Wózek na strzelnicę

Jarosław Lewandowski
Idziemy na trening albo na zawody: bierzemy torbę strzelecką, wkładamy do niej co najmniej setkę nabojów, słuchawki, lunetę, podręczny zestaw akcesoriów – no i kilka sztuk broni. Parkujemy przed strzelnicą i mamy, zależnie od sytuacji, nawet kilkaset metrów do przejścia z tym całym ciężkim majdanem. Rzecz jest szczególnie istotna, gdy uprawiamy strzeleckie konkurencje dynamiczne. Tu nie dość, że dużo więcej niż gdzie indziej się strzela (a więc więcej nabojów trzeba zabrać za każdym razem), to jeszcze zawody rozciągnięte są przeważnie na większym obszarze. I sprawa trzecia, nie mniej ważna: tu zdecydowanie więcej czasu spędza się na czekaniu na strzelanie, niż na samym strzelaniu. Czyli warto wziąć ze sobą także coś do siedzenia – a nie zawsze pogoda pozwala na użycie kocyka czy poduszki, więc i jakieś turystyczne krzesełko by się przydało... I coś do picia, bo siedzenie na otwartej przestrzeni w słońcu też męczy. Tym samym zestaw tobołów rośnie, i rośnie, i rośnie...
A gdyby tak torba na kółkach?
Pierwsi byli golfiści, którzy też mają sporo do noszenia – a że nie wszędzie mogą używać pojazdów, więc torbę z kijami zaopatrzyli w koła takiej średnicy, żeby się nie zapadały w terenie. Ich pomysł wkrótce twórczo zaadaptowali surferzy – nie dość, że deski są ciężkie, to jeszcze targać je trzeba po kopnym piasku plaży. No i na plaży też miło byłoby usiąść, choćby po to, aby popatrzeć na wyczyny koleżanek i kolegów, popijając napojem z bąbelkami. Tak powstał „wózek plażowy”, czyli połączenie turystycznego krzesełka z wózkiem na zakupy, zaopatrzony w dwa kółka ogumione balonowymi pneumatykami. Taki wózek umożliwia swobodne przemieszczanie się po wydmach z ładunkiem potrzebnych sportowych akcesoriów, a po dotarciu do celu można na nim zasiąść jak na plażowym leżaku. Lekka konstrukcja z aluminiowych przeważnie rurek, obszytych płótnem żeglarskim i uzupełniona o niezbędne dodatki (haczyki, siatki, daszki, uchwyty na puszki itp.) jest jednocześnie wytrzymała i lekka – aby nie było zbyt wiele dodatkowych kilogramów do ciągnięcia. Skokowy wzrost zainteresowania takimi wózkami nastąpił razem z upowszechnieniem się deski z żagielkiem: wind surfing uniezależnił miłośników takich sportów od plaż Pacyfiku, i pozwolił uprawiać ten sport nieomal na całym świecie, przede wszystkim w Europie. I w ten sposób od dwudziestu już z okładem lat głównym dostawcą wózków plażowych jest niemiecka firma Eckla GmbH z miejscowości Bretzfeld – wcale nie położona nad morzem, tylko na głębokim śródlądziu, gdzieś pomiędzy Frankfurtem a Stuttgartem
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5/2016