Tygrysem wokół Kurska
Robert Michulec
Tygrysem wokół Kurska
Tygrys jest dosyć powszechnie uznawany za wspaniały czołg. Z wozu emanuje potęga, a jakość jego wykończenia robi wrażenie doskonałości. Uderza w nim precyzyjne dopracowanie płyt i ich spasowanie, a także ergonomia i proporcjonalność kształtów. Wszystko jest przemyślane i wyrafinowane. Przednia część stropu wieży jest wyraźnie pochylona, nie przez przypadek ma kształt otwartego okręgu. Mimo że nie zdajemy sobie z tego sprawy, gdy patrzymy na Tygrysa, widzimy perfekcyjną kompozycję kształtów i proporcji, przez co wóz ten robi na nas tak przyjemne wrażenie. Tygrys po prostu się podoba. Jest bowiem przejawem swego rodzaju dzieła sztuki, stanowiącej filar projektowania samochodów osobowych na rynek komercyjny.

To niestety niemal wszystko, co dobrego można powiedzieć o Tygrysie. Czołg ten bowiem w dużym stopniu przypomina przysłowiową blondynkę: wygląda świetnie, zwłaszcza w gorące lato, ale zarazem pozbawiona prawidłowo działających instalacji wewnętrznych, nie funkcjonuje racjonalnie, przyczyniając się do kumulowania problemów. W Tygrysie niemal wszystko to, co autentycznie składa się na czołg, a czego z zewnątrz nie widać, było niedopracowane lub wepchnięte w niego na zasadzie nieporozumienia. Wóz stał się przez to przykładem bardzo specyficznego typu uzbrojenia, jakiego próżno szukać w innych armiach świata. Można go wręcz uznać za skrajny przejaw zaprzeczenia wszelkim podstawowym zasadom wojskowym nakazującym tworzenie broni funkcjonalnej, zdolnej do ulokowania w racjonalnych strukturach organizacyjnych wojsk. Tygrys z powodu przeforsowania konstrukcyjnego stanowił niebywałe obciążenie dla wojska, nadwerężając jego już niewydolne struktury organizacyjne, a także czyniąc działania wojska kosztowniejszymi. Pod względem ekonomicznym Tygrysa można ocenić jako pięciokrotnie droższego od PzKpfw. IV. Sam koszt produkcji czołgu ciężkiego kształtował się w granicach 300 tys. RM, podczas gdy długolufowa „czwórka” kosztowała nieco ponad 100 tys. RM (wersja G bez ekranów). Do tego trzeba jednak doliczyć koszt wystawienia nowych pododdziałów zabezpieczenia technicznego, w porównaniu do „czwórek” cięższych i bardziej specjalistycznych, a przez to droższych. Tygrysa można wręcz uznać za klasyczny przejaw zabrnięcia w ślepy zaułek, co wymusiło skierowanie do produkcji konstrukcji już przestarzałej, zwłaszcza pod względem wykorzystywanych koncepcji technicznych mających wpływ na funkcjonalność wozu. Tygrys latem 1942 roku, kiedy zaczęto jego produkcję, stał się ukoronowaniem przedwojennej myśli konstrukcyjnej Niemców, która ewoluowała przez całą drugą połowę lat 30. XX w. Chcąc wprowadzić wówczas do produkcji właśnie ten czołg ciężki, mozolnie dopracowywany od lat, Niemcy musieli zaprzestać zwracania uwagi na jego mankamenty. Chcąc natomiast wprowadzić do produkcji nowoczesny czołg, musieliby rozpocząć prace nad całkiem nową konstrukcją. Stojąc w obliczu dylematu, podjęli taką decyzję, jaka wydawała się im najbardziej adekwatna w danym momencie. Zniewoleni swoimi wcześniejszymi pracami nad rozwiązaniami „doskonałymi”, obezwładnieni krótkimi terminami wynikającymi z presji sytuacji i ograniczeniami przemysłowo-konstrukcyjnymi, postanowili sfinalizować swe wcześniejsze osiągnięcia i stworzyć mechanicznego potwora będącego ucieleśnieniem wszelkiej możliwej kapryśności. Doskonałość Tygrysa sprowadza się do połączenia ze sobą dwóch z trzech podstawowych zasad występujących w konstruowaniu czołgów: siły ognia i silnej ochrony. Bardzo udana armata 88 mm była faktycznie imponującym narzędziem walki, a opancerzenie czołgu 120–80 mm płytami ze wszystkich stron czyniło z niego niebagatelne wyzwanie dla przeciwnika. Mimo że w 1942 roku przeciwnik posiadał już środki walki pozwalające na przebicie pionowego pancerza o grubości 80–100 mm, a „Acht-Acht” – będąca już starą konstrukcją, którą właśnie wtedy zastępowano specjalistycznym działem czołgowym i ppanc. kalibru 75 i 88 mm – wymagała nowych typów pocisków ppanc., aby umożliwić załodze sięgnąć dalej i mocniej, a więc zapewnić Niemcom „dłuższą rękę” w porównaniu do czołgów przeciwnika, to jednak zebranie w jednym wozie obu tych czynników autentycznie tworzyło efektywne narzędzie walki w bezpośrednim starciu. Tym bardziej, że Niemcy zadbali o drobiazgi: bez mała doskonały osprzęt optyczny, staranne wykonywanie płyt pancernych z dobrej stali czy wygodę dla załogi, zwłaszcza w wieży, proporcjonalnie ogromnej i niezwykle przestronnej. Ażeby móc jednak wykorzystać tę doskonałość zawartą w konstrukcji Tygrysa, należało ją najpierw doprowadzić do pola bitwy, a następnie bezproblemowo się nią posługiwać na nim, aby w końcu móc ją wyprowadzić poza pole walk. A z tym było już bardzo kiepsko. Wszystkie bowiem doskonałe rozwiązania zawarte w Tygrysie trzeba było opłacić kosztem rozwiązań niedoskonałych.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 5/2011