Woschod-2 – śmierć czyhała wszędzie

Marcin Strembski
Pionierskie wyprawy kosmiczne zawsze niosą ze sobą pewien element ryzyka. Zrealizowana 60 lat temu misja radzieckiego statku Woschod-2 należała jednak do tych bardziej pechowych. Mimo że lot uważany jest za ogromny sukces w historii podboju kosmosu, to w jego trakcie śmierć czyhała niemal na każdym kroku. Kiedy po wielu perypetiach kosmonautom udało się wreszcie wylądować na Ziemi, musieli podjąć walkę o przetrwanie z dziką naturą.
Celem wystrzelonej 18 marca 1965 roku z kosmodromu Bajkonur misji Woschod-2 było dokonanie pierwszego w historii wyjścia człowieka w otwartą przestrzeń kosmiczną. Skonstruowano specjalny skafander Bierkut, a statek Woschod-2 został wyposażony w nadmuchiwaną komorę powietrzną Wołga. Jej szkielet składał się z 12 pneumatycznie usztywnianych rur, pomiędzy którymi rozpięto nieprzepuszczalne płótno, a na końcu zamontowano metalowy kapsel ze śluzą zewnętrzną. Związek Radziecki spieszył się z tą wyprawą, aby wyprzedzić Amerykanów szykujących się do podobnego wyczynu. Na dowódcę dwuosobowej załogi statku został wyznaczony Paweł Bielajew, a Aleksiej Leonow miał wykonać kosmiczny spacer.
Ryzykowny spacer kosmiczny
Zaraz po wejściu na orbitę komora powietrzna została napompowana. Przed wyjściem Leonowa obaj kosmonauci byli już w skafandrach. Bielajew był gotowy pomóc Leonowowi wrócić na statek w razie nieprzewidzianych okoliczności. Spacer kosmiczny rozpoczął się w trakcie wykonywania drugiego okrążenia orbity. Bielajew otworzył właz ze statku do komory powietrznej przy pomocy panelu kontrolnego. Leonow w skafandrze kosmicznym wszedł do środka komory, a Bielajew zamknął za nim właz. Kiedy zakończyło się wypuszczanie powietrza z komory, nastąpiło otwarcie śluzy zewnętrznej.
Leonow wypłynął w przestrzeń kosmiczną śledzony na bieżąco przez dwie kamery telewizyjne Topaz-25 zainstalowane na zewnętrznej powierzchni statku. Ponadto skafander Leonowa był wyposażony w opracowaną przez KGB miniaturową kamerę filmową F-21, ale uległa ona awarii – ramię do mocowania kamery odłamało się, gdy kosmonauta przeciskał się przez właz statku do komory powietrznej. Leonow oddalił się od statku kosmicznego na około pięć metrów, cały czas będąc zabezpieczony prowadzącym od kapsuły dodatkowym wężem tlenowym z linką asekuracyjną. Kosmonauta pozostawał w swobodnym locie przez 12 minut i 9 sekund.
Powrót do komory powietrznej przeobraził się jednak w walkę o życie. Duża różnica ciśnień pomiędzy zewnętrzną i wewnętrzną powierzchnią skafandra spowodowała silne napompowanie ubioru, który zupełnie zesztywniał. Leonow niemal całkowicie stracił swobodę ruchów, nie mogąc zgiąć rąk i nóg. Dopiero po tym, jak wpadł na pomysł zmniejszenia ciśnienia tlenu wewnątrz skafandra z 0,4 do 0,27 atm, był w stanie poradzić sobie z wejściem do komory powietrznej, lecz uczynił to przy ogromnym wysiłku fizycznym. Wyczekał do chwili, aż komora zamknęła się z zewnątrz i napełniła się powietrzem, a następnie zajął miejsce w kapsule statku przez wewnętrzny właz. Desperacka walka o powrót do statku tak go wykończyła, że – wbrew instrukcjom – nie zamykając po sobie włazu i nie sprawdzając szczelności kapsuły, Leonow otworzył zasłonę hełmu i przetarł oczy ze stróżek spływającego potu.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 3/2025