Unikat nad unikaty
Martin Helebrant
Unikat nad unikaty
Chyba każdy, kto interesuje się bronią myśliwską słyszał o londyńskiej firmie Holland & Holland. U schyłku XIX wieku wyrosła ona na potentata w swojej dziedzinie, a wiele rozwiązań technicznych, które opatentowała, stosuje się do dziś. Broń z takim rodowodem, a do tego powiązana z ojczystymi stronami, musiała mnie zaciekawić – z rezultatem co najmniej zaskakującym...
Korzenie londyńskiej firmy Holland & Holland sięgają roku 1835, kiedy Harris John Holland założył ją pierwotnie jako sklep z bronią. Po piętnastu latach handlu cudzą bronią, Holland rozszerzył profil przysklepowego zakładu rusznikarskiego z napraw na produkcję własną. W roku 1861 czeladnikiem w tym zakładzie został Henry William Holland, bratanek szefa. W 1876 roku przystąpił do firmy stryja jako współudziałowiec i nazwa przybrała ostateczną, znaną do dziś formę Holland & Holland. Od samego początku Harris Holland dbał, by jego nazwisko stało się synonimem doskonałej jakości broni – mówi się, że właśnie dlatego sam zajął się jej produkcją, gdyż żaden z producentów na dłuższą metę nie spełniał jego wymagań. Już w roku 1883 ta dbałość przyniosła rezultaty, gdy w konkursie najbardziej prestiżowego brytyjskiego pisma myśliwskiego „Field”, Holland & Holland został uhonorowany Złotym Medalem Królewskim za najlepszy sztucer. A mówiąc dokładniej, za to, że zmiótł konkurencję, zyskując redakcyjne złote medale we wszystkich dziedzinach konkursu, od małokalibrowego karabinka salonowego po podwójny sztucer na grubego i niebezpiecznego zwierza. I nie było to zwieńczenie, ale na dobrą sprawę dopiero właściwy początek kariery. W złotym wieku klasycznej angielskiej dubeltówki, na przełomie wieków XIX i XX, londyńska Wielka Czwórka: Holland & Holland, Purdey, Greener i Lancaster, wyniosła myśliwską dwururkę na niebotyczne szczyty doskonałości technicznej i elegancji formy. Dopiero dziś, po wieku, a i to tylko dzięki niebywałemu postępowi technicznemu, pozycja Wielkiej Czwórki na szczycie dubeltówkowej piramidy może być zagrożona. Sukces pozwolił się firmie przenieść z King Street w londyńskiej dzielnicy Holborn na prestiżową New Bond Street, w samym centrum Londynu, stolicy Imperium, Nad Którym Nie Zachodziło Słońce. Dostawcą brytyjskiego dworu był już Purdey, toteż w poszukiwaniu równie szykownego tytułu Holland & Holland musiał się udać za granicę – w 1896 roku został dostawcą dworu włoskiego. Pod koniec XIX wieku seria patentów na systemy zamykania luf i zamki boczne, stosowane w strzelbach H&H i wielu innych marek do dziś, umocniła pozycję firmy, która zaczęła eksportować swoje wyroby do krajów całego świata. Jednym z krajów docelowych tego eksportu było kontynentalne mocarstwo: rządzona przez Habsburgów monarchia austro-węgierska. Cena tych strzelb sprawiła, że zapewne nie było ich w całym imperium zbyt wiele, a ile z tej garstki strzelało w czeskich i słowackich lasach, nawet nie będę próbował zgadywać. Mimo to udało mi się natrafić na jedną z nich, dochowaną do dzisiejszych czasów – i w najmniej oczekiwany sposób, bo nie w muzeum przez szybę, ale w lesie, przy ognisku na koniec polowania...
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2011