s/s Jagiełło
Witold Koszela
Transatlantyk s/s Jagiełło
Spośród grona dziewięciu transatlantyków, jakie nosiły biało-czerwoną banderę w ciągu trwającej ponad 50 lat historii polskiej żeglugi pasażerskiej, był jednostką najmniej znaną. Co ciekawe, po ukończeniu budowy nie był nawet transatlantykiem. Najmniejszy, nie wyróżniający się technicznie i mający do zaoferowania najmniejszą liczbę miejsc pasażerskich, i to niestety w większości o dość niskich standardach, był statkiem którego nie można było porównywać z tak wspaniałymi naszymi transatlantykami jak Batory, Sobieski, Chrobry czy uznawany za najbardziej luksusowy Piłsudski.
Jego historia zaczęła się w 1937 r., kie to największy w tym czasie armator turecki – Denizcilik Bankasi ze Stambułu, postanowił zamówić w stoczni Blohm und Voss w Hamburgu, tej samej, która zbudowała w 1909 r. późniejszy Dar Pomorza, a w 1940 pancernik Bismarck, trzy bliźniacze statki pasażersko-towarowe o nazwach Dogu, Egemen i Savas, z przeznaczeniem do obsługi portów leżących w basenach Morza Śródziemnego, Czarnego i oczywiście w rejonie Turcji. Parowce te powstały pod numerami stoczniowymi 520-522. Spośród całej trójki dla nas najważniejszym z nich był s/s Dogu, pod którego stępkę położono w 1938 r., zwodowano 15 marca 1939, a oficjalnie ukończono 31 sierpnia tr.
Był to statek jak na owe czasy dość nowoczesny, choć nie wyróżniał się jakimiś szczególnymi cechami. Jego stalowy kadłub wykonano w poprzecznym układzie wiązań, dzieląc go 7 grodziami na 8 przedziałów wodoszczelnych. Kadłub miał łącznie 4 pokłady, z których najwyższy C – główny, był ciągły. Biegł od dziobu, zwieńczonego ostrą i dość mocno wychyloną do przody stewą, aż po rufę typu krążowniczego. Ciągłe były też oba międzypokłady. Do tego dochodziły 4 ładownie przystosowane do przewozu drobnicy oraz zajmujące niemal całą środkową część kadłuba, 2 przedziały o łącznej długości 34,26 m, mieszczące maszynownię, kotłownię, stałe zasobnie dla paliw (bunkry dla węgla) oraz część zbiorników balastu wodnego, których w sumie statek miał 10.
Z zewnątrz Dogu, czyli późniejszy Jagiełło, prezentował się nad wyraz zgrabnie. Płynnie przebiegająca linia pokładu głównego, bez uskoków kończyła się w rejonie rufy głębokimi podcieniami. Na śródokręciu znajdowała się dość duża, bo sięgająca aż 1/3 długości kadłuba, nadbudówka zakończona z przodu i z tyłu lekko zaokrąglonymi ścianami oraz mająca z obu stron ciągnące się przez niemal całą jej długość podcienia pozwalające pasażerom na spacery nawet przy złej pogodzie. Całą górną część wspomnianej nadbudówki zajmowało 10 szalup ratunkowych4 z miejscami dla ponad 600 pasażerów, a na jej środku ustawiony był duży, lekko pochylony komin nadający jednostce elegancji i cech rasowego statku pasażerskiego. Odrębną część stanowiła niewielka nadbudówka rufowa mieszcząca w swoich wnętrzach kabiny załogi oraz zapasowe stanowisko dowodzenia. W jej tylnej części znajdowały się, dość charakterystyczne, półokrągłe schody. Całość sylwetki uzupełniały 2 ustawione na pokładach dziobowym i rufowym maszty palowe z charakterystycznymi poprzeczkami w kształcie litery „t”, dla 4 bomów ładunkowych o niewielkim udźwigu po 2,5 t, przeznaczonych do obsługi znajdujących się tuż przy nich ładowni. Skromne gabarytowo luki ładowni schodziły poprzez oba międzypokłady, sama zaś ich przestrzeń była, poza górną częścią ładowni dziobowej, poniżej linii wodnej.
Jeśli chodzi o warunki dla mających podróżować statkiem pasażerów to nie było już tak kolorowo. Biorąc pod uwagę specyfikę rejonów, w których pływać miał Dogu, prawie 2/3 miejsc pasażerskich było, delikatnie mówiąc, skromne. Rozlokowane na międzypokładach zbiorowe kabiny, na wyposażeniu których znajdowały się proste, drewniane łóżka, ławy i stoły, cechowały się spartańskimi warunkami robiącymi na osobach, które miały już okazję podróżować na innych statkach pasażerskich, bardzo złe wrażenie. Na szczęście jednostka miała również inne, mieszczące się przede wszystkim w nadbudówce głównej, kabiny o zdecydowanie wyższym standardzie, częściowo nawet wyposażone w oddzielne łazienki, co pozwalało na świadczenie usług bardziej zamożnym pasażerom. Niestety, nigdy nie było im dane odbyć podróży tym statkiem pod turecką banderą.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 11/2012