„Wilk” i „Wilczek”
Andrzej Olejko
„Wilk” i „Wilczek”
– zabójczy duet, czyli 444 dni działań
na trzech oceanach
W okresie Wielkiej Wojny historia niemieckiego krążownika pomocniczego Wolf (pol. wilk), z wodnosamolotem pływakowym o subtelnej nazwie Wölfchen (pol. wilczek) na jego pokładzie, zelektryzowała cały świat. Imponująco długi rejs korsarza, poszukiwanego przez kilkadziesiąt okrętów alianckich, siejącego strach i zamieszanie na brytyjskich liniach żeglugowych na Oceanach Atlantyckim, Indyjskim i Spokojnym, był dowodem na to, jak poważne zagrożenie może stanowić umiejętnie dowodzony pomocniczy okręt wojenny na wodach, gdzie się go zupełnie nie spodziewano. Był to zarazem pierwszy w historii przypadek zastosowania wodnosamolotu na pokładzie okrętu w tak długim okresie i w tak ekstremalnie zmieniających się warunkach hydrometeorologicznych.
![](files/artykuly/morze_statki_okrety/97_2011_06/8.jpg)
Komandor ppor. Karl August Nerger, należący do doświadczonych oficerów Kaiserliche Marine, otrzymał polecenie objęcia dowództwa krążownika pomocniczego. Przeszukując doki i baseny Hamburga, odkrył i wybrał zwodowany 8 marca 1913 r. frachtowiec o niewielkim stażu w morskim pływaniu oraz czarnym kadłubie, od którego wzięła się nazwa „czarny korsarz”. Tym nowoczesnym parowcem był Wachtfels – zbudowany we Flensburgu statek handlowy bremeńskiej linii D. D. G. Hansa. Nerger polecił go zakupić i tym sposobem został on wcielony do służby w niemieckiej marynarce wojennej. Jego ładownie, mogące być zamienionymi na kwatery załogi lub więzienie dla jeńców, mogły też pomieścić dodatkowy zapas węgla oraz min morskich. Rozkazy dla dowódcy Wolfa na czas planowanego rejsu obejmowały zaminowanie wejść do najważniejszych portów Indii Brytyjskich, Birmy, Malajów i brytyjskiej Afryki Południowej oraz krzyżujące się tam szlaki handlowe. Rozkazy operacyjne natomiast brzmiały: zaminować główne porty – Kolombo, Bombaj, Karaczi, Kalkutę, Rangun, Singapur i Kapsztad, a po wykonaniu zadania prowadzić zwalczanie żeglugi aż do wyczerpania środków. Z powiększonym ładunkiem węgla, płynąc z prędkością ekonomiczną, „Wilk” mógł pozostawać w morzu sześć miesięcy bez konieczności zawijania do portów w celu uzupełniania zapasów paliwa oraz żywności i wody, czyli wystarczająco długo, by dotrzeć na Ocean Indyjski i wrócić do Kilonii. Nerger w rozmowie z dowódcą Hochseeflotte, a potem całej floty niemieckiej, adm. Reinhardem Scheerem, zaskoczył go stwierdzeniem, że chce operować na morzu przez rok, licząc na zdobywanie żywności, a głównie węgla z zatrzymanych i przejętych statków przeciwnika, choć zachodziła obawa, iż załoga może tego okresu poza portem nie wytrzymać, gdyż dotąd żaden parowiec handlowy tak długo nie przebywał na morzu.
Powstaje duet
Przez sześć miesięcy trwały prace przygotowawcze na parowcu w Stoczni Cesarskiej w Wilhelmshaven, gdzie statek miał wymalowaną na kadłubie fałszywą nazwę Jupiter. Przygotowując się na przyjęcie na pokład setek jeńców przerobiono jego ładownie na tymczasowe cele, kwatery i kajuty dla powiększonej załogi, magazyny torped i min oraz zainstalowano hamaki, stoły i ławki. Wycięto otwory w pokładach i płyty stalowe zastąpiono opuszczanymi klapami celem ukrycia pod pokładem armat oraz wyrzutni torped. Na rufie zamontowano podobne klapy zamykające zrzutnie min. Na jednostce zainstalowano najlepsze radioodbiorniki i nadajniki, gdyż zespół siedmiu radiooperatorów i deszyfrantów miał podczas rejsu stale przeszukiwać lokalne częstotliwości z zamiarem ustalania ruchów obcych statków oraz rozmieszczenia wrogich okrętów wojennych (jednostka korsarska nie powinna była teoretycznie wysyłać sygnałów celem zachowania ciszy radiowej, ale mogła je odbierać z wieży transmisyjnej Telefunkena w Nauen, położonym 18 km na zachód od Berlina). Na pokładzie Wolfa zamontowano 6 armat kal. 150 mm L/40 (po dwie na każdej stronie pokładu dziobowego i po jednej z obu stron rufy, siódmą ulokowano na pokładzie rufowym i zakamuflowano składaną osłoną z brezentu, co najmniej pięć z nich pochodziło z rozbrojonego pancernika Zähringen), pod pokładem zmagazynowano trzy mniejsze armaty, kal. 52 mm oraz 16 torped do czterech pojedynczych wyrzutni kal. 500 mm. W ramach kamuflowania jednostki zamontowano teleskopowe maszty, komin pokryto dodatkowym płaszczem, którego wysokość i obwód można było zmieniać. Na rufie zainstalowano wytwornicę zasłony dymnej, a warsztat wyposażono w różne farby pozwalające na przemalowanie statku podczas rejsu na dowolny kolor. Załogę prawie w całości stanowili marynarze z ex Belgravii, uzupełnieni personelem pokładowym w wyniku naboru dokonanego przez dowódcę – łącznie 349 ludzi. W celu zgrania ludzi Nerger przez kilka miesięcy prowadził ćwiczenia na Bałtyku – działoczyny, ataki torpedowe oraz zatrzymanie i zajmowanie statku jako pryzu – przepływając tam przez Kanał Kiloński i pokazując dotychczasową nazwę Jupiter, co odnotował wywiad aliancki. Pod koniec października 1916 r. dowódca okrętu uznał, że jego jednostka jest gotowa do wyjścia w morze i w początkach listopada pod osłoną nocy Wolf spotkał się na morzu ze stawiaczem min, z którego przeładowano do ładowni rufowej gotującego się do akcji korsarza 465 kontaktowych min morskich o masie 180 kg każda (łącznie ponad 100 t, wliczając tu zapewne wózki kotwiczne). Ponadto w Wilhelmshaven zamontowano dodatkowy żuraw na rufie, przeznaczony do wodowania wodnosamolotu, którym był pływakowy Friedrichshafen FF-33E (nr 841), mogący jako „oczy okrętu” pozostawać w powietrzu ponad pięć godzin. Maszyna ta była najbardziej znaną niemiecką konstrukcją lotniczą z grona wodnosamolotów, jakie opuściły zakłady Flugzeugbau Friedrichshafen GmbH w południowej Bawarii. Wraz z załogą w składzie: pilot Oberflugmeister Paul Fabeck oraz por. Mathäus Stein 11 listopada 1916 r. został dostarczony drogą powietrzną z wytwórni do Stacji Lotniczej w Borkum (rozkaz przelotu pilot otrzymał rankiem 9 listopada 1916; 11 tm. o godz. 17.00 załoga dostała polecenie startu na nowym wodnosamolocie do Kilonii). Obaj lotnicy mieli spore doświadczenie bojowe, gdyż należeli do grona załóg wodnosamolotów, które operowały nad Morzem Północnym (w grudniu 1915 r. Fabeck oraz Stein brali udział w locie dwóch wodnosamolotów pływakowych przeciwko żegludze obrzucając bombami brytyjski parowiec, odtąd zaprzyjaźniając się). 14 listopada 1916 r. załoga wykonała swym wodnosamolotem przelot do Stacji Lotniczej Kilonia Holtenau. Z powodu awarii silnika (zanieczyszczone paliwo) o 15.30 musiano przymusowo wodować, lecz w ciągu 15 minut wymieniono filtr paliwa, by po ponownym starcie w zapadających ciemnościach i w fatalnych warunkach pogodowych dolecieć do Grosser Binnensee (20 minut od Kilonii), a 16 listopada dotrzeć do celu. Tam też FF-33E został przydzielony do krążownika pomocniczego, którego wyjście w morze okryte było ścisłą tajemnicą. 21 listopada załoga wodnosamolotu otrzymała od swego nowego przełożonego pierwszy rozkaz i po starcie o godz. 08.00 wykonała lot nad Bałtykiem, po czym po wodowaniu dwie godziny później na otwartym morzu obok burty Wolfa wodnosamolot podniesiono wspomnianym żurawiem na pokład. Wieczorem przyszły „zabójczy duet” dotarł do Kilonii. Demontaż, montaż i magazynowanie wodnosamolotu należały do zadań lotników – w ciągu dnia wszystko, co mogłoby świadczyć o pobycie maszyny na okręcie znikało w jego wnętrzu (kadłub składano do drewnianej skrzyni, zaś skrzydła opuszczano do magazynu z minami).
![](files/artykuly/morze_statki_okrety/97_2011_06/8.png)
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 6/2012