Uwagi do polskiego planu operacyjnego 1939


Norbert Bączyk


 

 

 

 

Uwagi do polskiego

 

planu operacyjnego 1939

 

 

 

Szybkość klęski Wojska Polskiego w tragicznym wrześniu 1939 roku była dla większości zarówno uczestników, jak i obserwatorów ówczesnych zdarzeń, wielkim szokiem. Licząca kilka setek tysięcy żołnierzy armia została pobita w przeciągu kilkunastu dni. 13 września polski Naczelny Wódz zarządził generalny odwrót ku granicy rumuńskiej – odwrót dla większości walczących jeszcze armii wówczas niewykonalny. Na poziomie operacyjnym kampania polska była już w tym momencie przegrana. Właściwie to przegrana została wcześniej – zanim jeszcze zagrzmiały działa.

 

Plan operacyjny (plan kampanii) na wypadek konfliktu z Niemcami, z którym armia polska 1 września przystąpiła do wojny obronnej, pozostaje do dziś tematem kontrowersji. Czy taki plan w ogóle istniał, czy raczej można mówić tylko o ogólnej wytycznej Naczelnego Wodza? A nawet jeśli istniał, to ilu ludzi miało do niego wgląd, a co za tym idzie – jak wielu polskich dowódców mogło postępować zgodnie z jego zamierzeniami? Wreszcie czy był to plan realny i liczący się z twardą rzeczywistością – nie tylko potęgą przeciwnika, ale i własnymi słabościami? Tak czy inaczej, gdy już kampania polska roku 1939 dobiegła końca, osądzono polski plan operacyjny nad wyraz surowo. Nie szczędzili mu krytyki przeciwnicy, sojusznicy ani jego – nieświadomi w pewnym sensie – wykonawcy, czyli polscy oficerowie, dowódcy armii, dywizji czy ich szefowie sztabów. Ta krytyka, często wyrażana już w mroźną zimę 1939/1940 była powszechna, a u wypowiadających ją Polaków szczególnie mocna, bo podszyta szokiem, goryczą i rozpaczą poniesionej klęski (klęski nie wolnej od hańby). Gdy padła Francja i gdy rok później pancerne zagony Wehrmachtu pognały Armię Czerwoną aż pod mury Moskwy, ostrze krytyki nieco złagodniało. Zdano sobie bowiem sprawę, że Wojsko Polskie jako pierwsze zetknęło się w walce z nowatorską, choć nie skodyfikowaną doktryną wojenną, podpartą wielką siłą i technicznym zaawansowaniem, wobec której nawet mocniejsi gracze niż Polacy stawali się bezsilni. Krytyka złagodniała, ale nie wygasła. Po wojnie powrócono do długich rozważań nad przyczynami klęski oraz dywagacji na temat tego, czy kampanię można było rozegrać lepiej. Te rozważania trwają do dziś.

 

Planowanie strategiczne
W zakresie decyzji strategicznych Wojsko Polskie okresu międzywojennego było w latach 1926-1939 właściwie uzależnione od decyzji jednego tylko człowieka – Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, na wypadek wojny pełniącego funkcję Naczelnego Wodza, któremu podlegał również naczelny organ planistyczny armii – Sztab Główny (Sztab Generalny). Formalnie zwierzchnikiem sił zbrojnych był wprawdzie prezydent Rzeczypospolitej i podlegali mu zarówno minister Ministerstwa Spraw Wojskowych, jak i Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, ale ponieważ w latach 1926-1935 obie wspomniane funkcje piastował marszałek Józef Piłsudski, zwierzchnictwo to miało charakter fasadowy. Później, po śmierci Piłsudskiego, prezydent Ignacy Mościcki nadal nie miał realnego wpływu na polską armię, choć pozostawał jej zwierzchnikiem – wynikało to także z faktu politycznego sojuszu prezydenta z nowym generalnym inspektorem, którego przed śmiercią na swego następcę miał jakoby wskazać Piłsudski. W 1935 roku stanowiska ministra i Generalnego Inspektora zostały personalnie rozdzielone. Na czele Ministerstwa Spraw Wojskowych stanął gen. Tadeusz Kasprzycki, zaś stanowisko inspektora objął gen. Edward Śmigły-Rydz. Cieszący się poparciem prezydenta Śmigły-Rydz zdobył wkrótce dominującą pozycję w armii, nie stronił też od działalności politycznej, w którą aktywnie się zaangażował. W listopadzie 1936 roku został marszałkiem Polski, odbierając buławę z rąk prezydenta.

Śmierć Piłsudskiego zbiegła się w czasie z zasadniczą zmianą położenia strategicznego Polski w wymiarze wojskowym. W maju 1935 roku formalnie powołano niemieckie siły zbrojne – Wehrmacht. Tym samym Niemcy w wymiarze militarnym ostatecznie zerwali postanowienia wersalskie, jawnie już odbudowując swe siły zbrojne. Od tego momentu sytuacja strategiczna Polski uległa przeobrażeniu, oto bowiem obok dotychczas potencjalnego, jedynego głównego przeciwnika militarnego – ZSRR – pojawił się drugi, na zachodzie (wcześniej Niemcy nie były brane pod uwagę jako czynnik bezpośredniego ryzyka, choć już w 1932 roku stało się jasne, że łamią oni postanowienia rozbrojeniowe –jednak wobec bierności głównych sygnatariuszy Traktatu Wersalskiego w tej kwestii w 1934 roku Polska zawarła z Rzeszą poniekąd wymuszony biernością Francji i Wielkiej Brytanii układ o nieagresji). Przygotowane na żądanie Generalnego Inspektora „Studium Niemcy” z 1936 roku wskazywało, że armia niemiecka uzyska wkrótce zdecydowaną przewagę nad Wojskiem Polskim, przez co możliwość skutecznego prowadzenia wojny na zachodzie będzie stała pod znakiem zapytania. W tej sytuacji Śmigły-Rydz dokonał kluczowej reorientacji w wymiarze planowania strategicznego, dążąc do odnowienia – rozluźnionych dość mocno w czasach Piłsudskiego – więzi sojuszniczych z Francją. Kulminacją tego kierunku była jego wizyta wraz z szefem Sztabu Głównego, gen. Wacławem Stachiewiczem, na przełomie sierpnia i września 1936 roku we Francji. Uzyskano wówczas kredyty na modernizację armii oraz potwierdzono – w ogólnych zarysach – wzajemne zobowiązania sojusznicze. Nie były one jednak jednoznacznie zdefiniowane. Sojusz polsko-francuski stał się od tego momentu dla Generalnego Inspektora zasadniczym punktem odniesienia w planowaniu strategicznym i operacyjnym. Problemem był przy tym fakt – a pokazały to już rozmowy w Warszawie z francuskim szefem Sztabu Generalnego, gen. Maurice Gamelin – że Generalny Inspektor odrzucał francuskie koncepcje budowy sojuszu wschodniego w oparciu o Polskę, Czechosłowację i ZSRR, uznając pierwsze z tych państw za nieprzyjazne Warszawie, drugie zaś za wrogie (z tego samego powodu odrzucano już na wstępie ewentualne pomysły sojuszu z Niemcami – ZSRR i III Rzesza były uznawane za kraje nieprzyjazne niepodległości Polski, bowiem oba te państwa mogły zgłaszać roszczenia terytorialne do ziem, które przed Wielką Wojną leżały w ich granicach). Tymczasem dla Paryża sam sojusz z Polską nie stanowił istotnej równowagi dla rosnącego potencjału niemieckiego, którego z racji potęgi przemysłowej Rzeszy coraz bardziej się nad Sekwaną obawiano. Tym samym Śmigły-Rydz nie przyjmował jakby do wiadomości elementów zasadniczych strategii francuskiej, szukającej rozległego systemu sojuszniczego we wschodniej Europie, a nie oparcia w pojedynczych, z osobna słabych krajach, takich jak Polska. Oczekiwał pomocy Francji włącznie na warunkach własnych, nie akceptując lub uznając za niemożliwe do akceptacji (wejście jako sojusznika Armii Czerwonej na teren Polski) założenia przedstawiane przez partnera. W rzeczywistości interesy Warszawy i Paryża były nie do pogodzenia. Rozdźwięk ten miał zaistnieć z całą mocą dwa lata później, w roku 1938, gdy Polska ostatecznie odrzuciła możliwość wystąpienia jako członek takiej właśnie koalicji antyniemieckiej, przyczyniając się pośrednio do likwidacji Czechosłowacji i załamania koncepcji strategii francuskiej (wydaje się, że latem 1938 roku Francja była gotowa zaryzykować wojnę z Niemcami, ale w oparciu o pomoc brytyjską i sojusz wschodni z udziałem Czechosłowacji, Polski i ZSRR; negatywne stanowisko zarówno Polski, jak i Wielkiej Brytanii w tej sprawie przesądziło jednak los Pragi). Upadek Czechosłowacji jako silnego bytu państwowego osłabił w 1938 roku również bezpieczeństwo Polski. Ład wersalski ostatecznie się załamał, Francja straciła pozycję gwaranta niepodległości państw wyłonionych po Wielkiej Wojnie we wschodniej Europie, osłabła też jej pozycja międzynarodowa, co już kilka miesięcy później – latem 1939 roku – odbiło się na ponownych próbach budowy przez Paryż szerszych układów koalicyjnych przeciwko Niemcom – Stalin, widząc słabość zachodnich demokracji, był bowiem teraz gotowy do doraźnego sojuszu z Hitlerem. Armia Czerwona miała zatem wkrótce wkroczyć do Polski, nie jako jej nieprzewidywalny i zaborczy, ale jednak sojusznik, tylko jako bezwzględny wróg.

Polska, odrzucając możliwość wchodzenia w jakiekolwiek umowy wojskowe z Moskwą, skazywała się – na razie w wymiarze wojskowym, jeszcze nie politycznym – na zupełną izolację (alternatywą była wasalizacja względem Niemiec, co oznaczałoby zerwanie z Francją i gospodarcze oraz techniczne uzależnienie od Berlina, a w dłuższej perspektywie także ubytki terytorialne). Samodzielnie Polska – z racji swej militarnej słabości – nie była bowiem postrzegana przez czołowych dowódców francuskich jako partner o charakterze strategicznym, w oparciu o potencjał którego można było budować wspólne plany operacyjne. Najwyraźniej Śmigły-Rydz nie miał świadomości tego stanu rzeczy, przez co zasadnicza myśl strategiczna polskiego Naczelnego Wodza opierała się na fałszywej przesłance, podtrzymanej zresztą w 1939 roku w czasie rozmów dwustronnych przez dowództwo francuskie pod naciskiem własnych polityków. W rzeczywistości jednak wojskowe kierownictwo francuskie nie traktowało Polski jako istotnego czynnika militarnego w przyszłej wojnie. Rydz-Śmigły i jego otoczenie popełnili zatem błąd w planowaniu strategicznym – przeszacowali znaczenie Polski w przyszłym konflikcie europejskim. Jak zauważył wiele lat wcześniej w charakterystyce gen. Śmigłego-Rydza Józef Piłsudski: nie jestem pewien jego zdolności operacyjnych w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętności mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa swego i nieprzyjaciela.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 6/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter