Za pięć dwunasta
Wojciech Holicki
Zdarzyło się 70 lat temu (14)
Za pięć dwunasta
Szansa na pomszczenie krążownika liniowego Hood była 26 maja 1941 roku niewielka i malała z każdą godziną. Płynący na wschód pogromca dumy Royal Navy, niemiecki pancernik Bismarck, odnaleziony został o 10.30 w odległości niecałych 700 Mm od wybrzeża Bretanii i stało się jasne, że jeśli utrzyma dotychczasową prędkość, to nazajutrz rano będzie mógł korzystać z osłony samolotów Luftwaffe bazujących na lotniskach w zachodniej części okupowanej Francji. Będący się najbliżej krążownik liniowy Renown miał zbyt słaby pancerz i uzbrojenie, by stawić czoła takiemu przeciwnikowi. Nieubłaganie topniał zapas paliwa na pancerniku King George V, natomiast silniej uzbrojony Rodney rozwijał zbyt małą prędkość by dogonić Bismarcka. W tej sytuacji Brytyjczycy mogli już tylko liczyć na to, że wymykający się okręt nieprzyjaciela zwolni w rezultacie skutecznego ataku samolotów torpedowych z lotniskowca Ark Royal. W ostatniej chwili, tuż przed zapadnięciem zbawczego dla Niemców zmroku, rachuby te spełniły się i to z naddatkiem.

PIERWSZY ATAK Z POWIETRZA
Po otrzymaniu informacji o opuszczeniu przez Niemców rejonu Bergen, w nocy 22 maja wyszły z bazy Scapa Flow na Atlantyk dowodzone przez adm. Johna Toveya siły główne Home Fleet: wspomniany na wstępie flagowiec King George V, lotniskowiec Victorious, pięć krążowników lekkich i sześć niszczycieli. Wkrótce do zespołu dołączył płynący z ujścia Clyde krążownik liniowy Repulse. Dowodzony przez kmdr. C. Bovella Victorious był jednym z najświeższych nabytków Royal Navy, wszedł do służby 15 maja. Miał być wkrótce wykorzystany do przerzutu kolejnej partii myśliwców typu Hawker Hurricane do Gibraltaru (w tej fazie wojny typowy „shakedown cruise” nie wchodził w grę), a na jego pokładzie, odpowiednio 11 i 19 maja, znalazło się sześć Fulmarów Eskadry 800Z oraz dziewięć należących do 825. Dywizjonu nowiutkich dwupłatów Swordfish Mk I, z których trzy wyposażone były w nowinkę techniczną – radar lotniczy wykrywania celów nawodnych (ASV, Air-to-Surface-Vessel lub Anti-Surface-Vessel). Maszyny te, spełniwszy swoje zadanie (osłona myśliwska i ZOP) na trasie, tak jak „ładunek” dla Malty powinny były przenieść się na lotniskowiec Ark Ro yal (plan przewidywał zastąpienie przez 825. Dywizjon steranego długą służbą 820., Fulmary miały posłużyć jako przewodnicy dla lecących na oblężoną wyspę myśliwców, a potem zasilić 803.). 20 maja Victorious stał w ujściu Clyde, mając już na pokładzie Hurricane’y. Po wykryciu Bismarcka i Prinza Eugena w fiordach pod Bergen myśliwce natychmiast wyładowano, a okręt Bovella popłynął do Scapa Flow. Tam Tovey osobiście wypytał dowódcę jednostki Swordfishów, kpt. mar. Eugene’a K. Esmonde’a, o wartość bojową dywizjonu i usłyszawszy, że może on przeprowadzić skuteczny atak torpedowy, postanowił dołączyć lotniskowiec do swojej formacji. 24 maja po południu dzięki meldunkom ze śledzących Niemców okrętów admirał wiedział, że przecięcie drogi przeciwnikowi nie będzie możliwe. O 15.09 wysłał więc Victoriousa przodem, w eskorcie czterech krążowników lekkich – Galatea, Aurora, Kenya i Hermione, z zadaniem zbliżenia się do jednostek przeciwnika i zaatakowania ich z powietrza. Znając położenie i kurs celu, oficer kierujący operacjami lotniczymi chciał, by powolne Swordfishe wystartowały, gdy dystans spadnie do mniej niż 100 Mm, mogąc wrócić na pokład przed zapadnięciem zmroku. Coraz bardziej wzburzone morze nie pozwalało jednak na rozwinięcie odpowiedniej prędkości i lotniskowiec nie mógł zbliżyć się tak bardzo. Dalsze odwlekanie startu groziło powrotem w kompletnych ciemnościach, więc o 22.08, gdy do celu pozostawało około 120 Mm, Victorious skręcił pod wiatr (był tak silny, że zatankowane i uzbrojone Swordfishe musiały być przytrzymywane przez ludzi obsługi pokładu startowego, gdy załogi zajmowały w nich miejsca) i zwolnił do 15 w. Dwie minuty później w powietrze wzniósł się „tobołek” Esmonde’a, mający oznaczenie boczne „5A”, a za nim osiem pozostałych, każdy z podwieszoną torpedą Mk XIV nastawioną na głębokość biegu 9,45 m i wyposażoną w zapalnik typu Duplex. Zaraz po starcie dwupłaty wpadły w szkwał, ale bez większych trudności zdołały utworzyć trzy klucze (dowódcą drugiego był por. Philip D. Gick, były instruktor w ośrodku szkolenia torpedowego FAA, a trzeci prowadził por. Henry C. M. Pollard, noszący przezwisko „Speed”) i ruszyły kursem 225o. O 23.00 w ich ślady poszły trzy Fulmary mające obserwować atak, a następnie utrzymywać za wszelką cenę kontakt z nieprzyjacielem, tak by w razie potrzeby kolejne uderzenie mogło zostać przeprowadzone następnego dnia o świcie. Dużo szybsze od objuczonych torpedami Swordfishów myśliwce wkrótce dogoniły je i formacja kontynuowała lot w kierunku pancernika z prędkością 160 km/h. Mówiąc Toveyowi, że jego ludzie są odpowiednio wyszkoleni, Esmonde nie mówił prawdy – tylko jego załoga, Gicka i Pollarda miały doświadczenie, pozostałe były złożone z nowicjuszy świeżo po szkoleniu, mających za sobą ćwiczebne ataki torpedowe, jednak wykonywane samodzielnie, nigdy w grupie; kilku wylądowało po raz pierwszy na lotniskowcu 19 maja. Pozostawał jeszcze problem samego odnalezienia celu, bo w panujących warunkach pogodowych, przy zachmurzeniu 8/10 na wysokości 500 m i częstych szkwałach, Bismarck był przysłowiową igłą w stogu siana. Nawigator Esmonde’a spisał się jednak doskonale, podobnie jak ASV – o 23.27 urządzenie w maszynie dowódcy złapało kontakt w odległości około 16 Mm przed formacją. Potem cel został zauważony przez szczelinę w chmurach, tylko po to, by zniknąć lotnikom z oczu sekundy później. Po zejściu poniżej obłoków Swordfishe znalazły jednak Norfolka, który nadał aldisem, że Bismarck znajduje się w jego prawej ćwiartce dziobowej, w odległości około 14 Mm.