Walther CCP: gazrurka po niemiecku

MARTIN HELEBRANT
Niemal 130-letnia historia firmy Carl Walther Waffenfabrik obfitowała w nietypowe rozwiązania i pionierskie okresy przecierania ścieżek – czy nowy Walther CCP okaże się kolejnym przełomem?
W wyścigu producentów broni Waltherowi szło różnie. Na początku, przed I wojną światową parł naprzód na czele peletonu. Potem uciekł z niego do przodu (PP/PPK, P.38), ale za nadmierny sukces i długoletnie zamówienia wojskowe na P1 zapłacił półwieczem ciągnięcia się w ogonie stawki i utratą sił do tego stopnia, że kolejny zryw i próba powrotu do czołówki (P88) o mało nie spowodowała wypadnięcia z wyścigu na dobre. Później jednak zmiana sponsora (Umarex) zaowocowała rewitalizacją i powrotem do czołówki za sprawą P99, a ostatnio Walther znów unosi się z siodełka i wyrywa naprzód, jak za dawnych dobrych czasów. PPQ (czyli unowocześniony P99) bije rekordy sprzedaży, kompaktowy PPS wciąż cieszy się powodzeniem, a dwudziestki dwójki sprzedają się jak świeże bułeczki: Walther znów zaczął się liczyć na rynku. I zaatakował nowym modelem – CCP.
Walther CCP
Skrót rozwija się jako Concealed Carry Pistol – pistolet do skrytego noszenia, co podkreśla charakter nowego modelu i określa jego przeznaczenie. To już trzeci w ciągu dekady po PK380 i PPS „kieszonkowy” (jak kiedyś nazywano broń podobnego formatu) subkompakt do samoobrony – i trzecia zasada uruchamiania automatyki. PK380 miał zamek swobodny, PPS – ryglowany przez przekoszenie lufy, a CCP wraca do zarzuconej ostatnimi czasy zasady zamka półswobodnego z gazodynamicznym opóźnieniem otwarcia zamka. Sposób działania tej broni jest prosty: lufa jest stała, jak w broni ze swobodnym odrzutem, ale w bocznej ściance jest wywiercony otwór, przez który gazy przedostają się do komory gazowej umieszczonej w szkielecie równolegle pod lufą (w tym przypadku – wewnątrz obsady lufy). Tam działają na tłok, połączony z przednią częścią płaszcza zamkowego, odpychając za jego pośrednictwem zamek w przód, do chwili gdy pocisk opuści lufę. Kiedy napór gazów ustaje, odrzut może wreszcie otworzyć zamek, gdy jego bezwładność przeważy nad spadającym ciśnieniem gazów. Od tej pory pistolet działa jak każda broń uruchamiana odrzutem zamka – z tą różnicą, że w momencie gdy tłok minie otwór gazowy, gazy pozostałe w rurze zostają odcięte i pełni ona z kolei rolę amortyzatora odrzutu, ograniczając siłę, z jaką zamek uderzy na koniec w szkielet. To pozwoliło zbudować szkielet z plastiku, chroniącego rękę strzelca przed oparzeniem o części metalowe nagrzewające się przy intensywnym strzelaniu.
Gazrurka kontratakuje
Pomysł jako taki wcale nie jest nowy, bo pierwszy patent na tego typu pistolet otrzymał jeszcze w roku 1910 Norweg Ole Herman Johannes Krag, choć dosłownego wdrożenia doczekał się dopiero w Chinach, niemal sto lat później (STRZAŁ 7-8/13). Sam pomysł przyjął się jednak już znacznie wcześniej, w przetworzonej postaci i głównie w modelach z kręgu niemieckojęzycznego: karabinie VG 1-5 Karla Barnitzkego z roku 1944 i 30 lat późniejszym austriackim pistolecie Steyr GB (STRZAŁ 7/08) – obu z komorą gazową opasującą lufę, oraz w rówieśniku GB, niemieckim HK P7 (STRZAŁ 8/05), w którym po raz pierwszy komorę gazową umieszczono wzorem Kraga pod lufą. Także pomysł połączenia plastikowego szkieletu z tą zasadą działania nie jest specjalnie nowy – tu palma pierwszeństwa przypadła Alexandrowi de Plessis z RPA, którego kompaktowy pistolet ADP Mk II z przełomu lat 80. i 90. utorował drogę do słynnego w kręgach miłośników odjechanego wzornictwa Vectora CP1.
Wracając do cyklu automatyki CCP – zamek zamortyzowany gazami uderza w szkielet, łuska trzymana w czółku wyciągiem uderza w wyrzutnik i zostaje usunięta z broni. Napięta w ruchu zamka w tył sprężyna powrotna sprawi (wraz ze sprężonymi tłokiem gazami), że zamek rusza w przednie położenie, odsłaniając na powrót otwór gazowy, przez który resztka gazów powróci do lufy, a z niej uleci do atmosfery. Powracający zamek wybiera nowy nabój z magazynka, dosyła go do komory nabojowej i zamyka przewód lufy. Iglica przechwycona przez zaczep spustowy napina sprężynę uderzeniową przy ruchu zamka w przód – więc po zwolnieniu spustu (resetującym mechanizm spustowy), broń jest ponownie gotowa do strzału.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 2-3/2015