Zadania dla Merlinów w MW RP

Zadania dla Merlinów w MW RP

Tomasz Witkiewicz

Polskie AW101 będą w naszych siłach zbrojnych nową jakością, porównywalną (oczywiście z zachowaniem wynikających ze skali zamówienia proporcji) do wprowadzenia przed laty samolotów F-16 Jastrząb czy transportowców CASA-295.

Polska zakupiła w kwietniu 2019 r. cztery morskie śmigłowce wielozadaniowe Leonardo AW101 Merlin, przeznaczone dla Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Zastąpią część używanych obecnie wiekowych Mi-14PŁ. Kontrakt został zawarty na sumę 380 mln euro i dotyczy – oprócz samych śmigłowców – także szkolenia załóg i pakietu logistycznego. Co więcej, mimo niewielkiej liczby pozyskanych maszyn zażyczyliśmy sobie dostawy wyposażenia specjalistycznego w formie modułów misyjnych, pozwalających na szybką rekonfigurację śmigłowców do odzyskiwania izolowanego personelu (Combat SAR, a w rzeczywistości do zadań poszukiwawczo-ratowniczych – SAR) lub zwalczania okrętów podwodnych (ZOP). Oficjalne przeznaczenie wiropłatów do misji CSAR jest w istocie pewnym wybiegiem, pozwalającym Polsce na zakup wysoce zaawansowanych śmigłowców SAR bez konieczności dopuszczenia do rywalizacji mniej zaawansowanych technicznie (ale i tańszych) śmigłowców innych producentów. Pozwoliło to też na zakup w trybie negocjacji z jednym podmiotem bez ryzyka interwencji prawnej UE. Dzięki temu w 2022 r. powinniśmy otrzymać pierwszą maszynę typu uznawanego za jeden z najlepszych w świecie w swej kategorii masowej.

Co potrafią Merliny?

Gdy zostaną dostarczone, będą też najgroźniejszym orężem naszego państwa na morzu, nieporównywalnie większym od nielicznych nowoczesnych systemów wprowadzonych dotychczas do MW RP. Tym bardziej że wprowadzane Kormorany są w istocie okrętami wsparcia bojowego, a to, jaki jest i czym dysponuje ORP Ślązak, nie wymaga ponownego opisu. Oczywiście taki stan rzeczy nie jest ani pożądany, ani optymalny, bo wbrew popularnej opinii, głoszącej, że „samolot/śmigłowiec jest najlepszym okrętem na Bałtyku”, prawda jest całkowicie odmienna. Najlepszy śmigłowiec czy samolot stanowi niezwykle cenne uzupełnienie i (lub) wzmocnienie sił okrętowych, swoisty multiplikator sił, jednak nie zastąpi sił okrętowych w ich podstawowym aspekcie, tj. w zdolności do długotrwałego przebywania w odległych rejonach. Lotnictwo morskie jest też zależne od pogody, zarówno w rejonie planowanych działań, jak i punktów bazowania. W przypadku możliwości zaokrętowania na pokład jednostki pływającej są one jednak zdolne do wsparcia grupy okrętowej praktycznie w każdym miejscu i czasie. Oczywiście nie jest intencją autora podważanie sensu zakupu tego rodzaju sprzętu, gdyż śmigłowce mają swoją niezwykle ważną i trudną do pominięcia rolę w działaniach ZOP, w akcjach ratowania życia ludzkiego na morzu, mogą też wykonywać szereg innych zadań bojowych i wsparcia.

Wybór AW101, dokonany niejako w zamian za uprzednio wybrane Airbus H225 Caracal (które były owocem utopijnej idei zakupu jednego typu śmigłowca do większości zastosowań militarnych), może oznaczać konieczność wprowadzenia do służby w MW dwóch kategorii śmigłowców. AW101 byłby w tym przypadku śmigłowcem ciężkim, bazowania lądowego i powinien zostać uzupełniony przez średni śmigłowiec pokładowy (w rodzaju AW159 Wildcat czy SH-60R Seahawk), co też zresztą zapowiedziano, uruchamiając w styczniu br. program Kondor dotyczący pozyskania czterech – ośmiu wiropłatów pokładowych. Jednak czy Polska faktycznie nie mogłaby osiągnąć unifikacji wiropłatów, przynajmniej w lotnictwie morskim? Tym bardziej że posiadane obecnie fregaty i tak osiągają swój kres służby, a standard ich hangarów i lądowisk już 30 lat temu został przez US Navy uznany za niezadawalający, co spowodowało powstanie ich wersji o większym kadłubie (a zatem i hangarze). Nie warto zatem dopasowywać „nowego auta do garażu po maluchu”…

Pamiętając o fiasku idei wspólnej platformy na poziomie sił zbrojnych (nierealnej chociażby przez konieczność zabezpieczenia maszyn morskich przed wpływem słonej wody, zbędnego dla maszyn lądowych), można jednak zapytać, czy jeden, a właściwie jeden już wybrany model nie zaspokoiłby wszystkich potrzeb morskich sił zbrojnych. Wszak jedynym ograniczeniem (poza finansowym) dla przyszłych maszyn pokładowych jest pojemność hangarów śmigłowcowych i nośność lądowisk na używających ich okrętach wielozadaniowych MW RP. Okrętach, których jeszcze nie wybraliśmy i których specyfikacja techniczna może zawierać wymóg przenoszenia śmigłowca ciężkiego. Gdyby podjęto taką decyzję, to program Kondor mógłby stać się po prostu nabyciem drugiej transzy śmigłowców AW101, których zakupiona do tej pory liczba dla wszystkich przewidzianych zastosowań w naszej MW jest za mała i które prędzej czy później będziemy musieli dokupić. Jeśli założymy, że misje SAR wymagają czterech maszyn, a misje ZOP kolejnych ośmiu (po cztery bazowania lądowego i pokładowych), to realne potrzeby dla Polski liczą tuzin śmigłowców. Czy warto zatem kupić je jako dwa różne typy?

Oczywiście używanie tych maszyn tylko w charakterze śmigłowców ZOP lub SAR mijałoby się z celem, ale posiadanie jednej floty uniwersalnych śmigłowców ze zmodularyzowanymi pakietami misyjnymi dałoby nam szereg nowych możliwości i korzyści.

Do najważniejszych z nich należą:
- standaryzacja techniczna wyposażenia lotniskowego;
- oszczędności wynikające z jednego systemu wsparcia logistycznego;
- jeden system szkolenia załóg (symulatory, kursy itp.);
- wymienność personelu;
- możliwość elastycznego konfigurowania maszyn do zadań (tj. np. więcej maszyn do zadań SAR w czasie pokoju, a więcej do zadań operacyjnych w czasie kryzysu);
- poszerzenia gamy zadań o zwalczanie okrętów nawodnych;
- wykorzystanie śmigłowców do zwalczania zagrożeń asymetrycznych;
- prowadzenie działań boardingowych;
- prowadzenie rozpoznania radiolokacyjnego;
- wskazywanie celów dla rakiet przeciwokrętowych;
- wykrywanie celów powietrznych i wczesne ostrzeganie przed zagrożeniem z ich strony.

Możliwości taktyczne wybranego przez Polskę śmigłowca pozwalają obecnie na realizację wszystkich powyżej wskazanych zadań, i to na bardzo wysokim poziomie. Zwalczanie okrętów nawodnych wymagałoby jednakże ich dozbrojenia w kierowane pociski rakietowe. Co ciekawe, wydaje się, że priorytet, przed ciężkimi pociskami przeciwokrętowymi, powinny mieć lekkie pociski zdolne do niszczenia zagrożeń asymetrycznych.

Realizacja trzech ostatnich możliwości wykorzystania AW101 wymagałaby jednak zakupu specjalnie dedykowanych działaniom AEW (wczesne ostrzeganie i wskazywanie celów) pakietów wyposażenia zawierających wyspecjalizowaną stację radiolokacyjną. Takie rozwiązanie techniczne już istnieje i jest wykorzystywane przez brytyjską Royal Navy. Brytyjczycy od lat używają bowiem wyspecjalizowanych śmigłowców dozoru radiolokacyjnego i wczesnego ostrzegania rodziny Westland SeaKing AEW2/5/ASaC7. Ostatnio te przestarzałe (w zakresie platformy latającej) maszyny są zastępowane przez wprowadzenie modułów misyjnych ASaC (Airborne Surveillance and Control) na wyposażenie zmodernizowanych AW101 Merlin HM2. Do wykorzystania zestawów Crowsnest (bo tak nazwano program przeniesienia używanych na Sea Kingach radarów Thales Searchwater2000 na Merliny) dostosowano 30 posiadanych śmigłowców właśnie poprzez użycie paletyzowanego wyposażenia. Brytyjczycy zakupili 10 pakietów radiolokacyjnych, które mogą być stosowane wymiennie na wspomnianych 30 maszynach. Ich wstępną gotowość operacyjną planuje się na wrzesień przyszłego roku. Rozwiązanie jest więc zatem gotowe, a Polska nie musiałaby ponosić kosztów opracowania systemu.

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 11-12/2020

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter