Uzbrojenie okrętów MW PRL w latach 80. XX wieku

Robert Rochowicz
Na Marynarkę Wojenną nieodmiennie patrzy się przez pryzmat sił okrętowych. Jednak nie wystarczy porównać liczby okrętów w poszczególnych klasach. Ważne jest także jakie uzbrojenie znajduje się na ich pokładach. Kadłuby przecież nie niszczą nieprzyjaciela, tylko zamontowane na nich wyrzutnie rakiet i torped czy stanowiska artyleryjskie.
O współczesnej słabości naszej floty napisano już wiele prac naukowych i publicystycznych. Wypomina się wiek okrętów i ich przestarzałe uzbrojenie dodając, że w większości pamiętają one jeszcze okres PRL. Tak jest w rzeczywistości, jednak warto sobie zadać pytanie czy wtedy było to uzbrojenie nowoczesne? Otóż okazuje się, że bardzo często to co służy marynarzom dziś, już 30 lat temu było wskazywane jako sprzęt niezbędny do rychłej wymiany. Powiało zgrozą? To przyjrzyjmy się bliżej tej problematyce.
Okręty to nie tylko kadłuby
O sile floty oczywiście decyduje wiele różnych czynników, w tym ich liczba w poszczególnych klasach, jednak to co istotne to siła rażenia przenoszonego przez nie uzbrojenia. Gdy rozpoczynała się ostatnia dekada PRL, czyli 1 stycznia 1981 roku, w składzie naszej floty były: 1 niszczyciel rakietowy, 4 średnie okręty podwodne, 13 kutrów rakietowych, 8 kutrów torpedowych, 8 ścigaczy okrętów podwodnych, 23 trałowce bazowe i 5 kutrów trałowych, 23 średnie okręty i 18 kutrów desantowych oraz 14 okrętów i 25 kutrów patrolowych WOP. Wymieniono powyżej tylko te jednostki, które dysponowały określoną wartością bojową, choć oczywiście niektóre okręty specjalne i pomocnicze jednostki pływające miały montowane (lub mogły mieć) systemy artyleryjskie małych kalibrów, co jednak nie wpływało znacząco na podwyższenie ogólnego potencjału całości sił. Niestety, najmłodsze wiekiem z tego towarzystwa były ścigacze, patrolowce i część ODS-ów, a niszczyciel i okręty podwodne najstarsze, choć niszczyciel był modernizowany pod koniec lat. 60.
Gorzej od wielu samych kadłubów prezentowało się niestety uzbrojenie okrętów. Na pokładach wszystkich jednostek pływających pierwszego dnia nowej dekady było następujące uzbrojenie rakietowe, artyleryjskie i broń podwodna:
- 1 podwójna wyrzutnia rakiet przeciwlotniczych systemu M-1 Wołna-M;
- 52 wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych P-15;
- 2 wyrzutnie RBU-2500 (16-prowadnicowe) dla rakietowych bomb głębinowych RGB-25;
- 46 wyrzutni WM-18 (18-prowadnicowe) dla rakiet niekierowanych kalibru 140 mm;
- 71 wyrzutni kalibru 533 mm dla kilku typów torped parogazowych i elektrycznych do zwalczania celów nawodnych i podwodnych;
- 1 podwójna wieża artyleryjska z armatami kalibru 130 mm;
- 1 poczwórna wieża artyleryjska z armatami przeciwlotniczymi kalibru 45 mm;
- 108 stanowisk automatycznych typu AK-230M z podwójnie sprzężonymi armatami kalibru 30 mm;
- 25 stanowisk typu W-11M i 9 stanowisk typu 70-K, czyli podwójnie sprzężonych i pojedynczych armat kalibru 37 mm;
- 80 stanowisk typu 2M3M z podwójnie sprzężonymi armatami przeciwlotniczymi kalibru 25 mm;
- zrzutnie klasycznych bomb głębinowych były zamontowane na trałowcach, ścigaczach i patrolowcach;
- miny można było postawić z pokładu kutrów torpedowych, trałowców, ścigaczy i patrolowców.
Również i te liczby nie imponowały swoją wielkością, ale jeszcze gorzej to wyglądało, gdy popatrzyło się na wiek większości tego uzbrojenia. Trzon artylerii małego kalibru stanowiły systemy pamiętające koniec II wojny światowej lub lata tuż po niej. Mowa oczywiście o armatach kalibru 37 i 25 mm oraz wkm-ach 14,5 i 12,5 mm. Ale o nich za chwilę.
Na koniec tej pierwszej wyliczanki dodać trzeba, że dodatkowe stanowiska artyleryjskie kalibrów 37 i 25 mm oraz wkm-y przechowywano w składnicach na czas wojny. Miały one trafić na pokłady zmobilizowanych jednostek handlowych i rybackich.
Najważniejsze są rakiety
Najważniejsze było oczywiście uzbrojenie rakietowe. Podstawą siły uderzeniowej naszej floty były w tamtym okresie rakiety przeciwokrętowe P-15 systemu noszącego oznaczenie 4K30. Gdy wchodziły do uzbrojenia radzieckiej floty na przełomie lat 50. i 60. zrewolucjonizowały taktykę walki na morzu i składy flot. Po dwóch dekadach od zaprojektowania ich okres świetności zdecydowanie minął. Już na początku lat 70. odpowiednio przygotowany przeciwnik był w stanie obronić się przed nadlatującymi P-15. Na początku lat 80. zakładana skuteczność użycia opierała się głównie na zaskoczeniu i masowym odpaleniu większej liczby rakiet, dzięki czemu nawet przy skutecznej obronie do celu „coś” powinno dolecieć. Duży ładunek głowicy bojowej w dalszym ciągu gwarantował, że nawet po pojedynczym trafieniu cel miał być co najmniej niezdolny do dalszej walki.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2019