Walka o Księżyc (cz. II)

 


Waldemar Zwierzchlejski


 

 

 

Walka o Księżyc (cz. II)

 

 

 

13 i 16 lipca 1969 r. z Ziemi w kierunku Księżyca wystartowały dwa obiekty – radziecka automatyczna stacja Łuna-15 oraz amerykański załogowy statek Apollo-11. Obu postawiono identyczne zadanie – przy wiezienie pierwszej próbki gruntu z powierzchni naturalnego satelity naszej planety. Sowieci co prawda już w lutym definitywnie przegrali wyścig o umieszczenie na powierzchni człowieka, ale w tym starciu wcale nie stali na z góry przegranej pozycji, zwłaszcza, że nawet sami Amerykanie określali szanse powodzenie swojej misji na co najwyżej 50% (zobacz „Lotnictwo” 3/2009). Mieli też w pamięci, że w sprawie Księżyca „czerwoni” ubiegali ich za każdym razem – wykonali pierwszy przelot, pierwsze trafienie, pierwszą fotografię odwrotnej strony, pierwsze miękkie lądowanie na jego powierzchni, pierwsze wejście na orbitę, a nawet zakończony powrotem na Ziemię oblot. Stawką w wyścigu, najwyższą z możliwych, był ogólnoświatowy prestiż.



 

 


 
Wyścig do Księżyca zaczął się już niespełna rok po starcie pierwszego sztucznego satelity Ziemi. Jednak pierwsze dziesięć prób dostarczenia w jego pobliże, bądź na powierzchnię aparatury naukowej, czy wykonanie z bliska zdjęć powierzchni, podejmowanych naprzemiennie przez oba supermocarstwa, kończyło się nieodmiennie tak samo – wielce wówczas niedoskonałe rakiety nośne eksplodowały lub rozbijały się krótko po starcie, bądź też osiągały prędkości nazbyt różniące się od zakładanych i sondy mijały cel w odległości wielu tysięcy kilometrów. Pierwszym znaczącym sukcesem był lot Łuny-2, która 13 września 1959 r., jako pierwszy ziemski obiekt, uderzyła w Księżyc. Zainstalowana na niej aparatura pozwoliła z całą pewnością stwierdzić, że Księżyc pozbawiony jest pola magnetycznego. Niespełna miesiąc później, 18 października, Łuna-3 przekazała niewyraźne, ale jednak pierwsze zdjęcia odwróconej od naszej planety półkuli Księżyca. Przed inżynierami stanął teraz problem łagodnego osadzenia sondy na powierzchni.

Miękkie lądowanie – próbniki Je-6
Jest to zadanie niełatwe, ponieważ z powodu całkowitego braku atmosfery, nie można jej wykorzystać ani do zmniejszenia prędkości poprzez hamowanie aerodynamiczne całego aparatu, ani użyć spadochronów – cały manewr musi być przeprowadzony wyłącznie za pomocą silnika rakietowego. Oczywiście znaczną „okoliczność łagodzącą” stanowi fakt, że ze względu na sporo słabsze od ziemskiego ciążenie, spadający na Księżyc aparat osiąga maksymalną prędkość upadku ok. 2,63 km/s (w przypadku Ziemi wynosi ona 11,2 km/s). OKB-1, biuro S. P. Korolowa, zaprojektowało i zbudowało sondę Je-6, której rakietą nośną została 8K78, znana dziś pod nazwą Mołnia, najmocniejsza wówczas radziecka rakieta kosmiczna. Była ona kolejnym członkiem rodziny, opartej na bazie międzykontynentalnej rakiety balistycznej R-7. Oprócz nieznacznego wzrostu mocy silników RD-107 i RD-108 w pierwszych dwóch stopniach, powiększono nieco zbiorniki ich materiałów pędnych. Najważniejszą nowością było użycie nowego trzeciego stopnia biura OKB-154 S.A. Kosberga – Bloku-I (w tej wersji rakieta nosi nazwę Sojuz i jest stosowna do dziś) oraz, jako czwartego stopnia, Bloku-L zbudowanego w OKB-1. Rakieta została wyposażona w nowy system sterowania I-100 (NII-885 N. A. Piliugina) oraz system uruchomienia silników czwartego stopnia w warunkach nieważkości BOZ.
 
 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 7/2009

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter