Utrata liniowca Andrea Doria

 


Jacek Jarosz


 

 

 

Utrata liniowca Andrea Doria

 



Jak pisaliśmy przed trzema miesiącami, Andrea Doria pozostawał w służbie jedynie około 3,5 roku, po czym stał się bohaterem jednej z najgłośniejszych katastrof morskich okresu powojennego. 17 lipca 1956 roku jednostka opuściła Genuę wypływając w swój 51. rejs liniowy do Stanów Zjednoczonych, czyli rozpoczynając 101. przejście przez Atlantyk. Zakończenie tej podróży było nie tylko nieoczekiwane, ale i tragiczne.



 

 


Transatlantykiem dowodził kpt. Piero Calamai, który służył na morzu już od 39 lat. Na liniowcu znajdowało się w sumie 1706 osób, w tym 1134 pasażerów i 572 członków załogi. Nabywcami biletów byli głównie Włosi oraz Amerykanie i Niemcy. Spośród nich 190 podróżowało w klasie I, 267 – w kabinowej i 677 – w turystycznej. Doria przewoził w swoich ładowniach 401 t drobnicy, 522 większe sztuki bagażu i 1754 worki z pocztą, zaś w garażu dziewięć samochodów osobowych. Po zawinięciu do Cannes, Neapolu oraz Gibraltaru statek wyszedł na Atlantyk i obrał kurs na zachód. Rejs przebiegał bez żadnych problemów i jednostka pewnie zmierzała do swojego celu, czyli do Nowego Jorku. 25 lipca pod wieczór liniowiec znajdował się już w pobliżu położonej niedaleko Bostonu wyspy Nantucket (na południe od przylądka Cod, stan Massachusetts). Akwen ten często określany jest mianem „skrzyżowania dróg Atlantyku”. Na jednostce odbywał się pożegnalny bal kapitański, ostatni już przed dopłynięciem do Stanów Zjednoczonych. Wkrótce Andrea Doria wszedł w obszar gęstej mgły i Calamai przejął dowodzenie od  oficera wachtowego. Prędkość statku została zmniejszona, z 23 do 21,8 w. O 22.10 transatlantyk minął latarniowiec Nantucket w odległości około 1 Mm i zmienił kurs na 2680, który prowadził na stojący tuż przed wejściem do portu nowojorskiego latarniowiec Ambrose2. W tym czasie przy ekranie radaru firmy Raytheon na pomoście nawigacyjnym stał II oficer Curzio Franchini, a III oficer Eugenio Giannini obserwował zamglony obszar przed dziobem statku. Widzialność sięgała jedynie około pół mili, jednak liniowiec nadal – niezgodnie z przepisami o zapobieganiu zderzeniom na morzu – płynął z prędkością przekraczającą 20 w. W pewnym momencie na mostek wszedł zastępca kapitana (I oficer) Osvaldo Magagnini, proponując przejęcie od Calamai jego obowiązków. Zanim jednak ten opuścił mostek, około godziny 22.45 (wg innych wersji miało to być około 22.40 lub też tuż przed 23.00) II oficer na ekranie radaru w odległości 17 Mm lekko z prawej burty odkrył plamkę echa niezidentyfikowanej jednostki, która się zbliżała na kursie kolizyjnym. Franchini natychmiast powiadomił kapitana, a I i III oficer podeszli do ekranu radaru i zaczęli go obserwować. II oficer ustawił na wykrytym punkcie linię namiarową, która wskazywała kąt kursowy obcego statku na  40 z prawej burty. Cała sytuacja nie wywołała niepokoju wśród oficerów, gdyż podobne przypadki zdarzały się dość często. Było jeszcze sporo czasu na ewentualną reakcję, zastanawiano się jednak, czy obcą jednostkę wyminąć z prawej, czy też z lewej burty. Calamai sądził nawet, że zbliżający się statek może być jedną z wielu operujących w tym rejonie przybrzeżnych jednostek, która wkrótce zmieni swój kurs na Nantucket.

 
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 8/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter