Uzbrojenie strzeleckie w powstaniu styczniowym
MICHAŁ MACKIEWICZ
Poszli nasi w bój bez broni...
– uzbrojenie strzeleckie w powstaniu styczniowym
Zagadnienie uzbrojenia strzeleckiego w powstaniu styczniowym 1863–1864 jest tyleż ciekawe, co skomplikowane. Zasób źródeł jest pokaźny: są relacje i liczne zdjęcia powstańców z bronią, są dokumenty urzędowe obu stron, w muzeach zachowano wiele zabytków – ale nadal nie możemy ustalić choćby ilości i określić konkretnych wzorów broni, używanych przez powstańców.
Powstanie styczniowe przypadło na okres bezprecedensowego rozwoju broni strzeleckiej. Jego początki związane są z wynalezieniem zapłonu kapiszonowego i wprowadzeniem go w niemal wszystkich nowoczesnych armiach świata na przełomie lat 30. i 40. XIX wieku. Kapiszon umożliwił także skonstruowanie pierwszego w pełni funkcjonalnego rewolweru – Colta Pattersona z 1836 roku, a także naboju scalonego (Lefaucheux, Dreyse). Kolejnym krokiem milowym w ewolucji broni palnej było upowszechnienie się karabinów gwintowanych i dostosowanych do nich nowych typów pocisków. Pozwalały one na szybkie ładowanie odprzodowej broni, a przy tym zapewniały doskonałe na owe czasy osiągi dzięki ścisłemu przyleganiu do bruzd w lufie. Wydłużone, zaokrąglone lub spiczasto zakończone pociski miały średnicę mniejszą od lufy, a po włożeniu wpasowywano je w gwint uderzeniami stempla (pocisk opierał się na ściankach węższej komory nabojowej – system Delvigne, lub na specjalnym trzpieniu – system Touvenina). Zwieńczeniem prac nad amunicją było przyjęcie w większości armii w latach 50. broni dostosowanej do pocisków ekspansywnych (system Minié) lub kompresyjnych (system Wilkinson-Lorenz), nie wymagających dobijania stemplem. W pierwszym przypadku wydatne wgłębienie w dennej części walcowatego pocisku powodowało spęcznienie ścianek w momencie strzału i tym samym dobre wpasowanie się w gwint. Amunicję Minié przyjęli u siebie m.in. Anglicy (w 1851 roku, dwa lata później udoskonalona) i Rosjanie (w roku 1854 pocisk belgijski Timmerhansa, od 1858 roku – pocisk francuski z metalowym czopkiem w dnie). W drugim z kolei systemie pocisk zamiast wgłębienia dennego miał na obwodzie głębokie bruzdy, które pod wpływem ciśnienia gazów prochowych umożliwiały jego ściśnięcie i skrócenie, a tym samym „wcięcie” się w bruzdy wewnątrz lufy. Amunicję kompresyjną przyjęto m.in. w Austrii oraz wielu krajach niemieckich. W latach 60. broń odprzodowa osiągnęła apogeum swojej doskonałości. Wtedy też nastąpił ostateczny koniec jej kariery, zapoczątkowanej przed bez mała 500 laty. Na polu walki pojawiły się karabiny i rewolwery odtylcowe. Zwiastunem nowej ery był pruski Zündnadel gewehr systemu Dreyse, ale jej krwawy świt nastąpił dopiero w roku 1866 na polach Sadowej (Königgrätzu), gdy Prusacy zmasakrowali uzbrojonych w odprzodowe karabiny Austriaków. Tymczasem wielkim poligonem doświadczalnym dla rozmaitych karabinów odtylcowych, zwłaszcza w formie karabinków kawaleryjskich, była amerykańska wojna secesyjna. Użyto tam m.in. wielostrzałowej broni magazynkowej dostosowanej do amunicji scalonej (Spencer, Henry).
Żywiołowy rozwój konstrukcyjny i niemal nieustanny proces przezbrajania się nowoczesnych państw (bywało, że w ciągu kilkunastu lat w różnych armiach wprowadzano kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt rozmaitych modeli karabinów, karabinków, pistoletów i rewolwerów) skutkował niespotykaną wcześniej mozaiką wzorów. Drugą młodość przeżywały setki tysięcy skałkówek, przerabianych masowo na kapiszonowce. Wykorzystywano je w służbie czynnej – w jednostkach garnizonowych bądź drugorzutowych, a część trafiła do rezerwy mobilizacyjnej przechowywanej w arsenałach. Nadmiar rozmaitej broni, zwłaszcza starszych wzorów sprawił, iż wiele krajów zainteresowanych było pozbyciem się jej przy pierwszej nadarzającej się okazji. A tych w siódmej dekadzie XIX wieku nie brakowało. Najpierw w Ameryce Północnej, gdzie od 1861 roku konfederaci i unioniści masakrowali się nawzajem wcale nie gorzej, niż Europejczycy w okopach Flandrii pół wieku później. Niemal cała Europa wysyłała za ocean olbrzymie ilości broni palnej (przede wszystkim Anglia i Austria, ale też kraje niemieckie, Włochy, czy Rosja), skutkiem czego, jak się ocenia, w wojnie secesyjnej używano ok. 370 wzorów broni strzeleckiej i to aż 65 kalibrów! Były to oczywiście przede wszystkim odprzodowe gwintówki, które odpowiadały za ok. 90% strat po obu stronach. Drugim konfliktem, dzięki któremu setki producentów i pośredników w handlu uzbrojeniem zbiło niemałe fortuny, było nasze powstanie styczniowe. I chociaż skala działań wojennych była nieporównanie mniejsza aniżeli w USA, to „głód” broni znacznie większy. Na teren zaboru rosyjskiego mogła trafić i zapewne trafiała, broń ze wszystkich niemal europejskich krajów.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2013