Walther P99

 


LESZEK ERENFEICHT


 

 

 

Walther P99:

 

Pistolet Bonda dla dzielnicowego

 

 

Nasza Policja nosi w swoich kaburach już 100 000 egzemplarzy pistoletu, którym w czterech ostatnich filmach posługiwał się James Bond, najsłynniejszy agent Jej Królewskiej Mości. Nosi – i narzeka bez przerwy. Więc jak to jest z tym P99 i skąd się on wziął?

 



Lata 80. ubiegłego wieku były chyba najtrudniejszym okresem w stuletniej wówczas historii firmy Carl Walther Waffenfabrik. Pomijając perturbacje własnościowo-majątkowe i problemy zdrowotne jedynego spadkobiercy, zakład miał jeszcze problem natury zasadniczej – brak nowoczesnego pistoletu bojowego, który mógłby stać się nowym sztandarowym produktem firmy. Konserwatyzm Bundeswehry, która utrzymywała zakład w Ulm zamawiając kolejne partie P1, ledwo zmodernizowanego hitlerowskiego P.38 (STRZAŁ 5-6/10), przyczynił się do utrwalenia Dzwonkiem ostrzegawczym był konkurs na pistolet policyjny PSP w drugiej połowie lat 70., do którego fabryka stanęła z kolejnymi wcieleniami P.38, pistoletami P4 i P5. Niemiecka policja, podlegająca władzom poszczególnych krajów związkowych RFN podzieliła się wówczas, odchodząc od zunifikowanego do tej pory uzbrojenia, którego monopolistycznym nieomal dostawcą był dotychczas Walther. W 1976 roku po raz pierwszy ten monopol pękł, gdy większość zachodnich i południowych regionów wybrała ultranowoczesne P6 (SIG Sauer P225) i P7 (HK), choć część wpływowych i ludnych landów środkowych i północnych Niemiec pozostała przy Waltherach P5.

Manowce
Ten dzwonek usłyszano w Ulm i nie czekano na dalszy rozwój wypadków z założonymi rękami. Choć co prawda złośliwi dodają, że może bezczynność przyniosłaby mniejsze straty i wcześniej odarła Walthera ze złudzeń. Już pod koniec 1978 roku, po otrzymaniu wytycznych konkursu US Army na broń krótką, rozpoczęto zakończone cztery lata później prace nad pistoletem nowej generacji, z dwurzędowym magazynkiem i ryglowaniem przez przekoszenie lufy. Broń ochrzczono w roku 1980 Typem 88, a potem Pistoletem 88 (P88) od numeru katalogowego „88”, którym oznaczano rysunki (potem poprzedzał on numer seryjny). P88 nie był jednak konstrukcją zbyt udaną i odpadł już w pierwszej fazie konkursu XM9, w styczniu 1984 roku. Jakby tego ciosu nie było dość, 1 czerwca 1986 roku Bundeswehra ogłosiła jednostronne rozwiązanie kontraktu na dostawę P1 i „rychłe” rozpoczęcie prac nad wyborem następcy, co jak wiemy (STRZAŁ 6/10) nastąpiło jednak dopiero 10 lat później, gdy następcą P1 został HK USP (P8). W styczniu 1987 roku Walther robił jeszcze dobrą minę do złej gry, wprowadzając P88 na rynek cywilny, ale podtrzymywana przez prasę fachową zła sława pistoletu odrzuconego przez Amerykanów nie poprawiła wcale wyników sprzedaży. Była to broń całkiem zgrabna (zwłaszcza w odmianie P88 Compact, STRZAŁ 7-8/10) i nowoczesna, realizująca klasyczne założenia konstrukcyjne Cudownych Dziewiątek, ale spóźniona o dobrą dekadę – jej w całości metalowa konstrukcja z klasycznym kurkowym mechanizmem spustowo-uderzeniowym SA/DA i bezpiecznikiem nastawnym-zwalniaczem kur ka, była skrojona pod skrajnie konserwatywny gust US Army. Po rewolucji, jaką wywołał Glock swoim iglicowym pistoletem z polimerowym szkieletem i wyłącznym częściowym samonapinaniem, mało kto chciał już kupować pistolet wykonany tradycyjnymi technikami wytwarzania, co windowało cenę do poziomu nie do przyjęcia dla nabywców. Wraz z (przejściowym) załamaniem sprzedaży pistoletów rodziny PP/PPK, doprowadziło to stuletnią firmę na skraj przepaści. Brak odważnej decyzji, by rzucić się głową naprzód w nowe technologie sprawił, że Walther zainwestował olbrzymie pieniądze w poprawianie pistoletu, na który nie było rynku. Wprowadzony ostatecznie w roku 1990 P88 Compact nie miał poza nazwą wiele wspólnego ze swym pierwowzorem. Klęska była nieunikniona, tym bardziej że branża w ogóle przeżywała wielki kryzys związany z końcem Zimnej Wojny i nikt się nie palił do przejmowania upadającej firmy.

A choćby i gazówki...
Carl Walther Waffenfabrik GmbH założona w roku 1886 w Zella St. Blasii koło Suhl w Tu - ryngii (od 1919 roku miasto, po połączeniu z sąsiednim Mehlis, funkcjonuje jako Zella- Mehlis), po wojnie odtworzona w zachodnioniemieckim Ulm nad Dunajem praktycznie od zera, miała wielkie tradycje, ale stulecie swego istnienia powitała z nie mniejszymi od nich stratami i długami. Do tej pory była firmą rodzinną, od założenia pozostając pod zarządem kolejnych potomków Carla Walthera: jego syna Fritza, wnuka Karl-Heinza, a następnie kuzyna tego ostatniego, Hansa Fahra. W tym czasie firma coraz bardziej odstawała od głównego nurtu, gubiąc kontakt z czołówką i nowoczesnymi technologiami, koncentrując się na broni sportowej, która była konikiem dwóch ostatnich prezesów, kosztem broni wojskowej i policyjnej, stanowiących główne źródło utrzymania. Ko niec Zimnej Wojny, a z nią utrata ostatnich zamówień wojskowych, rozpoczął powolny zjazd w nicość. Na przełomie lat 80. i 90. Walther, poszukując środków na bieżącą działalność, skierował wzrok na kwitnącą wówczas branżę broni niewymagającej pozwolenia – pistoletów gazowych i alarmowych. Najpopularniejsze modele gazówek były wzorowane na Waltherach, zwłaszcza PPK, pistolecie Jamesa Bonda, ale firma nic z tego nie miała. Może gdyby weszła na ten rynek, oferując pistolety nie tylko o kształcie, ale i z logo Walthera, ta sytuacja mogłaby się zmienić. Tylko skąd wziąć na to pieniądze?

Umarex: tak dalecy, a tak bliscy
Rozwiązanie znalazło się bardzo szybko – i to niemal w rodzinie. Potentatem na rynku broni gazowej był koncern, który swe istnienie zawdzięczał Waltherowi. W latach 30., jeszcze w Turyngii, jeden z dyrektorów Walthera, Walter Riem, odkrył możliwości tkwiące w wielkim i słabo zagospodarowanym do tej pory segmencie rynku – broni nie wymagającej zezwolenia. Potentatem na nim była firma Em- Ge (Moritz & Gerstenberger), ale nie dawała rady z zaspokojeniem popytu, a poza tym jej główny udziałowiec miał kłopot ze spełnieniem wymagań ustaw norymberskich i fabryce groziła „aryzacja”. Riem chciał wejść na ten rynek z własnej konstrukcji pistoletem gazowo-alarmowym, ale nie miał gdzie go produkować. Fritz Walther nie był zainteresowany produkcją gazówki, bo z kolei miał problemy z zaspokojeniem olbrzymiego popytu Brunatnych Koszul na PP/PPK. Cenił jednak bardzo Riema – na tyle, by wejść do jego firmy jako cichy wspólnik i sfinansować uruchomienie produkcji pistoletów gazowych marki Perfecta kalibru 6 mm. Po wojnie Riemowi udało się ujść na Zachód, podobnie jak Fritzowi Waltherowi, którego jednak nie było już teraz stać na dalszy udział w spółce. Riem z nowym wspólnikiem, Waltherem Mayerem, założył w roku 1952 w zachodnioniemieckim Neheim-Hüsten nową fabrykę Perfecty, spółkę komandytową Mayer & Riem KG. Powojenne Perfecty były oznaczane utworzoną od nazwisk wspólników marką „MaRie”. Po śmierci Riema w roku 1972 firma zmieniła nazwę na UMA Mayer & Ussfeller GmbH, zmienił się także adres, gdyż Neheim-Hüsten zostało wchłonięte przez Arnsberg, którego stało się dzielnicą. W połowie lat 70. UMA wykupiła jednego z najpoważniejszych konkurentów, firmę Reck Sportwaffen fabrik Karl Arndt i nazwa zmieniła się ponownie, tym razem na UMARECK. W miejsce niezmienionej od niemal pół wieku Perfecty na naboje startowe 6 mm w szufladkowym przesuwnym magazynku, pojawiły się przejęte od Recka modele na najmodniejszy na rynku nabój 8 mm Knall. Wówczas też pojawiła się pierwsza gazowa replika prawdziwego pistoletu Perfecta Mod. FBI 8000 (świadectwo atestu Federalnego Laboratorium Fizyczno-Technicznego – Physikalisch Technische Bundesanstalt, PTB – numer 196), naśladująca kształty Walthera PPK. Co ciekawe, równolegle z nią firma produkowała noszącą tę samą nazwę inną gazówkę – Recka Mod. FBI 8000 (PTB 287), będącą kontynuacją starego Recka G5 (PTB 12) z roku 1970. Ten dualizm skończył się w roku 1978, gdy nowe kierownictwo Umarecka przystąpiło do ostatecznego glajchszaltowania firmy i pozostawiając starą markę konkurenta na produktach, nazwę firmy zmieniło na Umarex. PTB 196 ustąpił wtedy miejsca kolejnej replice Walthera PPK, modelowi PK800, który rozpoczął epokę hukowych replik prawdziwej broni, w odróżnieniu od pierwszej generacji „na motywach” pierwowzorów.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 2/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter