US Army w przededniu wojny z Hiszpanią

Juliusz Tomczak
15 lutego 1898 roku w porcie w Hawanie doszło do eksplozji, w wyniku której zatonął pancernik USS Maine. Wydarzenie to stanowiło iskrę, która padła na beczkę prochu, jaką były wówczas Stany Zjednoczone, prące do konfliktu z dogorywającym imperium kolonialnym – Hiszpanią. Gdy 21 kwietnia rozpoczęła się „wspaniała mała wojenka” (Splendid Little War), przed US Army stanęło największe wyzwanie od czasu wojny secesyjnej. Zanim omówimy działania zbrojne, przyjrzyjmy się pokrótce, w jaki sposób w latach 1865–1898 zmodernizowała swój arsenał i wprowadziła nowe rozwiązania taktyczne.
Niechciana armia
Po zakończeniu wojny domowej US Army zmagała się z w najlepszym razie obojętnością, a w najgorszym – wrogością ze strony władz cywilnych, z którą szły w parze tendencje do ograniczania liczebności i budżetu wojskowego. Nie brakowało polityków, którzy straszyli starym widmem wojskowej tyranii i wskazywali na sprzeczność instytucji stałej armii z demokratycznymi ideałami Ojców Założycieli, domagając się nawet likwidacji Departamentu Wojny.
Do tego dochodził problem braku jasno określonego sensu istnienia regularnej armii. Jeszcze w 1867 roku obawiano się konfliktu z Francją i wspieranym przez nią Cesarstwem Meksykańskim. Dla rządu USA „przygoda meksykańska” stanowiła pogwałcenie Doktryny Monroe, ale gdy cesarz Maksymilian zginął od kul plutonu egzekucyjnego juarystów, zagrożenie to zniknęło. Pozostały zadania okupacyjne w stanach byłej Konfederacji, gdyż armia była zbrojnym ramieniem Rekonstrukcji pokonanego Południa: 19 000 żołnierzy rozsianych w 134 posterunkach. W kwietniu 1877 roku ostatnie oddziały opuściły stany Południa i proporcje uległy odwróceniu. Pokonano Modoków, Czejenów, Siuksów i Nez Perce, a zbrojny opór stawiali już tylko Apacze.
Paradoks polegał na tym, że choć głównym zadaniem US Army, przynajmniej do 1890 roku, było wspieranie ekspansji terytorialnej państwa na Zachód, jej struktury nigdy nie zoptymalizowano pod kątem tego zadania. Armia toczyła jedną wojnę („asymetryczne” konflikty z plemionami indiańskimi) a szykowała się do zupełnie innej, z bliżej nieokreślonym, „cywilizowanym” przeciwnikiem. W takim konflikcie miała odegrać podobną rolę, jak podczas wojny secesyjnej: stanowić kościec, wokół którego rozbudowane zostaną formacje milicyjne i ochotnicze, zapewnić dla nich kadry szkoleniowe i dowódcze. Popularny obraz armii amerykańskiej w tym okresie to szarżująca z odsieczą osadnikom kawaleria. Był to jednak przede wszystkim czas wychodzenia z marazmu i stopniowej modernizacji pod kątem nowej wojny z „cywilizowanym” przeciwnikiem. Ostatecznie na taką właśnie wojnę – z Hiszpanią na Kubie, Portoryko i na Filipinach – US Army wyruszyła w 1898 roku.
Szeregi armii Unii podczas wojny secesyjnej wypełniali przede wszystkim ochotnicy i poborowi. 1 maja 1865 roku pod bronią było ich 1 034 064; do października 1867 roku wszyscy zostali zdemobilizowani. Oznaczało to powrót do sytuacji sprzed wojny, kiedy to jedyną realną siłą była nieliczna, zawodowa armia regularna. Głównodowodzący armii Unii, gen. Ulysses S. Grant chciał, by liczyła 80 000 ludzi, ale sekretarz wojny, Edwin Stanton, nie wyraził zgody na taką rozrzutność. 28 lipca 1866 roku Kongres zatwierdził liczebność 54 302 oficerów i żołnierzy w 45 pułkach piechoty, 10 pułkach kawalerii i pięciu pułkach artylerii. Pułki piechoty miały po 10 kompanii, pułki kawalerii i artylerii – po 12 kompanii.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 2/2025