nie ćwiczyła bojowego zastosowania tych torped. Dowództwo 1. flotylli AOP szkoleniem obsługi torped na okrętach nie interesowało się i nie kontrolowało jego wyników.

Dyrektywne dokumenty WMF wymagały od dowództw flotylli i dywizjonów OP organizowania corocznych ćwiczebnych strzelań torpedami do nawodnych jednostek. We Flocie Północnej było to ignorowane i załogi atomowych okrętów podwodnych całymi latami nie wykonywały tych ćwiczeń. Wyjaśnienie było proste – brakowało na to środków i zaplecza. W Generalnym Sztabie WMF, Floty Północnej za to nie ścigano i tych naruszeń nie zauważano.

W odróżnieniu od innych flot, Flota Północna nie była inspekcjonowana przez Ministerstwo Obrony. Kontrole Generalnego Sztabu WMF miały charakter gościnnych odwiedzin własnych dzieci przez rodziców we Flocie Północnej, która była wyróżniana, ponieważ jej jednostki wykonywały patrole od Morza Barentsa, poprzez ocean Lodowaty, Atlantyk, aż po Morze Śródziemne.

W warunkach ciągłego braku środków, w Generalnym Sztabie WMF postanowiono wznowić dawno zapomniany rodzaj szkolenia bojowego – wspólne rejsy okrętów floty. Zlecono wyjście w morze wszystkich okrętów, które nawzajem miały się ubezpieczać i wykonywać niezbędne ćwiczenia szkolenia bojowego. Zamiary były jak najlepsze, a wyszło, jak zwykle. Po pierwsze, nie wszystkie jednostki były w stanie wyjść w morze w ustalonym terminie. Po drugie, na każdym okręcie wystarczało paliwa tylko na dojście do strefy ćwiczeń – na wzajemne ubezpieczenia, działania taktyczne i wykonanie ćwiczeń praktycznego strzelania – już nie starczało. Takie rejsy przekształciły się więc w wystrzeliwanie do morza i w powietrze drogiej amunicji z luf dział i wyrzutni rakiet oraz aparatów torpedowych. W ciągu 3-5 dób takiego rejsu, załogi okrętów wykonywały półroczny lub roczny plan szkolenia bojowego. W takich warunkach trudno było mówić o jakości szkolenia, cały wysiłek kadry oficerskiej na pokładach był ukierunkowany na piękne sporządzenie sprawozdań z wykonanego ćwiczenia i rozliczenie zużytej amunicji. Na papierze, podczas podsumowania wyników rocznego szkolenia , procent wykonania planu we wszystkich flotach był nie mniejszy, niż 98%, a we Flocie Północnej zawsze było 100%.

W 1999 roku wybuchła wojna Jugosławii z NATO. Śródziemnomorski teatr wojenny stał się kierunkiem strategicznym, decydującym o losie tego konfliktu zbrojnego. Na Morzu Śródziemnym NATO skoncentrowało 3-4 wielozadaniowe zespoły lotniskowców, 3-4 atomowe okręty podwodne, uzbrojone w skrzydlate rakiety Tomahawk i 20-25 nadwodnych jednostek, z  których połowa też posiadała Tomahawki. Wobec całkowitej przewagi sił morskich NATO, okręty sił morskich Jugosławii nie mogły wyjść w morze. Do śledzenia działań okrętów NATO został wysłany nieduży okręt hydrograficzny Liman Floty Czarnomorskiej. Rosyjska opinia publiczna domagała się od władz wysłania na Morze Śródziemne okrętów bojowych, jako wyraz wsparcia dumnego narodu serbskiego. Jednak dziura w budżecie państwa nie pozwalała na zorganizowanie rejsu zespołu okrętów wojennych na wody Adriatyku. Dowództwo WMF postawiło więc zadanie Flocie Północnej – przygotować atomowy okręt podwodny do rejsu na Morze Śródziemne w drugiej połowie 1999 roku.

Do tego zadania został wytypowany AOP K-141 Kursk, który do tego czasu nie wypływał poza Morze Barentsa.

Misja Kurska trwała 3 miesiące. Po powrocie do bazy, co nastąpiło pod koniec października 1999 roku, dowództwo Floty Północnej przedstawiło dowódcę okrętu do tytułu Bohatera Rosji, a resztę członków załogi do odznaczenia orderami i medalami oraz ogłosiło, że ten rejs był „unikatowym i heroicznym” (chociaż niewiele wcześniej podobne rejsy na Morze Śródziemne odbyło wiele atomowych i tradycyjnych okrętów podwodnych, wykonujących te same zadania, jak Kursk i nikt nie ogłaszał tego, jako czyny bohaterskie).

Po powrocie okręt rozpoczął remont, a pierwsza załoga rozjechała się na urlopy za 1999 rok. Sztab Floty Północnej nie przewidywał nowego rejsu w następnym roku. Remont był prowadzony przez załogę rezerwową.

Kiedy podwodniacy pierwszej załogi powrócili z urlopu, ze zdziwieniem dowiedzieli się, że ich okręt został wyznaczony do kolejnego rejsu na Morze Śródziemne we wrześniu 2000 roku. Zgodnie z planem przygotowania do rejsu, załoga powinna była natychmiast odebrać jeszcze jeden urlop – tym razem za 2000 rok. W związku z tym, pierwsza załoga ponownie rozjechała się na urlop, z którego powróciła pod koniec maja 2000 roku.

Załoga powróciła z urlopów 25 maja, a już 26 maja zaczęła przejmowanie okrętu od załogi rezerwowej. Procedura przejmowania jest długa i żmudna. Należy przed przejęciem okrętu zapoznać się z dokumentami, które w czasie nieobecności podstawowej załogi nagromadziły się w dywizji, opracować odpowiednie dokumenty reglamentujące przejęcie okrętu i zatwierdzić je u swojego dowódcy, skompletować załogę do stanu pełnego etatu. Dopiero wtedy zezwala się rozpocząć odbiór okrętu od innej załogi. Komentarz wydaje się zbyteczny.

W maju sztab floty zaplanował dla załogi Kurska przerabianie zadania kursowego „K-1” (egzamin na prawo dowódcy, kadry oficerskiej i załogi okrętu wojennego do samodzielnego wyjścia w morze; w trakcie przygotowania zadania „K-1” praktycznie jest przerabiana „rzeczywista” teoria bojowej i codziennej organizacji przygotowania okrętu, wszystkich maszyn i mechanizmów do boju i rejsu, w warunkach przebywania okrętu w bazie i w akwenie morza, bezpośrednio przylegającego do bazy).

Kursowe zadanie „K-1” załoga AOP Kursk zdała 22 czerwca. Z reguły, po zaliczeniu zadania, załodze daje się jeszcze kilka dni na usunięcie niedociągnięć. Z jakiegoś powodu, załoga Kurska okazała się wyjątkiem od tej zasady. Na ręce dowódcy 7. Dywizji, dowódca pierwszej załogi złożył raport o usunięciu niedociągnięć w zadaniu kursowym „K-1”. Sztab dywizji odebrał zadanie 22 czerwca, raport dowódcy Kurska jest datowany również na 22 czerwca, ale podpis został podrobiony. Ktoś w sztabie przygotował ten dokument, żeby ukryć fakt nieodpowiedniego wykonania zadania kursowego.

Powstaje pytanie, dlaczego sztabowcy tak się spieszyli z zaliczeniem tego zadania przez załogę Kurska. Dyrektywne dokumenty Generalnego Sztabu WMF ustanawiają twarde wymagania dla załóg w pierwszej linii. Jeśli taka załoga ma przerwę w pływaniu ponad 9 miesięcy, powinna być wycofana z pierwszej linii. W celu ponownego zaliczenia jej do załóg pierwszoliniowych – musi przejść ponownie pełny kurs szkolenia bojowego, a to jest długi i kosztowny proces. We flocie utrata liniowości przez załogę OP jest uważana za poważne naruszenie i obniża gotowość bojową floty. Przerwa w pływaniach pierwszej załogi AOP Kursk wynosiła 8 miesięcy i 21 dni, gdyby nastąpiło opóźnienie wyjścia w morze o 9 dni, załoga utraciłaby liniowość. Był to kolejny kamyk, prowadzący do tragedii.

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2017

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter