Do dwóch razy sztuka

 


Wojciech Holicki


 

 

 

Zdarzyło się 70 lat temu (3)

 

Do dwóch razy sztuka

 


 

Przejmujący ziąb, nisko wiszące chmury i od czasu do czasu obfity marznący deszcz, który sprawiał, że widzialność robiła się naprawdę kiepska – takie były warunki pogodowe, w jakich rano 11 marca 1940 roku z Wilhelmshaven wychodził w morze U 31. Zgodnie z planem rejs nie miał trwać długo, chodziło tylko o sprawdzenie czy wszystko jest w porządku po właśnie zakończonym remoncie U-boota; z tego właśnie powodu na pokładzie oprócz kompletnej załogi kpt. mar. Johannesa Habekosta znajdowała się 13-osobowa grupa robotników stoczniowych różnych specjalności. Po wyjściu na płytkie wody Zatoki Helgolandzkiej okręt zanurzył się i powoli popłynął ku odległej o kilkanaście mil boi nr 12. W południe jego dowódca wydał rozkaz zastopowania i opróżnienia zbiorników balastowych, z pewnością nie podejrzewając, że wybrał na to fatalny moment…



 

 



U 31 był piątym okrętem typu VIIA, zbudowanym w bremeńskiej stoczni Weser AG. Gdy 28 grudnia 1936 roku podnoszono na nim banderę, załogą dowodził kpt. mar. Rolf Dau, jeden z tych podwładnych Dönitza, którzy najkrócej się nawojowali. Habekost został dowódcą U-boota prawie dwa lata później, w listopadzie 1938, mając za sobą okres służby jako oficer wachtowy na bliźniaczym U 29. Krótko przed wybuchem II wojny światowej jego okręt bazował w Kłajpedzie i 27 sierpnia opuścił ten port, kierując się do Wilhelmshaven; po drodze Habekost miał spenetrować wody u polskiego wybrzeża. 30 sierpnia, w rejonie 30 mil na północ od Rozewia, U 31 natknął się na Błyskawicę, Groma i Burzę płynące szybko na zachód, ku wyjściu z Bałtyku, o czym natychmiast powiadomiony został sztab Dönitza. 2 września U-boot dotarł do głównej bazy Kriegsmarine i tydzień później wyszedł w pierwszy rejs będący bojowym od początku. Pokonawszy kanał La Manche operował na południowy zachód od Irlandii i 15 września napotkał konwój OB 4, który Habekost zaatakował rano następnego dnia, zatapiając frachtowiec Aviemore (4060 BRT; nie należał do konwoju, lecz na swoje nieszczęście przepływał w pobliżu. 24 września U 31 posłał na dno idący samotnie Hazelside (4646 BRT), a potem bezskutecznie poszukiwał kolejnych ofiar, powracając 2 października do Wilhelmshaven, również przez kanał La Manche. Następnym zadaniem, jakie Habekost otrzymał od Dönitza, było zaminowanie wód bazy Royal Navy w Loch Ewe, na zachodnim wybrzeżu Szkocji. U 31 zabrał 18 stawianych przez wyrzutnie torpedowe dennych min magnetycznych typu TMB i po rozpoczętym 21 października bezproblemowym rejsie dotarł do celu, jednak usiłując wedrzeć się tam 27 tm. wpadł w sieci przeciwko okrętom podwodnym. Wyplątawszy z nich swego U-boota Habekost nie próbował ponownie penetracji, lecz wieczorem następnego dnia postawił pole minowe w poprzek kanału wejściowego do Loch Ewe. 31 października U 31 powrócił do Wilhelmshaven, a ponad miesiąc później, 4 grudnia, na jednej z min poderwał się okręt flagowy Home Fleet, pancernik Nelson, wchodzący do Loch Ewe wraz z krążownikiem ciężkim Devonshire i czterema niszczycielami; uszkodzenia jego kadłuba były poważne, rannych zostało kilkudziesięciu członków załogi. 23 grudnia na dwóch innych zatonęły wykorzystywane do trałowania dryftery uzbrojone Glen Albyn (81 BRT) i Promotive (78 BRT). Dopiero 4 stycznia 1940 roku, po usunięciu pozostałych min, uszkodzony Nelson opuścił bazę i popłynął na remont w Portsmouth, zakończony na początku czerwca. W trakcie rejsu bojowego, który trwał od 19 listopada do 11 grudnia, U 31 operował na Morzu Północnym, zatapiając sześć niewielkich frachtowców należących do armatorów z państw neutralnych (trzy norweskie oraz szwedzki, duński i estoński), o łącznym tonażu 9256 BRT. 15 stycznia opuścił Wilhelmshaven, kierując się ponownie pod Loch Ewe, tym razem z ośmioma minami nowego typu TMC i sześcioma torpedami. Habekostowi znów nie udało się wedrzeć do bazy, pozostawione pod nią 21 stycznia miny nie spowodowały żadnych strat, być może z powodu położenia ich na zbyt dużej głębokości. Potem patrolował wody na zachód od Wysp Brytyjskich, mając kilka okazji do ataku na frachtowce, ale wadliwie działające torpedy sprawiły, że żaden nie był skuteczny. Frustrację Habekosta dodatkowo pogłębił fakt napotkania w drodze powrotnej dwóch pancerników oraz krążownika ciężkiego, do których nie miał już czym strzelać. 4 lutego powrócił do bazy.

 
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 3/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter