Wojna na Bałtyku 1941–1945
Władimir Bieszanow
Sowiecka i niemiecka flota:
wojna na Bałtyku 1941–1945
W przededniu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Flota Bałtycka była najsilniejszą z flot ZSRR. W jej skład wchodziły 2 okręty liniowe, 2 krążowniki, 21 niszczycieli, 69 okrętów podwodnych, 6 stawiaczy min, 33 trałowce, 7 dozorowców, 2 kanonierki, 48 kutrów torpedowych, 26 kutrów i wiele innych jednostek specjalnych i pomocniczych. W obronie wybrzeża znajdowały się 424 działa dużych kalibrów, w brygadach lotniczych i eskadrach — 656 samolotów. Organizacyjnie flota składała się z eskadry, oddziału sił lekkich, dwóch brygad okrętów podwodnych, dwóch brygad kutrów torpedowych, jednostek obrony wybrzeża, sił i środków obrony przeciwlotniczej, sił lotniczych a także jednostek specjalnego i tyłowego zabezpieczenia. System bazowania obejmował najważniejszą bazę morską w Tallinie, bazy morskie Hanko, Kronsztadzką, Przybałtycką, a w jej składzie – Libawską. Całym tym „gospodarstwem” kierował wiceadmirał W. F. Tribuc, który w ciągu dwóch lat czystek w siłach zbrojnych przeszedł drogę od mostka kapitańskiego niszczyciela do stanowiska dowódcy floty — stając się czwartym dowódcą floty w ciągu ostatnich czterech i pół przedwojennych lat.
Planując przyszłe operacje sowieccy teoretycy morscy wyszli z założeń, przedstawionych w projekcie Regulaminu polowego RKKA z 1939 r.: jeżeli wróg narzuci nam wojnę, Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona będzie najbardziej napastniczką z wszystkich armii, które kiedykolwiek napadały. Wojnę będziemy prowadzić ofensywnie, przenosząc ją na terytorium przeciwnika.
Komisarz ludowy Marynarki Wojennej ZSRR admirał N. G. Kuzniecow w dyrektywie z 26 lutego 1941 r. sformułował zadania, stojące przed Flotą Bałtycką: zerwać wysadzenie desantów morskich przeciwnika na wybrzeżu Bałtyckim i Wyspach Moonsundzkich; rozbić flotę niemiecką przy jej próbach przeniknięcia do Zatoki Fińskiej, zniszczyć floty Finlandii i Szwecji w przypadku ich wystąpienia przeciwko ZSRR; współdziałać z wojskami lądowymi na półwyspie Hanko; zabezpieczyć w pierwszych dniach wojny przerzut jednej dywizji strzeleckiej z wybrzeża Estonii na Hanko, być także w gotowości do wysadzenia desantu na Wyspach Alandzkich; przerwać morskie szlaki komunikacyjne przeciwnika na Morzu Bałtyckim i w Zatoce Botnickiej; współdziałać z wojskami Leningradzkiego Okręgu Wojskowego, zabezpieczając ich skrzydła i niszcząc obronę wybrzeża przeciwnika; na jeziorze Ładoga zniszczyć flotyllę fińską. Warianty niesprzyjającego rozwoju wydarzeń na kierunkach nadmorskich w dyrektywie nie były rozpatrywane, zadań obronnych przed flotą nikt nie stawiał. Nawigatorzy 1. minowo-torpedowego oraz 37. i 73. pułku bombowego lotnictwa Floty Bałtyckiej na swoich mapach wytyczali trasy dolotu do Tylży, Piławy, Królewca i Gdańska. Podstawowe siły Kriegsmarinie zostały skierowane przeciwko Wielkiej Brytanii. Zniszczenie Floty Bałtyckiej Hitler planował osiągnąć w wyniku wykonania uderzeń z powietrza i zajęcia jej baz od strony lądu. Cel ten miały urzeczywistnić wojska Grupy Armii „Północ” pod dowództwem feldmarszałka Wilhelma von Leeba. Siły morskie zaś miały, unikając dużych operacji, blokować okręty sowieckie, ochraniać własne wybrzeże i zabezpieczyć swoje szlaki komunikacyjne na teatrze.
Do działań na Bałtyku Niemcy wydzielili 28 kutrów torpedowych, 7 patrolowców, 10 stawiaczy min, 5 trałowców i 5 małych okrętów podwodnych. Plany operacyjne dowództwa niemieckiego sprowadzały się do tego, żeby słabymi siłami, ale bardzo umiejętnie wprowadzić flotę sowiecką w trudne położenie drogą postawienia aktywnych zagród minowych. W tym celu sformowano trzy grupy minowe, do których dodano dwie flotylle kutrów torpedowych i dwie flotylle trałowców. W okresie od 20 do 23 czerwca 1941 r. grupy te w sposób skryty postawiły 1062 miny i 368 ochraniaczy pól minowych w strefie operacyjnej Floty Bałtyckiej. Jak przeciwnikowi udało się wszystko to zrobić w warunkach absolutnego panowania floty sowieckiej, pod samym jej nosem, przy czym w warunkach białych nocy – pozostaje do dziś tajemnicą. Ani sowieckie dozorowce, ani wylatujące na rozpoznanie po kilka razy na dobę wodnosamoloty niczego podejrzanego nie zauważyły.
Jak twierdzi kontradmirał N. M. Sobolew, służący w Zarządzie Operacyjnym Głównego Sztabu Morskiego, sowiecki wywiad wykrył obecność niemieckich stawiaczy min w portach fińskich i dowództwu było wiadomo, że przybyły one tu nie na odpoczynek, a z konkretnym celem wojennym. Jednak my do tego faktu nie przywiązaliśmy należytego znaczenia. Odpowiednio oceniliśmy go dopiero wtedy, kiedy stawiacze min wykonały już swoje zadanie. Niemcy kontynuowali wojnę minową i do 10 lipca 1941 r., nie napotykając jakiegokolwiek przeciwdziałania, tylko w Zatoce Fińskiej postawili 1738 min i 1659 ochraniaczy pól minowych.
Okręty sowieckie na podstawie rozkazu z Głównego Sztabu Morskiego stawiać miny całą dobę, wykorzystać wszystko, co tylko można, zajmowały się tym samym, ustawiając u wejścia w Zatokę Fińską pozycję minowo-artyleryjską według planów z czasów admirałów N. O. Essena i A. W. Kołczaka (a więc pierwszowojennych! – przypis tłum.). Dopiero stosunkowo niedawno rosyjscy historycy morscy uznali że stworzenie pozycji minowo-artyleryjskiej u wejścia w Zatokę Fińską nie miało sensu, ponieważ działań aktywnych flota niemiecka na Bałtyku nie prowadziła. Przy tym ani przed wojną, ani wraz z jej początkiem nikt nie zorganizował trałowania kontrolnego, wszak zgodnie z „szablonem”, to nieprzyjacielskie okręty z desantami na pokładzie powinny były zmierzać ku sowieckiemu wybrzeżu i ginąć na sowieckich minach. W praktyce wszystko potoczyło się odwrotnie. Już w nocy na 23 czerwca, oddział okrętów minowych, który wyszedł z Tallina, znalazł się na niemieckiej zagrodzie minowej.
Oto co napisał o tej operacji kontradmirał N. M. Sobolew: Okręty stawiały miny w Zatoce Fińskiej przy najważniejszej bazie floty – Tallinie. Działały nocą. Przeciwnika w rejonie nie było, stawianiu zagród minowych nikt nie przeszkadzał. I w tych warunkach dowództwo Floty Bałtyckiej skierowało krążownik Maksim Gorkij i niszczyciele do osłony stawiaczy min. Czy była potrzebna taka osłona? W żadnym wypadku. Tym nie mniej, okręty osłony wypłynęły w morze, dlatego że tak to przewidywano planem i w klasycznych rozwiązaniach. Ale tego, żeby wydać rozkaz oczyszczenia z min rejonu manewrowania oddziału okrętów nikt już się nie domyślił. Takiego punktu w planach nie było. W sumie ciężkich uszkodzeń doznał krążownik Maksim Gorkij i niszczyciel Gordyj, zatonęły niszczyciel Gniewnyj i trałowiec T-208 Szkiw.
Wiceadmirał W. F. Tribuc meldował: Najtrudniejszym i ciężkim zagrożeniem dla floty w związku z niedostateczną ilością sił trałowych staje się zagrożenie minowe. W ciągu jednej doby przeciwnik prawie sparaliżował działanie floty w Zatoce Fińskiej zarzuciwszy minami z powietrza redę Tallinna, Pałdiski, wyjście z Zatoki Fińskiej, na których zatonęły trzy okręty.
Katastrofalnie brakowało trałowców. Wychodząc z założeń najbardziej ofensywnej doktryny prawie ich nie budowano. Z około 200 potrzebnych flocie okrętów tej klasy faktycznie posiadano tylko 33 jednostki. Byłe statki rybackie, zmobilizowane dla potrzeb sowieckich sił morskich, przechodziły niezbędną przebudowę i były kierowane do eksploatacji w nowej roli niezmiernie powoli. Ale i one najczęściej nie były wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem: prowadziły służbę dozorową, przewoziły bomby i paliwo lotnicze na wyspę Eziel, zapewniając działanie lotnictwa dalekiego zasięgu, dokonującego propagandowych nalotów na Berlin. W ciągu dwóch miesięcy Flota Bałtycka straciła trzecią część swoich „oraczy morza”.
Sowieckie wyposażenie przeciwminowe pozostawało na poziomie pierwszej wojny światowej. Reprezentowały je trały podcinające Szulca wzoru 1898 r., trały żmijkowe wzoru 1911 r. i parawany ochronne typu K-1. Co to takiego niekontaktowe miny magnetyczne i antenowe miny przeciwnika w rodzaju EMC, TBM albo LMA, i jak z nimi walczyć, we Flocie Bałtyckiej nie wiedziano. Przeprowadzanie konwojów wykonywano bezpośrednio za trałami bez przewidzianego w regulaminach wstępnego rozpoznania minowego. Nie tyle nawet z powodu braku okrętów przeciwminowych, ile z paranoidalnego celu „maskowania torów wodnych”. Ta „innowacja” została ustanowiona rozkazem dowódcy floty z 10 sierpnia, chociaż wiceadmirał W. F. Tribuc w pamiętnikach sam wskazuje na idiotyzm takiej sytuacji: Nawigacyjne właściwości (ławice piaskowe, mielizny, wyspy) dają możliwość pływania w Zatoce Fińskiej tylko dokładnie po określonych trasach, które wskutek znajomości geografii były dobrze znane przeciwnikowi. Dlatego dla zarzucenia minami naszych szlaków komunikacyjnych miał on „idealne warunki”.
Inną „niespodzianką” stała się wydajność i bezkarność lotnictwa niemieckiego. Na tle bezradności „stalinowskich sokołów”. Natomiast okręty sowieckie wyróżniały się silnym uzbrojeniem artyleryjskim i torpedowym, ale miały jednak słabe uzbrojenie przeciwlotnicze.
23 czerwca 1941 r. zaczęło się rozwijanie sił podwodnych Floty Bałtyckiej w rejonach żeglugi przeciwnika. Okręt podwodny S-4 wyszedł w rejon Memela, S-6 – w Zatokę Pomorską, S-10 – w Zatokę Gdańską, Szcz-309, Szcz-310 i Szcz-311 – w środkową część Morza Bałtyckiego, M-90 – w Zatokę Fińską. W dniu następnym okręt podwodny S-5 wyszedł w rejon Bornholmu. Podwodny stawiacz min L-3 postawił miny w rejonie Memela. Jednak wyników nie było, jeśli nie liczyć próby okrętu podwodnego S-4 zaatakowania powracającego do bazy L-3.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 1/2014