Wiatrówkowa tetetka

 


HUBERT GIERNAKOWSKI


 

 

 

Wiatrówkowa tetetka (z gwiazdką)

 

 

Zawsze byłem fanem strzelających replik broni palnej, tym bardziej jeśli były to „prawdziwe” wiatrówki, a nie plastikowo-kulkowe airsofty. Z tym większą radością wziąłem się za testowanie pneumatycznej repliki słynnej tetetki – pistoletu wz.33 rodem z ZSRR.

 



Na początku drobna uwaga natury filozoficznej, czy może raczej światopoglądowej. Otóż o ile bardzo lubię wszelkie zabawkowe imitacje prawdziwej broni – tym dla mnie są one ciekawsze, im bardziej szczegółowo odtwarzają oryginał – o tyle z mieszanymi uczuciami podchodzę do prawdziwej broni w wersji pneumatycznej, hukowej czy pozbawionej tzw. „cech użytkowych”. Nie rozdzielając włosa na czworo powiem tylko, że moim zdaniem zabawka powinna być zabawką, zostawiając odpowiedni dystans niedomówienia oraz jednoznacznie odróżniając się od tego, co z definicji zabawką być nie powinno. Wiatrówki są przede wszystkim dla dzieci, mają rozbudzić w nich odpowiednie zainteresowania i nauczyć podstawowych nawyków obsługi broni. Dlatego osobiście wolę crosmanowskiego Makarowa (STRZAŁ 7-8/09) i tetetkę od rosyjskich „oryginalnych” wiatrówek, zrobionych przy użyciu przerobionych części prawdziwych pistoletów wz.33 i PM, przeznaczonych raczej dla osób dorosłych, jako swoisty ersatz broni palnej, do której dostępu mieć oni nie mogą. Bo ja w ogóle wolę nazywanie rzeczy po imieniu i nie przepadam za ersatzami...

Pierwsze wrażenie
Powiadają, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. W tym wypadku wiele zależy od tego, czy strzelec jest prawo- czy leworęczny. Bo świeżo wzięty do ręki pistolet ogląda się przede wszystkim od niejako wewnętrznej strony: praworęczna osoba patrzy na lewą stronę broni, leworęczna odwrotnie. A crosmanowska tetetka lewy profil ma i owszem, niczego sobie, za to na prawym – pozostając przy tej profilowo-twarzowej przenośni – ślady po ospie i paskudną krostę. Oczywiście, te niedoskonałości można częściowo przypudrować, częściowo wyleczyć (dla tetetki lekarstwem byłaby watka z lekkim rozpuszczalnikiem), tragedii nie ma, ale owe pierwsze wrażenie pozostaje, niestety, na długo. Chodzi mi o koszmarny, wymalowany po lewej stronie na zamku szarą farbą napis „C*TT”, który merytorycznie niczym się nie tłumaczy, a jako dowcip jest bardzo słaby. Lepiej było pozostawić prawą stronę zamka w gładkiej czerni lakieru piecowego, który wygląda ładnie i zupełnie by wystarczył, albo przenieść tu napisy ze strony lewej – te być muszą, ze względu na amerykańskie przepisy, a że wykonano je delikatną kreską i małą czcionką, nie szpecą pistoletu. Dodatkowo po prawej stronie straszy szereg otworków kryjących łby śrubek scalających połówki szkieletu oraz dwa kołki utrzymujące wkładkę w przedniej części zamka, a także dziwnie wyglądający spust, efekt konieczności zamiany rzeczywistego obrotowego ruchu języka na wizual nie wzdłużnie przesuwny, niczym w oryginale. Reszta wiatrówki jest proporcjonalna i dobrze wykonana, a zewnętrzne podobieństwo do prawdziwego pistoletu TT jest uderzające. Nieco gorzej przedstawia się sprawa opakowania – wykonane z grubej tektury pudełko jest eleganckie i niczym pewnie by się nie wyróżniało, gdyby nie szata graficzna, zaiste zdumiewająca. Po pierwsze na poszczególnych ściankach pudełka znaleźć możemy aż pięć konterfektów pistoletu, za to wszystkie tylko z owego mniej korzystnego, prawego profilu – w tę stronę także jest skierowana wiatrówka zapakowana w pudełko. Cóż, moim zdaniem znacznie lepiej byłoby eksponować drugą stronę, ale to w sumie drobiazg. Gorzej, że całe pudełko pokryto napisami, które zapewne w zamyśle autorów miało dać wizualny efekt języka rosyjskiego, pozostawiając możliwość ich odczytania przez osoby rosyjskiego nieznające. Napisy są bowiem po angielsku i francusku, co jest często stosowaną manierą opisywania amerykańskich zabawek – być może chodzi o rynek kanadyjski, albo o nadanie przedmiotowi „europejskiego” sznytu, bo w USA sznyt europejski to sznyt paryski. Wszystko pięknie, tyle że napisy wykonano alfabetem... greckim! Zupełnie kuriozalnym w kontekście rosyjskiego pistoletu TT. Pudełko zdobią też stylizowane (ale bardzo umownie) gwiazdy z sierpem i młotem, a wewnątrz znajdziemy obrazek (także stylizowany) żołnierza w hełmie i mundurze. Tyle, że ma on wyraźnie rysy twarzy... Benito Mussoliniego. Słowem, jakieś całkowite pomieszanie z poplątaniem, typowo jankeski stosunek do Europy, historii i takich tam dupereli. Może to i zabawne, ale mnie szkoda całkiem fajnego pistoletu, który zapewne czerwieni się ze wstydu w tym czerwonym pudle. Do tej konwencji zdecydował się dostosować niestety także polski importer, używając w reklamie C*TT zdjęcia żołnierzy... niemieckich, z pistoletami Parabellum w ręku.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 6/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter