Zapomniana gałąź prochów bezdymnych


PIOTR J. BOCHYŃSKI


 

 

 

 

Zapomniana gałąź prochów bezdymnych

 

 

 

Wyruszamy na następną wyprawę historyczno-detektywistyczną, by zapisać kolejne białe karty naszej historii. Znów, jak to miało miejsce przy środkach konserwujących broń, zapuszczamy się w obszary chemii – lecz mam nadzieje, że ta historia zafrapuje Państwa w tym samym stopniu, co mnie.

 

 

W dotychczasowych licznych opracowaniach na temat historii materiałów miotających wśród prochów bezdymnych zazwyczaj omawiane są trzy grupy prochów, wyodrębniane według kryterium typu rozpuszczalnika, zastosowanego w celu żelatynizacji nitrocelulozy:

  • prochy nitrocelulozowe – oparte na rozpuszczalnikach lotnych (etanol, eter, aceton), ulatniających się z masy prochowej niemal całkowicie w dalszych operacjach technologicznych;
  • balistyty – oparte na rozpuszczalniku trudno - lotnym lub nielotnym o postaci ciekłej: głównie są to prochy nitroglicerynowe i nitroglikolowe;
  • kordyty – oparte na bazie rozpuszczalników mieszanych o właściwościach lotnych i trudno lotnych.

Oprócz tych trzech podstawowych grup materiałów miotających istnieje jeszcze czwarta grupa prochów bezdymnych, opartych na plastyfikatorze w postaci stałej, otrzymywanych przez działanie na nitrocelulozę (lub inne związki, jak nitrolignina czy nitroskrobia) w podwyższonej temperaturze. Oprócz plastyfikatora w podstawowy skład mieszanki prochowej wchodzą tam również utleniacze nieorganiczne nieorganiczne, najczęściej w postaci azotanów (lub chloranów i chromianów). Grupa ta jest zazwyczaj tylko ogólnie wzmiankowana lub wręcz całkowicie pomijana w opracowaniach tematycznych, a przecież prochy tego typu na początku istnienia prochów bezdymnych stanowiły bardzo ważną gałąź rozwojową, pod wieloma względami równoważną z innymi gatunkami prochów, a w niektórych aspektach wręcz je przewyższały.

Materiały miotające tego typu można byłoby nazwać prochami nitroarenowymi z tego względu, że głównymi stosowanymi plasty fikatorami były nitrowe pochodne arenów (węglowodorów aromatycznych), głównie:

  • benzenu: di-, trinitrobenzen,
  • toluenu (metylobenzenu): mononitrotoluen (MNT), dinitrotoluen (DNT), 2,4,6-trinitrotoluen (TNT, potocznie zwany trotylem),
  • fenolu (hydroksybenzenu): mono-, dinitrofenol, 2,4,6-trinitrofenol (TNP; potocznie zwany kwasem pikrynowym).

W znacznie mniejszym zakresie zastosowanie znajdowały nitropochodne naftalenu, ksylenu (dimetylonbenzenu), kumenu (izopropylobenzenu), krezolu (hydroksytoluenu).

Wśród licznej grupy nitrowych pochodnych związków aromatycznych, najważniejszym wyjątkiem jest nitrobenzen, który w warunkach normalnych ma postać ciekłą. Z tegoż powodu takie materiały miotające, jak induryt oraz inne podobnie bazujące na nim, jak np. brytyjskie Greener’s Powder czy proch N.E (gdzie rozpuszczalnikiem były nitrowęglowodory alifatyczne), powinny być zaliczane raczej do grupy balistytów (zgodnie z przyjętą na wstępie artykułu systematyką według rozpuszczalników).

Uważny Czytelnik już zapewne zauważył, że jako plastyfikatorów w tych prochach bezdymnych używano bardzo silnych materiałów wybuchowych kruszących, takich jak kwas pikrynowy czy też TNT. To wszak, co było podstawą ich sukcesu, z czasem przyczyniło się również do ich upadku i wycofania z użycia. Na początku bowiem wprowadzania ich do użytku zastosowane plastyfikatory w postaci nitrozwiązków aromatycznych nie miały jeszcze powszechnego uznania i stosowania w technice wojskowej jako materiały kruszące w amunicji artyleryjskiej (no, może oprócz kwasu pikrynowego). Pozwalało to odkrywcom na testy i próby z nowymi substancjami w różnych konfiguracjach, lecz z czasem wojska niemal zupełnie przeszły na stosunkowo najłatwiejszą i najtańszą do uzyskania, a trwałą i stabilną nitrocelulzę – wyjątkiem były armia brytyjska, w której amunicja karabinowa elaborowana była kordytem, a tak że włoska, której naboje elaborowane były z kolei balistytami. Eksperymenty z innymi rodzajami materiałów miotających stały się domeną rynku cywilnego – prochy te znalazły głównie zastosowanie w amunicji myśliwskiej i sportowej różnego rodzaju. Być może receptury i właściwości użytkowe tych prochów rozwijałyby się nadal, dochodząc do prochów równie niezawodnych, tanich i bezpiecznych, co nitrocelulozowe, gdyby nie wybuch I wojny światowej. Wraz z nim nadszedł szybki i nieodwołalny kres egzystencji prochów nitroarenowych, bo materiały wybuchowe kruszące były potrzebne do elaborowania granatów artyleryjskich i bomb. Po jej zakończeniu nitroceluloza była już tak dominującym materiałem miotającym, że próba powrotu do prac nad jej alternatywami z góry skazana była na niepowodzenie.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter